Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi z3waza ze starożytniego miasteczka Pobiedziska. Mam przejechane 74680.40 kilometrów w tym 20878.01 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.70 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy z3waza.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Tour de France

Dystans całkowity:1395.47 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:39:47
Średnia prędkość:35.08 km/h
Maksymalna prędkość:72.40 km/h
Suma podjazdów:7358 m
Maks. tętno maksymalne:177 (98 %)
Maks. tętno średnie:166 (92 %)
Suma kalorii:33908 kcal
Liczba aktywności:22
Średnio na aktywność:63.43 km i 1h 48m
Więcej statystyk
  • DST 120.20km
  • Czas 02:59
  • VAVG 40.29km/h
  • VMAX 61.90km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • HRmax 168 ( 93%)
  • HRavg 152 ( 84%)
  • Kalorie 2471kcal
  • Podjazdy 335m
  • Sprzęt Nena
  • Aktywność Jazda na rowerze

Poznań Bike Challenge

Niedziela, 10 września 2017 · dodano: 11.09.2017 | Komentarze 4

W zasadzie to miałem nie jechać… ale była brzydka pogoda i nie chciało mi się jechać samemu. I jeszcze się okazało, że jest wolny pakiet startowy, bo się kolega rozchorował.
No to pojechałem…
Tak w ogóle to nie lubię tej imprezy- bo spęd, bo kraksy itd… No ale pojechałem
Na luzie pojechałem, bez spiny, i szło zupełnie dobrze dopóki nie złapałem laczka w Łagiewnikach Kościelnych tuż przed Kłeckiem, miałem trochę szczęścia bo zaraz za grupą jechał samochód serwisowy Shimano i wymienili mi koło w minutę, no ale peleton odjechał. Trochę pocisnąłem sam, przejeżdżając samotnie przez Gorzuchowo i Kłecko, skupiając dzięki temu na sobie uwagę kibiców. Za Kłeckiem dorwała mnie druga grupa. I tak z nią dotarłem do mety. Finisz sobie odpuściłem, bo duch bojowy ze mnie uleciał gdzieś pomiędzy Gorzuchowem a Kłeckiem.
Co do samej imprezy – potwierdziła ona moją do niej niechęć – po pierwsze opóźnienie 1,5 godziny, po drugie źle zabezpieczona trasa, albo jakieś pomysły rodem ze snu wariata jak punkt żywieniowy zajmujący pół pasa tuż za górką gdzie wszyscy się rozpędzają żeby dospawać luki. No i na mecie – brak choćby ciepłej herbaty, piwo było owszem smaczne, ale jak je wypiłem to się zacząłem trząść z zimna, więc przyjemność to taka sobie. Kraksy owszem były, ale jak jedzie 1500 osób to być muszą, statystyka działa. Za rok chciałem jechać żeby się zakwalifikować do mistrzostw świata, ale na teraz mam poważne wątpliwości. Jedyna pochwała należy się sprawnej obsłudze Shimano – dzięki za pomoc.
Kategoria Tour de France


  • DST 44.62km
  • Czas 01:10
  • VAVG 38.25km/h
  • VMAX 56.20km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • HRmax 174 ( 97%)
  • HRavg 162 ( 90%)
  • Kalorie 1066kcal
  • Podjazdy 44m
  • Sprzęt Nena
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tor Poznań

Czwartek, 7 września 2017 · dodano: 08.09.2017 | Komentarze 0

Pierwszy raz w tym roku i po raz pierwszy od dwóch lat postanowiłem wybrać się na Kolarski Czwartek na Torze Poznań. Pogoda była taka se, ale po trzech dniach bez roweru noga mnie swędziała :). Dość śliski tor nie nastawiał mnie jakoś bojowo, ale ruszyłem, pierwsze kółko poszło dość spokojnie mimo prędkości średniej powyżej 44km/h, ale na drugim na czwartym zakręcie doszło do kraksy, to skutecznie chłodziło moje chęci do ścigania i resztę przejechałem treningowo. Ot start bez historii.

Taka aura była przed startem

Foto by Mr Kurek



  • DST 63.10km
  • Czas 01:33
  • VAVG 40.71km/h
  • VMAX 64.10km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • HRmax 168 ( 93%)
  • HRavg 154 ( 86%)
  • Kalorie 2080kcal
  • Podjazdy 441m
  • Sprzęt Nena
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pałuki Tour 2017

Niedziela, 3 września 2017 · dodano: 04.09.2017 | Komentarze 3

W tym roku  odbyła się dopiero druga edycja wyścigu w Żninie, który stał się jednym z moich ulubionych od startu w zeszłym roku. Można więc powiedzieć, że to taka miłość od pierwszego wejrzenia. Zresztą nie było to chyba moje tylko zauroczenie, bo wyraźnie dobra fama poszła i w tym roku stawiła się mocna stawka z FTI i Merxami na czele. No i również przyjechały 'gepardy" z Fogt Bikes :). Czyli ja, Michał Fogt, Tomek Kwiatkowski, Michał Łuczak i Sebastian i Sebastian Ryś.
Pogoda była niezła na ściganie, bo nieco poniżej 20 stopni. Lubię takie temperatury - można oszczędzić na izotonikach :). Trochę na bezczela wepchnęliśmy się na pierwszą linię i czekaliśmy startu. Start w Żninie jest pod lekką, ale dość długą górkę, lubię takie starty bo błyskawicznie sortują peleton i potem robi się mniej nerwowo. Ku mojej radości jadę spokojnie w głównej grupie, ale też patrzę jak odchodzi ucieczka z Arturem Kozalem. Po pierwszej górce jest długa dość płaska prosta, więc prędkości są chyba duże, nie wiem nie mam czasu patrzeć na licznik. A potem zaczyna się najlepszy (czyli najtrudniejszy) fragment, po zakręcie szosa się zwęża i uderza w nas boczny wiatr, wiec walka o pozycję trwa cały czas. W pewnym momencie droga wjeżdża w las i robi się lekko z górki, więc dzida, a tu nagle zakręt ponad 90 stopni - znam go, a mimo to popełniam błąd i ląduję na poboczu, więc muszę gonić, ale jakoś łatwo to przychodzi, w ogóle cały czas trzymam się blisko Tomka Kwiatkowskiego i Michała Łuczaka mając wciąż kontakt wzrokowy z Michałem Fogtem, Sebastian szaleje gdzieś z przodu grupy :). No ale po sekcji pagórków odpada Michał Łuczak, a my wyjeżdżamy z lasu wprost na wmordęwind. Michał namawia nas na podjechanie do przodu, nawet fajnie tam jest i nawet nie wiadomo kiedy wpadamy z powrotem do Żnina, zaczyna się drugie kółko, wszystko idzie OK,ale gdzieś w lesie kraksę zalicza Sebastian, w efekcie czego robi się luka i z Tomkiem musimy spawać do głównej grupy. Na jakimś krótkim podjeździe zerkam na licznik - jest 55km/h, ale dołączamy :). Tyle ze trochę to kosztowało, więc mnie łapie lekki kryzysik, zarówno fizyczny jak i mentalny ("w tym roku już się nie ścigam, po co mi to" itd.). No ale na szczęście udaje się to jakoś przekręcić wraz z kolejnymi obrotami korby. Niestety pod koniec na wietrznym odcinku dopada nas deszcz, niewiele widzę przez mokre okulary, a trasa jest śliska. A do mety jest najpierw ostry zakręt a potem przejazd przez rondo... no i odpuszczam, niewiele ale jednak tracę do głównej grupy, Jeszcze próbuję dogonić jedyną kobietę przed sobą czyli Martę Gogolewska, która też trochę została za grupą, no ale się nie udaje... w sumie do głównej grupy tracę może z 5 sekund, a do zwycięzcy 2 minuty. Wystarcza to na 43 miejsce open i 10 w kategorii, trochę jest niedosyt ale przeważa zadowolenie, choć faktycznie noga tego dnia była.

Stoimy se na pierwszej linii

Jest moc :)
Pędzę to niewyraźny jestem :)

już na mecie...

...jak koń po westernie

Eka z Zalasewa
Filmik z przejazdu


  • DST 57.80km
  • Czas 02:17
  • VAVG 25.31km/h
  • VMAX 72.40km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • HRmax 169 ( 94%)
  • HRavg 151 ( 84%)
  • Kalorie 1962kcal
  • Podjazdy 1245m
  • Sprzęt Nena
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tour de Pologne Amatorów

Piątek, 4 sierpnia 2017 · dodano: 05.09.2017 | Komentarze 0

Miałem ambiwalentne odczucia odnośnie tego wyścigu. Z jednej strony się cieszyłem na pierwszy wyścig szosowy w górach, z drugiej mam do zawodów organizowanych przez Langa dość specyficzny stosunek. To znaczy mam zawsze nieodparte wrażenie, że jest to rodzaj spędu/festynu w którym nie najważniejsi są zawodnicy, a sama impreza. Jednym słowem nos dla tabakiery. Ten wyścig w sensie atmosfery to potwierdził. Zresztą w związku z tym i z faktem, że nie wiedziałem jak pójdzie mi w górach potraktowałem to wydarzenie bardziej jak rajd niż prawdziwy wyścig. Do startu przystąpiłem bez żadne rozgrzewki, zresztą nie miało to sensu bo stałem w 11 sektorze i ruszyłem chyba z 20 minut po pierwszych. W efekcie pierwszy podjazd pokonałem na spokojnie - tak aby wyrównać oddech i wejść na obroty, a i tak się trochę zagotowałem, na szczęście potem był długi zjazd i zanim dojechałem do podjazdu pod Łapszankę byłem już w odpowiednim cugu, to est stromy osiągający 20% podjazd, ale z objazdu wiedziałem, że dam radę... co z tego soro gość dwa rowery przede mną jedną osobę zepchnął do rowu, a mnie zmusił do zatrzymania. W tych warunkach dalsze ruszenie było niemożliwe bo po prawej pchali rowery, a po lewej jechał ciąg rowerzystów, trzeba było laczkować. za to potem był dłuuugi i fajny zjazd który pokonuję ze średnią 58km/h co oczywiście żadnym rekordem na Stravie nie jest. Po tym zaczyna się lekko pagórkowata, a w zasadzie płaska trasa, tam łapię się z kilkoma kolegami na dobrą współpracę i wyprzedzamy po prostu tłumy. Tak dojeżdżam do słynnego Gliczarowa, niestety wiem że na tym przełożeniu jakie mam nie wjadę wszystkiego. I gdzieś w połowie trasy muszę kawałek podepchnąć. Potem jeszcze zjazd, krótki podjazd, zjazd z niebezbiecznym zakrętem i już finałowy podjazd do Bukowiny. Jadę swoim tempem, zastanawiając się nad tym z jaką to średnią podjeżdżają to zawodowcy. No i jestem na mecie, w sumie bez rewelacji...
Na plus organizatorom trzeba przyznać zabezpieczenie trasy, bufet i ogólnie oprawę. Po starcie idziemy na przechadzkę po miasteczku zawodów, fajne to, że oni się rozgrzewają wśród kibiców, no i można popatrzeć na godne sprzęty :) Ot i tyle. Ze pojechałem nie żałuję, ale żebym miał wracać co rok to raczej nie.

Stoję tam gdzie ZOMO

Start

i już meta...

trzeba przeanalizować Stravę

Góry i ja

CCC też używa Campagnolo - mądre chłopaki

Rowerek Domenico Pozzovivo

Kategoria Tour de France


  • DST 86.57km
  • Czas 02:23
  • VAVG 36.32km/h
  • VMAX 57.20km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • HRmax 176 ( 98%)
  • HRavg 158 ( 88%)
  • Kalorie 2101kcal
  • Podjazdy 457m
  • Sprzęt Nena
  • Aktywność Jazda na rowerze

Puchar Bałtyku - Kołobrzeg

Sobota, 17 czerwca 2017 · dodano: 18.06.2017 | Komentarze 3

Już 5 start w tym sezonie na szosie. Po tym akurat jestem połowicznie zadowolony jako optymista, i w połowie niezadowolony jako pesymista. Ale po kolei jak było.
Do Kołobrzegu wyjechałem w sobotę bardzo rano - czyli chwilę po 4:00. Na szczęście nie jechałem sam, a z teamowym kolegą Rafałem. Dzięki temu, że wyjechaliśmy dość wcześnie na miejscu byliśmy o 7:30 czyli pół godziny przed zamknięciem odbioru pakietów startowych i dobrze, chwila luzu prze startem jest potrzebna. Niestety aura jaka nas przywitała nie tylko w Kołobrzegu, ale ogólnie tego dnia była mało sprzyjająca, przelotne opady deszczu, a do tego dość silny wiatr. Na ale nie po to jechałem niemal 300km w jedną stronę żeby mnie jakiś deszczyk wystraszył. W sumie nasz team był reprezentowany przez 8 osób więc oczywiście było z kim pogadać przed startem i czas do ustawiania się w sektorach minął tak szybko, że nagle okazało się że trzeba się już przebierać.

Lans przed startem
Przed samym startem jestem dziwnie spokojny -to nie jest normalne żeby miał tętno w granicach 75, normalnie oscyluje wkoło 100. Dziwne... W końcu następuje upragniony start, najpierw powoli za pilotem przejeżdżamy miasto i kawałek za Kołobrzegiem idzie ogień. Niestety trochę zbyt bojaźliwie przepływałem do przodu i w efekcie łapię się dopiero w druga grupkę. W pierwszej odjeżdża Michał Fogt z Rafałem. Ale u nas też nie ma lipy - na samym początku nasz team nadaje w tej grupie tempo. Gdzieś po paru kilometrach to się sypie - w grupie zostaję tylko ja i Maciej Socha. Ale pomimo paru drobnych kryzysów nie strzelam z koła. A po przejechaniu odcinka brukowego w ogóle łapię wiatr w żagle i znowu zaczynam pracować z przodu, co nawet zostało uwiecznione na filmiku z TV Szczecin.

Niewiele widać bo to kadr z filmu - ale ten z przodu to ja :)
Po drodze mijamy jakiś podjazd - ale nietrudny. W ogóle współpraca idzie świetnie, ale w końcu wjeżdżamy w nieprzyjemny odcinek z ewidentnym wmordęwindem, a do tego dość wyboisty i z wyrwami w asfalcie, a ja tam trochę dałem ciała i znalazłem się na rancie. Z drugiej strony uratowało mi to dupę, bo w pewnym momencie jakiś gość chyba się smyknął na dziurze i zrobił kraksę w której niestety leżał Maciej, ja przelatuję bokiem po trawie, kątem oka widzę że Maciej się podnosi, więc raczej nic poważnego się nie stało. Ale niestety zasadnicza część naszej grupki mi ucieka, a ja po tej jeździe na rancie nie mam siły gonić... No i zostaję sam, a to dopiero 70 km. Przede mną majaczy jakaś sylwetka, którą gonię - to jakieś 300m ale odległość się nie zmienia. Co gorsza cały ten odcinek jest pod wiatr. Trochę mnie to psychicznie łamie - ale widzę że za mną też nikogo, cóż trzeba po prostu dojechać do mety.  I tak jadę aż tu na 1000m do mety mija mnie najpierw wóz sędziowski, a zaraz potem grupka w której jedzie Maciej. Podpinam się pod nich, po chwili doganiamy rywala - tego co mi majaczył. I zaczyna się finisz. Siadam na koło Macieja, ale jednak samotne rzeźbienie przez 15km daje się we znaki i czuję że nie wyjdę z koła. No i jestem na mecie gdzieś na jakiejś wiosce pod Kołobrzegiem. Bo meta nie była w mieście. Na samej mecie czekają już na nas Michał Fogt I Rafał Mermela. Dobrze pojechali zajmując odpowiednio 2 i 5 miejsce w kategorii. Ja jestem 57 i 19 a mogło być lepiej i czasowo i jeśli idzie o miejsce. Myślę że pierwsza 40 była w zasięgu... No i prawie tyle... No jeszcze ważne jest to że zajęliśmy 3 miejsce teamowo w czym miałem swój udział zajmując 4 miejsce wśród Fogtów.
Podsumowując mogło być lepiej, ale nie było źle. Sam wyścig dobrze zorganizowany, dość trudy nie ze względu na teren, ale wiatr. Chętnie go powtórzę i mam nadzieję, że w A.D. 2018 aura będzie bardziej sprzyjająca.

Na mecie


  • DST 37.67km
  • Czas 01:01
  • VAVG 37.05km/h
  • VMAX 45.98km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • HRmax 173 ( 96%)
  • HRavg 161 ( 89%)
  • Kalorie 938kcal
  • Podjazdy 68m
  • Sprzęt Nena
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

IX Koźmiński Maraton Rowerowy

Sobota, 3 czerwca 2017 · dodano: 05.06.2017 | Komentarze 4

Trzeci raz wystartowałem na tej imprezce i znowu zanotowałem progres, teraz już tylko pozostaje wygranie wyścigu w kategorii open :).
"Krótko mówiąc" zająłem 3 miejsce w stawce i 1 w kategorii.
Sam wyścig ułożył się po mojej myśli od początku. Po pierwsze - minusem startu w Koźminie jest to, że startuje się grupach 10 osobowych więc jest to taka trochę loteria kogo się trafi, mi się trafiły akurat dobre konie. Po drugie zaraz po starcie wyrwałem do przodu i jechał sam tak ze 2 i pół kilometra czekając aż się ustawi pociąg w mojej grupie. W końcu zrobiła się nas pięcioosobowa grupka, wystarczy aby sprawnie cisnąć na tak krótkim dystansie. Zasadniczo do mniej więcej połowy jechaliśmy razem, aż za pewnym zakrętem dwóch kolegów z Pleszewa jadących w jednej drużynie zrobiło piękną ucieczkę, ja się troszeczkę zgapiłem, bo mogłem za nimi szarpnąć, choć na kresce pewnie z nimi i tak bym nie wygrał. I tak zostaliśmy we trzech, moi partnerzy w pewnym momencie osłabli pozostała mi samotna rzeźba pod lekki wiatr i ściganie się z duchami rywali w mojej kategorii wiekowej, okazało się, że niepotrzebnie bo drugiemu z M4 włożyłem ponad 8 minut!. Do 2 pierwszych straciłem minutę i 12 sekund, trochę szkoda ale to i  tak jeden z najlepszych moich wyścigów w karierze - 3/75 open i 1 /13 w kategorii.

Nie że nas było tylko dwóch - trzeci nie przyszedł na dekorację :)



  • DST 65.50km
  • Czas 01:42
  • VAVG 38.53km/h
  • VMAX 61.64km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • HRmax 168 ( 93%)
  • HRavg 153 ( 85%)
  • Kalorie 1462kcal
  • Podjazdy 215m
  • Sprzęt Nena
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

VELO Toruń

Poniedziałek, 8 maja 2017 · dodano: 08.05.2017 | Komentarze 6

Do trzech razy sztuka - 2 poprzednie edycje jakoś mi były nie po drodze, ale na trzecią się załapałem.
Wystartowałem jako część teamu FogtBikes z jasno założonymi celami i zadaniami na ten wyścig. Założenia zaczęły się sypać już przed startem, bo okazało się że jednak pada, w związku z czym zaczęły padać propozycje alternatywne od pojechania mocnego treningu, po pójście na piwo. Ale koniec końców cały team ustawił się spokojnie pod koniec pierwszego sektora, miejsce wcale nie najgorsze bo start był równie spokojny jak nasze ustawienie i dało się przepłynąć do przodu. Naszych planów nie zdradzę, może tylko cele - celem było zajęcie jak najlepszego miejsca przez jednego z dwóch najmocniejszych naszych kolegów. Do realizacji zabrakło trochę, bo nasza grupa zajęła miejsca w różnych podpeletonach zamiast jechać razem . Ja np. znalazłem się chyba w trzeciej większej grupce, ale zanim to nastąpiło miałem okazję skorzystać ze swojego szczęścia, albo z opieki boga Merkurego, który jako bóg handlarzy i złodziei pewnie sprawuje również patronat nad towarzystwami ubezpieczeniowymi. Bo przezorny zawsze ubezpieczony i na czas wyścigu ubezpieczyłem rower w TU Europa. A szczęście sprzyjało mi dwa razy - raz jak tuż przede mną wysypała się mała grupka, a za drugim razem to szczęścia było więcej - goniłem sporą grupę tracąc powoli nadzieję, bo nie miałem nikogo do współpracy, aż tu przede mną grupa kolarzy zamieniła się w żywą rzeźbę "Grupa Laokoona" z tym, że zwielokrotnioną i zajmującą niemal całą szerokość ulicy,

Grupa Laokoona

ja na szczęście byłem jakieś 50 m za nimi i sobie spokojnie objechałem poboczem. Gdybym był ich dogonił, sam brałbym udział w tym artystycznym performance. Po tym wypadku potworzyły się małe grupki zlewające się z czasem w większą. W mojej jechałem aż do końca w czubie biorąc udział w pracy nad utrzymaniem tempa, dodatkowo wśród jadących z przodu 5-6 zawodników znalazł się ziomek z Torunia, który nas zawczasu ostrzegał np. "na zakręcie bardziej z prawej, bo tam jest piasek". I tak dotarłem do mety, finiszując jak to zwykle ja średnio - jakoś nie mogłem wydusić już więcej niż 53km/h z siebie i swojego roweru :).
Miejsce ujmy nie przynosi -  69 open i 15 wśród panów po czterdziestce. Pierwsza strona wyników jest.
Dodatkowo okazało się, że jedno miejsce w kategorii odebrał mi Wojtek Wika z naszego teamu po prostu wygrywając kategorię i zajmując ósme miejsce open :). A pierwsza czwórka naszego teamu zapracowała łącznie na pierwsze miejsce drużynowe. Tak więc może nie zrealizowaliśmy założeń, ale cele osiągnęliśmy, bywa i tak.
Ps.Fotek jak na razie za wiele nie ma.


Widać że się zaginałem :)










  • DST 33.70km
  • Czas 00:58
  • VAVG 34.86km/h
  • VMAX 55.01km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • HRmax 171 ( 95%)
  • HRavg 157 ( 87%)
  • Kalorie 877kcal
  • Podjazdy 158m
  • Sprzęt Nena
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wyścig o pucha wójta gminy Bobrowo

Niedziela, 23 kwietnia 2017 · dodano: 01.05.2017 | Komentarze 0

Na drugi dzień po wyścigu w Brodnicy czyłęm beton w nogach postanowiłem więc jechać niedzielny wyścig w wersji krótkiej. Sobie wymyśliłem że poholuję koleżankę Darię, ale jak przyszło do startu to koleżanka się gdzieś pogubiła, a ja widziałem, że czołówka się jakoś nie oddala, wiec po chwili wahania szarpnąłem i dociągnąłem do grupy zasadniczej. Pierwsze kółko przeszło bez specjalnych ekscytacji, przód co jakiś czas ostro szarpał, zmniejszając w ten sposób grupę. Uciekli mi na podjeździe przed pierwszym przejechaniem przez metę, ale nie daleko i po pewnym czasie ładnie współpracując min. ze zwyciężczynią wyścigu dociągnęliśmy do grupy. Szło fajnie, niestety pod sam koniec źle wszedłem w zakręt i trochę zostałem, i tak bez napinki dojechałem do mety mniej więcej w połowie stawki. Ogólnie jestem zadowolony, bo czuję że forma lepsza niż rok temu, wyścig zaliczony. A to był tylko test przed większymi i trudniejszymi wyzwaniami :)
Kategoria Tour de France


  • DST 79.10km
  • Czas 02:20
  • VAVG 33.90km/h
  • VMAX 56.05km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • HRmax 173 ( 96%)
  • HRavg 158 ( 88%)
  • Kalorie 2095kcal
  • Podjazdy 663m
  • Sprzęt Nena
  • Aktywność Jazda na rowerze

Puchar burmistrza miasta Brodnica

Sobota, 22 kwietnia 2017 · dodano: 26.04.2017 | Komentarze 0

W zeszłym roku byłem już w Brodnicy - poszło cienko, w tym roku niewiele lepiej :)
Ale muszą powiedzieć, że warunki w tym roku były straszne - wiało wściekle, podobno do 70 km/h. A czas i tak było minutę lepszy, więc jakieś pocieszenie jest. W dniu wyścigu życie stracił Michele Scarponi - jeden z kolarzy jakiego lubiłem (bo szanuję to wszystkich). Dedykować mu swoją jazdę byłoby sporym nadużyciem, ale naszła mnie refleksja niejednokrotnie uświadomiona, że każdy nasz trening, czy wyjazd może być ostatnim i póki da się trzeba z życia korzystać. Ja osobiście nie bardzo wierzę w niebiańskie szosy, ale życzę ich z całego serca Scarponiemu i wszystkim, którzy byli przed nim, i tym których to spotka w przyszłości.
Kategoria Tour de France


  • DST 44.70km
  • Czas 01:06
  • VAVG 40.64km/h
  • Sprzęt Lorella Mortirolo
  • Aktywność Jazda na rowerze

Poznań Bike Challenge

Niedziela, 11 września 2016 · dodano: 12.09.2016 | Komentarze 2

W sumie to nie miałem jechać, bo tłok, bo kraksy, bo spęd itd. Ale pojawiła się okazja - dzięki sponsorowi firmie Move On dostałem darmowy pakiet startowy, to czemu nie spróbować, najwyżej rower połamię i będę musiał kupić nowy ;). A wybrałem krótki dystans, bo ze względu na pracę jak już pisałem wcześniej jeżdżę głównie w weekendy i nie mam co liczyć na swoją wytrzymałość. Średnią zdeklarowałem na poziomie 40km/h i to starczyło na pierwszy sektor. W sektorze dość kameralnie - gdzieś ze 40 osób, część znam. Ogólnie wyglądają w większości na jeżdżących - to dobrze - na to liczyłem, że pojadą raczej rozsądni niż silni i obędzie się bez rybek czy nagłych hamowań. No nic - w sektorze ustawiam się z Marcinem Gromadzkim i znanym z widzenia kolegą spod swarzędzkiego krzesła. Jest trochę czasy do startu a ja czuję jak serce pompuje mi adrenalinę do żył. "Adenaline starts to flow... whiplash". No dobra jakieś odliczanie, trąbka na start, ruszamy, a ja jak dupa nie mogę wpiąć pedała... klnę jak szewc, nawet znalazłem filmik jak patrzę  w dół na nogę, mija może ze 2 sekundy i wszyscy zaczynają znikać.... fuck! fuck! wpinam się i petarda do przodu, po chwili lecę powyże 50 km/h i widzę że się zbliżam do grupki, nogi trochę palą, ale nie mogę puścić, cisnę... jestem, łapię koło... boże, żeby tylko nie poszła jakaś dzida, bo nie wytrzymam, ale nie, idzie szybko, ale spokojnie i tak przez rondo Rataje, most królowej Jadwigi, szybko ale równo, dojeżdżamy do krzyżówki z Półwiejską, a tu jakiś gość wyjeżdża półciężarówką. Lecą "panie" w peletonie, na szczęście staje... obok Izby Rzemieślniczej, gość ze Zgrupki Luboń krzyczy do kumpla "gaz, gaz" i zaczyna się pierwsza porządna dzida - z dziesięciu gości ucieka, ja jestem pierwszy w drugiej grupie, cisnę ale czuję że nie dam rady, drę się "k.... niech ktoś wyjdzie" wychodzą, spawamy, znów razem, ufff. Młyńska przelatuje bez emocji, potem skręt w Bydgoską - wąska - peleton się rozciąga - trzeba pilnować przodu. Dopiero na filmiku zobaczyłem jak tam było niebezpiecznie - przejście na łuku drogi niezabezpieczone, ludzie przechodzą jak chcą. Wyjeżdżamy na Nowe Zawady znowu jakieś próby, ale na nic, wszystko jest szybko kasowane, ale cała jazda jest typu spokojnie -gaz. Na zakręcie w Główną jakiś gość przede mną hamuje, tym razem ja rzucam "szanownymi" ale do kraksy daleko, wyjeżdżamy na prostą, przed lekką podgórką w Bogucinie spokój, na górce też, na prostej w kierunku Gniezna w ogóle się uspokaja jakoś. W pewnym momencie  sam wychodzę na czoło, myślę "jestem wirtualnym liderem, hehe" schodzę za mną tylko jeden gość, ale już idzie kolejna dzida. Na szczęście jest nas wielu więc mam czas chwycić koło. Przy skrzyżowaniu na Barcinek nawrotka - organizatorzy w panice przestawiają słupki, wracamy do Kobylnicy - lekko z górki, chłopaki tak się rozkulali że zaczyna mi brakować przełożeń, ale to tylko chwila, już Poznań, aaaa zaczynamy się mijać z grupami jadącymi za nami, wielu z nich nas pozdrawia,miłe to, ale kurcze nie mam czasu odkiwać. Dwóch ucieka ale odległość jest bezpieczna, łapiemy ich na Warszawskiej i tu się zaczynają czary, momentami zwalniamy poniżej 30, a ja myślę "jak tak będziemy się bujać to sektor B będzie miał lepszy czas niż my", mija na motocykl organizatora ktoś próbuje za nim się wyrwać ale na nic. Grupą wjeżdżamy na Browarną, grupą podjeżdżamy pod Dymka i grupą finiszujemy. Kilku z grupy jest z M4 - to wiem i tych pilnuję, jest gość w typie sprintera-amtora z Image Cycling Team, świszczy stożkami a ja trzymam mu koło, ale w pewnym momencie coś się zaplątał, ja myślę "pewnie teraz to on mi siedzi na kole", tempo rośnie, cisnę ile umiem, ale to mało, wjeżdżamy meta!!!
Uff jestem wysoko, ale jak to nie wiem, gość od pomiaru czasu nie pokwapi się powiedzieć co i jak. Pozostaje poczekać, ale wiem, że jest dobrze, w końcu okazuje się - jestem 17 open, 6 w kategorii, super zwłaszcza, że startowało 1700 osób. Ale mały, malutki niedosyt jest :). Ech, stanąć tak na podium na tak dużej imprezie to byłoby coś, ale i tak medal dla finishera ładny. Eeee tam powiem wam jestem mega mega zadowolony - kontrolowałem cały czas czub, nie zrobiłem większych błędów, a sprinterem nie jestem, więc osiągnąłem co się dało. Ale mimo wszystko wolę mniejsze wyścigi.

To chyba skręt w Młyńską

Z Asią przed startem - Asia debiutuje jako FogtBikes

A to filmik z Bydgoskiej - widać, że przejście zabezpieczone raczej marnie. Ja przemykam w 14 sek.