Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi z3waza ze starożytniego miasteczka Pobiedziska. Mam przejechane 74680.40 kilometrów w tym 20878.01 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.70 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy z3waza.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 66.00km
  • Teren 66.00km
  • Czas 03:24
  • VAVG 19.41km/h
  • VMAX 46.23km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • HRmax 179 (100%)
  • HRavg 160 ( 89%)
  • Kalorie 2430kcal
  • Podjazdy 600m
  • Sprzęt ZicZac McQueen
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton Kaczmarek Electric Wolsztyn

Niedziela, 2 października 2011 · dodano: 03.10.2011 | Komentarze 2

Pogoda z rana była taka se... mgła jak nie wiem co i nie wiadomo co sią kryje za tą mgłą...
Pojechaliśmy autostradą i gdzieś tak za Bukiem nagle mgła się skończyła i ukazało się piękne lazurowe niebo - i tak miało być już do końca dnia.
W Wolsztynie byliśmy przed 10. Pomimo że zarejestrowałem się przez internet to trzeba było wypisać jakieś kwity z PESELEM włącznie, przez to wkradło się trochę nerwówki. Potem okazało się że numery startowe się skończyły (chipy na szczęście nie) no i pojechałem pierwszy raz bez numerka.
W międzyczasie spotkałem Krzyśka ze Zbyszkiem, którym towarzyszył Paweł. Krótkie cześć cześć i idę się przebrać. Na starcie ustawiam się gdzieś koło nich. Ruszamy... aby po chwili się zatrzymać przy wąziutkim mostku, w czasie przeciskania się przez niego gubię wymienionych kolegów. Niestety gubię ich tak że są z przodu :(. Ale co się odwlecze to nie uciecze. Maksa łapię na pierwszej szerokiej piaszczystej dróżce. Piachu zresztą co niemiara, a jak nie ma piachu to telepie okrutnie. Ogólnie trudno złapać odpowiedni rytm. Tym bardziej że nie łapię się w żaden konkretny pociąg. Ale tłok na trasie jest. Z tym, że ogólnie tłok składa się z takich co mi jadą za wolno. Pod koniec pierwszej rundy łapię dwójkę - Mastersa z Konwa Team i Kamilę co zajęła trzecie miejsce. Pani po pewnym czasie odpada a ja z Mastersem przejeżdżam przez metę pierwszego okrążenia. Masters ładnie zapodaje, jak baba z cielęciną :). Ale w okolicy mostka coś słabnie i odpada. Po drugiej rundzie robi się zupełnie pusto - i tak będę już właściwie jechał do końca - Loneliness of Long Distance Runner. Na początku drugiego okrążenia doganiam Zbyszka ale on jakoś nie kwapi się żeby mi towarzyszyć... I jadę sobie tak samiuteńki jak palec... ale moją samotność koi fakt że gdzieś za mną są inne samotne dusze :)
W końcu przede mną majaczy kolejna sylwetka... o przynajmniej jest kogo gonić.
Powolutku się zbliżam, a kiedy jestem już całkiem blisko doganiany kolega pada - mówi że go złapał skurcz i chyba złamał siodełko - ale to tylko takie majaczenie. Bo wsiada i dalej jedzie. Będziemy się tasować już do końca. Tasować ale nie jechać razem :(. Gdzieś na 50 km mija nas dwóch czyściutkich świeżutkich kolarzy, a ja się zastanawiam gdzie oni tacy ładni i nieubrudzeni się uchowali.
W międzyczasie mój bidon wysechł zupełnie, więc jestem zmuszony zatrzymać się na barze żeby zatankować, bo dzień jest naprawdę ciepły. Ale za barem zaczynam odliczanie 10, 9, 8... potem przejazd przez bagienko, bagienko moim oponkom nie leży zupełnie, a mi w związku z tym jeszcze mniej. Ale wiem że po nim już będzie łatwo. Koń zaczyna czuć stajnię...
Ale na kole siada i wyprzedzić nie chce kolega ze Strefy Sportu. Jadę więc oszczędnie, w nadziei że da zmianę, fuck, nic z tego. Dopiero na koniec wychodzi przede mnie a ja czuję że nie mam siły i woli żeby go gonić. Dojeżdżam do mety naprawdę ujechany. Chyba bardziej niż po Międzygórzu, no ale tam robiłem sobie wymuszone pitstopy. Wyniki raczej takie sobie:
48/78 Open
Czas 3:27:38 po raz pierwszy od Murowanej wiosną poniżej 20km/h
Może trochę przesadziłem dzień wcześniej z sąsiadem.
W każdym razie trasa na maraton fajna, na wycieczkę bym się nie wybrał.
Losowane rowery niestety wpadają w obce ręce, a my idziemy na żarło gdzie znowu spotykamy wspomnianą trójkę - Krzyśka, Zbyszka i Pawła.
Ogólnie fajny dzień, kto by pomyślał że w październiku można opalać się nad jeziorem.


"Radość" z ukończenia maratonu

Nie ma to jak się unorać za własne pieniądze
Kategoria Maraton/XC/CX



Komentarze
z3waza
| 12:21 poniedziałek, 3 października 2011 | linkuj A... dopiero piszę relację :) - to się poprawi
Maks
| 12:16 poniedziałek, 3 października 2011 | linkuj Ale Ci średnia wyszła ;) Chyba fruwałeś na tym maratonie szybszy od Kaisera ;)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa rzedz
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]