Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi z3waza ze starożytniego miasteczka Pobiedziska. Mam przejechane 74680.40 kilometrów w tym 20878.01 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.70 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy z3waza.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Czyste szaleństwo

Dystans całkowity:463.70 km (w terenie 6.00 km; 1.29%)
Czas w ruchu:16:36
Średnia prędkość:27.93 km/h
Maksymalna prędkość:54.00 km/h
Suma podjazdów:813 m
Maks. tętno maksymalne:163 (91 %)
Maks. tętno średnie:137 (76 %)
Suma kalorii:4003 kcal
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:154.57 km i 5h 32m
Więcej statystyk
  • DST 156.70km
  • Czas 04:55
  • VAVG 31.87km/h
  • VMAX 54.00km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • HRmax 163 ( 91%)
  • HRavg 137 ( 76%)
  • Kalorie 4003kcal
  • Podjazdy 813m
  • Sprzęt Lorella Mortirolo
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Czarnkowa skoro świt

Środa, 3 czerwca 2015 · dodano: 03.06.2015 | Komentarze 1

Lubię czasem zrobić coś zwariowanego na rowerze, więc kiedy padła propozycja żeby odprowadzić Rafała Jackowskiego w jego drodze nad morze, nie wahałem się zbyt długo.
Pobudka nastąpiła o 3:40, pod sklepem byłem o 4:47. Z teamu FogtBikes stawili się jeszcze sam capo di tutti capi Michał i Wojtek Jałowski i Rafał Mermela, poza tym dołączyli jeszcze dwaj koledzy ze Swarzędzkiego Krzesła. No i trzeba tu zaznaczyć że autem pilotowała nas Lidka Trzepizur. I tak w szóstkę a właściwie siódemkę ruszyliśmy na Murowaną Goślinę, tempo od początku było dość żwawe po jakichś 30 kilometrach opuścił nas Wojtek Jałowski a mu pojechaliśmy dalej.  Bez większych przygód dotarliśmy do Czarnkowa tam zbiliśmy pit stop na kawę uzupełnenie kalorii i Rafał z kolegami spod Krzesła pojechali na północ, a my w trzy rowery i jeden samochód w drogę powrotną. Początek powrotu był dość mocny, na wachlarzu, ale w końcu najpierw opadł z sił Rafał Mermela, a po pewnym czasie i ja tym bardziej, że Michał z jakichś tajemniczych powodów odżył i cisnął niemiłosiernie pod wiatr. Na szczęście był samochód no i Lidka co go prowadziła, więc było się za kim schować... za samochodem znaczy :).
No i po 5 godzinach dotarliśmy do Naramowic gdzie skończyła się nasza podróż - do Swaja już dotarliśmy autem. Wyszedł solidny trening, ale następnym razem na taką godzinę za szybko nie wstanę :)

Nasz wóz techniczny i jego kierowniczka :)

Z prowodyrem wyprawy


Na stacji w Czarnkowie





  • DST 7.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 00:51
  • VAVG 8.24km/h
  • VMAX 19.90km/h
  • Temperatura -2.0°C
  • Sprzęt Konik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Niezależny jak na lodzie knur 2.

Niedziela, 19 stycznia 2014 · dodano: 19.01.2014 | Komentarze 6

...po przesiadce na górala wszystko stał się znacznie wygodniejsze. Choć nasz podziw wzbudziła pewna pani jadąca sobie ulicą Kaczyńską trzymając kierownicę tylko jedną ręką. Chyba jeszcze nie wiedziała, że jest tak ślisko. Dalej pojechaliśmy do Kani który jedyny dziś heroicznie i epicko zapylał na szosówce. Jednak i on wymiękł i postanowił ją zmienić na górala. Ponieważ tempo naszej jazdy było niezbyt szybkie to łapy zmarzły nam niezmiernie. Na szczęście Kania okazał się dobrym kolegą i zaprosił nas na pyszną kawkę. Tam okazało się że mam całkiem nieźle zbite biodro. No nic. W ramach podziękowań ruszyliśmy na wyprawę poszukiwawczą Garmina - niestety bezskuteczną. Potem już pojechaliśmy nad jez. Biezdruchowo i w sumie było nieźle dopóki nie wyjechaliśmy na pole równie śliskie jak asfalt - tam zaliczyłem kolejną glebę - tym razem widowiskową - skończyło się na obitym pysku, rozciętej wardze i decyzji - wracamy. Potem jeszcze jedna glebka ale to już pikuś.
To był jeden z najbardziej hardkorowych wyjazdów w mojej rowerowej karierze.


  • DST 300.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 10:50
  • VAVG 27.69km/h
  • Sprzęt Helga
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nocna zmiana bluesa

Sobota, 4 sierpnia 2012 · dodano: 05.08.2012 | Komentarze 16

A było to tak...
Marek dokonał wpisu, krótkiego, niewinnego. Niestety ;)... Kłosiu rzucił luźną propozycję, pomysł podchwycił JP, a ja właśnie piłem winko z żoną, czytałem wpisy... no i dałem się sprowokować. W efekcie dokonałem zakupu szosy, o którym to zakupie myślałem od dłuższego czasu, miałem ją upatrzoną no i się zdecydowałem. Wiem, to szaleństwo robić tyle kilajów na nieznanym rowerze, ale czy pomysł jeżdżenia nocą nad morze jest normalny?
No nic - ustaliliśmy cel, termin i czas, trzeba było przejść do realizacji.
W końcu na miejscu zjawił się pełny skład Goggle Crazy Team czyli JP, Kłosiu, Jarek, Marek, Jacek, Zbyszek no i ja.
Crazy Goggle Team © Z3Waza

Planowana trasa to (za JPBike'm) :
POZNAŃ - Suchy Las - Złotniki - Chludowo - Ocieszyn - Oborniki - Dąbrówka Leśna - Ludomy - Połajewo - Przybychowo - Huta - Czarnków - Kuźnica Czarnkowska - Trzcianka - Niekursko - Gostomia - Wałcz - Golce - Iłowiec - Machliny - Broczyno - Czaplinek - Stare Drawsko - Połczyn Zdrój - Bolkowo - Tychówko - Wygoda - Białogard - Karlino - Wrzosowo - Dygowo - KOŁOBRZEG
Ruszamy - od początku idzie dość ostro. Ja jestem trochę nierozgrzany, poza tym dopiero wyczuwam szoskę więc przez pierwsze kaemy trzymam się raczej z tyłu.
Kilometry lecą szybko, nawet bardzo szybko. Choć w sumie to prędkość wyczuwam raczej po owiewie wiatru niż po odczytach z licznika - bo za diabła nic nie widać. Im dalej tym lepiej mi się jedzie. W Czarnkowie na moście robimy krótki postój - trzeba się ubrać - bo robi się coraz chłodniej.
Czarnków - ubieranie ochraniaczy © Z3Waza

No i jedziemy dalej.
W Trzciance zatrzymujemy się na stacji na kawie. Ja biorę jeszcze "policyjnego" pączka z dziurką oblanego czekoladą. Przy takim spalaniu można brać tyle kalorii ile dusza zapragnie.
W Trzciance zgodnie z planem odłącza się od nas Jacek G., razem z nim wraca Zbyszek - ma jakieś problemy z kurczami i nie ma sensu żeby się zarzynał.
Im dalej w noc tym bardziej mgliście, wilgotno i zimno. Ale noc nie jest długa - po czwartej zaczyna szarzeć, pojawia się pomarańczowa poświata na wschodzie. Niestety mgła nie opada.

Słonecznie robi się dopiero w okolicach Połczyna. Tam zatrzymujemy się w pięknej okolicy. Następny postój dość prędko tym razem z atrakcjami w postaci napojów alkoholizowanych :) (no dobra ja wziąłem wylajtowanego Radlera)
Uzupełnianie płynów i soli mineralnych © Z3Waza

Kilometry mijają coraz wolniej, zmęczenie daje znać o sobie. Choć muszę przyznać, że mi jedzie się całkiem dobrze. Za to jestem pełen podziwu dla JP - widać po nim, że tempo dało mu się we znaki a mimo to nie odpuszcza.
Im jest później tym bardziej rośnie natężenie ruchu samochodowego. Niestety kultura jazdy w Polce pozostawia duuuużo do życzenia. Mamy więc wymijanie na centymetry, wyprzedzanie na trzeciego i nne przejawy świadczące o ty, że przeciętny Polak ma w dupie wszystkich i ma wpojone przekoanie że jest mesjaszem narodów, centrum wszechświata... a tak naprawdę jest czarną dziurą w dupie.
W końcu mijamy tablicę z właściwym napisem.
Cel osiągnięty ! © JPbike

Teraz to już z górki.
Fajne uczucie gdy spomiędzy drzew wyłania mi się błękit morza. Udało się!!!! Dotarłem.
Dotarliśmy!!!!!!! © Z3Waza

Odległość od stacji na Obornickiej w Poznaniu wyniosła 247,81, czas 8:14:26 co daje średnią 30,07 km/h.
Potem musi być tradycyjna rybka. Po rybce ja, Marek i Mariusz decydujemy się jechać na Koszalin. Jarek z Jackiem zostają.
A my lansując się promenadą nadmorską, a tak naprawdę lawirując po drodze rowerowej pełnej dzieci, babć, i innych przeszkód docieramy w okolice Sianożęt gdzie dokonujemy zakupu złocistego i jedziemy na bardziej pustą plażę aby spożyć co zakupiliśmy, a potem się zdrzemnąć.
Po przebudzeniu jazda na Koszalin - i tutaj spotkała nas burzowa chmura - aura nas nie oszczędziła fundując mocny prysznic. Po dojechaniu na dworzec miałem przejechane 297 kilometrów - nie mogłem tego tak zostawić tak więc w Poznaniu przekręciłem jeszcze te dodatkowe 3 km aby nowy rekord życiowy był okrągły.
Licznik z trójką i dwoma zerami © Z3Waza

I tak zadowolony dotarłem do końca dnia. Było nieźle, co ja piszę było super - dzięki chłopaki za wspólne kręcenie.
Ps. Zdjęcia w większości dzięki uprzejmości JackaP.
Ps.2 Track z trasy ze strony Marka
#lat=53.324796023125&lng=16.249085&zoom=7&maptype=ts_terrain

  • Aktywność Jazda na rowerze

I am the Walrus*

Niedziela, 15 stycznia 2012 · dodano: 15.01.2012 | Komentarze 15

Ponieważ zrobiło się zimno i ślisko to nie bardzo chciało mi się wychodzić na rower... ale jakoś aktywnym być trzeba, żeby nie zardzewieć do końca. W sobotę postanowiliśmy wybrać się na pływalnie, niestety okazało się że Żonka nie zabrała karty i z wejścia nici, wejście zostało przełożone na dzień następny. Jak wróciliśmy do domu to spotkaliśmy sąsiada który zaprosił nas na partyjkę pingponga. Za stół robił standardowy stół a za siatkę poukładane albumy ze zdjęciami. I tak przy piwku sobie trochę pograliśmy. W międzyczasie żona sąsiada zaproponowała wyjście w niedzielę rano nad jezioro. Ponieważ zawsze chciałem zobaczyć jak to jest kąpać się w zimie, a poza tym latem nie kąpałem się w jeziorze - no bo lato było zimne, zgodziłem się bez wahania. I tak zamiast marznąć na rowerze wybrałem się na kąpiel w stylu morsów.
Zrobiliśmy krótką rozgrzewkę biegową, kurcze stwierdziłem że całkiem nieźle mi się biega. A potem przy widowni złożonej z mojej żony, sąsiada oraz przypadkowych i zdziwionych spacerowiczów nad Dębińcem zrobiliśmy szybki striptease, no nie do końca do strojów kąpielowych jedynie, a poza tym zostaliśmy jeszcze w czapkach i rękawicach. Sąsiadka miała jeszcze takie skarpetki dla nurka - co jest dobrym pomysłem bo stopy w zimnej wodzie rzeczywiście szybko grabieją. A poza tym wrażenie z wejścia do wody jest dziwne - ze względu na małą różnicę temperatur nie odczuwa się dużego dyskomfortu podczas wchodzenia do wody - dotyczy to nawet części ciała najwrażliwszej i najbardziej niezbędnej :D. Ale zimno jest - jak wchodziłem to nie mogłem z zimna mówić. W każdym razie wszedłem do wysokości klatki piersiowej i z powrotem na brzeg się ubrać. Po wyjściu było bardzo przyjemnie - jedynie trochę zimno w stopy a poza tym nie czuło się zimna. Tak więc spokojnie się wytarłem i ubrałem. Potem jeszcze zrobiłem szybką przebieżkę. I żyję. I mogę powiedzieć - "jestem morsem". Po południu pojechaliśmy na pływalnię - tam woda była już znacznie cieplejsza.
Żona machnęła kilka fotek może jakąś zamieszczę jak mi udostępni.
* z Wikipedii: "I Am the Walrus" is a 1967 song by The Beatles, written by John Lennon and credited to Lennon–McCartney. Lennon claimed he wrote the first two lines on separate acid trips. The song was in the Beatles' 1967 television film and album Magical Mystery Tour, and was the B-side to the #1 hit "Hello, Goodbye".
Ps. Właśnie udostępniła
A co tam, wóz albo przewóz © Z3Waza

Wchodze do wody, jestem zdecydowany © Z3Waza

Udało się!!!! © Z3Waza

Ps2. Widzieliśmy dzisiaj żurawie - jak nic wiosna idzie. To i trzeba się do wody w jeziorze przyzwyczajać :D.