Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi z3waza ze starożytniego miasteczka Pobiedziska. Mam przejechane 74680.40 kilometrów w tym 20878.01 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.70 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy z3waza.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 27.30km
  • Teren 27.00km
  • Czas 01:47
  • VAVG 15.31km/h
  • VMAX 44.30km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Podjazdy 819m
  • Sprzęt Janek z Czarnolasu
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bike Adventure 4 Etap - ale opis całości

Niedziela, 16 sierpnia 2015 · dodano: 19.08.2015 | Komentarze 4

Dzień pierwszy
Jeszcze w 1. dniu zawodów byłem zapisany na dystans PRO, ale dzień wcześniej Michał Fogt, z którym miałem jechać w parze napisał do mnie "a może się przepiszemy na FUN?", moja odpowiedź była "kolarstwo to ból, nie ma mowy" :). Ale powstał we mnie dylemat... a moze jednak - jest upał, po co się tak zarzynać, pojadę sobie na luzie, i tak nic nie ugram... i tak zasypiając podjąłem decyzję... przepisuję się na FUN.
Rano wizyta w biurze zawodów i bezproblemowo przepisujemy się, co prawda mówią że na FUN jest 20 par czyli będzie ciężko, ale co tam, dystanse są krótkie, Michał przekonuje, że przynajmniej będzie można się pościgać itd.
No nic po rozgrzewce stajemy w pierwszej linii i po chwili rura za samochodem.

Na płaskim idzie szybko, ale wkrótce zaczyna się podjazd i czołowe konie z FUNa odjeżdżają, a ja sapiąc pnę się pod górę za kołem Michała, który narzuca tempo. Jest gorąco, ale jednak odpocząłem przez ostatnie 3 dni, kiedy bardziej spacerowałem na rowerze, niż cisnąłem ostro. No dobra, pierwszy podjazd za mną zaczyna się zjazd po jakichś kamieniach na razie niezbyt trudnych ale jednak, a potem już długi podjazd pod Dwa Mosty. Tam łapiemy jakiegoś zawodnika, który ładnie narzuca tempo, tak akurat żeby jechać trochę szybciej niż jechałbym sam. Przed szczytem Michał odjeżdża do przodu zatankować picie a ja jadę za kołem gościa. Na zjeździe jednak mi odjeżdża, nie wiem jak to zrobił bo zjazd nie był trudny technicznie - to asfaltowa droga w kierunku Przesieki - ja dokręcając miałem powyżej 60km/h a i tak odjechał. No nic... zjazdy mają to do siebie, że się szybko kończą, a po zjeździe zaczyna się pagórkowaty fragment najeżony klamorami, jakoś przebijam się przez te kamienie, jeszcze podjazd pod sztywny asfalt zakończony jeszcze sztywniejszym terenem i już zjazd do mety. Wpadamy razem, gadamy spokojnie, aż tu ktoś mówi - pierwsza para przyjechała... patrzymy na siebie z Michałem - to my???? Sprawdzamy na mecie - faktycznie - jesteśmy pierwsi!!!!
Hurra - pierwszy raz wygrałem w jakichś zawodach. Potem idzie w ruch komórka i analiza wyników - okazuje się że drugim wrzuciliśmy 16 minut - jest dobrze - choć się zastanawiam jak to będzie drugiego dnia - bo ten etap kosztował mnie sporo sił.
Dzień drugi
Drugi dzień to Izery - kiedy byłem na Bike Adventure w 2013 roku był to etap który leżał mi najbarziej - ale był to wówczas 3. etap, a na 2. jechało mi się fatalnie. Z takimi wątpliwościami staję na starcie w Górzyńcu. Ruszamy... Michał krzyczy "staraj się trzymać koło" - ruszam ostro - jest lekki podjazd - ale po chwili czuję, że noga nie idzie, kurde, szlag by to myślę, ale jechać trzeba, podjazd choć łagodny ciągnie się w nieskończoność, ma około 8,5km. I tak jadę swoim tempem, myśląc o tym że na pewno mnie powyprzedzają nasi rywale. Ale na szczęście nie wyprzedzają, a my jesteśmy na rozdrożu izerskim - stąd czeka nas łatwy zjazd po szutrze, tempo podkręca Michał, średnia na tym odcinku to niemal 40 km/h. I przed nami kolejna sztajfa, która jest tak stroma, że chyba mało kto podjeźdża. A potem już zjazd w dół od Zakrętu Śmierci, który idzie mi całkiem sprawnie i po chwili jesteśmy na mecie na stadionie w Piechowicach, W tym dniu przewaga już nie jest taka duża - zyskujemy 6 minut, ale razem daje to już 22 minuty. Jest dobrze!
Dzień trzeci
Trzeci dzień dwa lata temu okazał się być dość łatwy dla mnie - ale trasa była inna, łatwiejsza technicznie... hmm zobaczymy. Tym razem startujemy z końca stawki, początek to asfaltowy podjazd pod Michałowice, zadanie - wyprzedzić na nim rywali, mi się wydaje że ich wyprzedzamy, Michałowi nie - więc podkręca tempo, tak że pod koniec podjazdu wjeżdżam zapluty jakbym finiszował na Snieżce :).
Reszta jazdy to uczucie nieustającej bomby. Żele, woda nic nie dają, jest mi ciężko masakrycznie. A jeszcze dochodzi zjazd po kamienistym wyschniętym strumieniu, który w połączeniu z moim zmęczeniem, zamienia się w katorgę. Na szczęście etap okazuje się krótszy od zapowiadanego i niespodziewanie tuż po rozjeździe FUN/PRO pojawia się tablica 3km do mety. Uffff - znam tę drogę z pierwszego dnia. Cisnę więc ile mogę na przedostatnim łuku ledwo się mieszczę w drodze, ale na metę wpadam 4 minuty po Michale, ale i tak okazało się że drudzy w generalce czyli drużyna Bikehead mieli jeszcze większy dzień słabości i nasza przewaga urosła do 38 minut. Teraz już wiem że tylko jakiś pech może nam odebrać zwycięstwo generalne.
Dzień czwarty i ostatni
Do startu stajemy z Michałem z założeniem - tym razem jedziemy osobno. Zaczyna się tym samym podjazdem co pierwszego dnia, co ciekawe wychodzi na Stravie, że mimo, iż jechałem spokojnie podjechałem go nieco szybciej niż drugiego dnia. Gdzieś w połowie podjazdu dochodzi mnie nasza para mixt - Tomek Wołyński i Ewa Michalska, zdeterminowani aby odzyskać pierwsze miejsce w generalce stracone poprzedniego dnia po kłopotach technicznych. Ale w pewnym momencie im jednak odjeżdżam. A potem zaczynają się przeszkody techniczne - single po lesie z kamieniami, strome zjazdy itp. Przyznać muszę, że trochę odpuszczam, mam jednak w głowie to że nie stracę tych 40 minut nawet się ślamazarząc na tych technicznych odcinkach, a za to szansa że nie wyląduję gdzieś np. ze złamanym obojczykiem rośnie :). Warto było zarzynać się przez te 3 dni żeby mieć ten spokój :). I tak dotelepuję się do mety. Tym razem na skutek mojej jazdy zajmujemy dopiero 3 miejsce, ale tracimy ledwie 4 minuty. Co prawda mało brakowało, a nie byłoby tego dni etapowego podium, bo zawodnik z czwartej pary przegrał ze mną ledwie 2 sekundy, słyszałem go za sobą dojeżdżając do mety, jednak odruchowo przyspieszyłem nie oglądając się... i całe szczęście, że instynkt zadziałał, bo jednak przyjemnie jest na podium, hehe.

No i co? I meta! I pierwsi w generalce w parach na dystansie FUN! Było ciężko, momentami bardzo ciężko, ale radocha jest. I w ogóle się podpaliłem i chce mi się jeszcze pojeździć po górach, bo jednak to dopiero jest prawdzie MTB, a nasze nizinne wyścigi też są potrzebne, ale niestety do tych po prawdziwych górach nawet się nie umywają. 

Pierwsi w generalce - jeszcze tu wrócę :)





Komentarze
josip
| 21:54 niedziela, 23 sierpnia 2015 | linkuj Wielkie Gratki! A odczucia względem ścigania na nizinach mam identyczne po tych 10 dniach w górach..
Jurek57
| 19:22 środa, 19 sierpnia 2015 | linkuj O majster !!! :-)
gratulacje !
zbych741
| 19:01 środa, 19 sierpnia 2015 | linkuj GRATULACJĘ!!! :)
Beny79
| 13:12 środa, 19 sierpnia 2015 | linkuj Gratuluję wyniku :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa zebok
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]