Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi z3waza ze starożytniego miasteczka Pobiedziska. Mam przejechane 74680.40 kilometrów w tym 20878.01 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.70 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy z3waza.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Wew krzajach

Dystans całkowity:8820.84 km (w terenie 6943.19 km; 78.71%)
Czas w ruchu:459:01
Średnia prędkość:19.22 km/h
Maksymalna prędkość:2942.00 km/h
Suma podjazdów:53008 m
Maks. tętno maksymalne:180 (100 %)
Maks. tętno średnie:191 (106 %)
Suma kalorii:133548 kcal
Liczba aktywności:234
Średnio na aktywność:37.70 km i 1h 57m
Więcej statystyk
  • DST 36.00km
  • Teren 28.00km
  • Czas 01:55
  • VAVG 18.78km/h
  • VMAX 55.60km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • HRmax 169 ( 94%)
  • HRavg 131 ( 73%)
  • Kalorie 1108kcal
  • Podjazdy 193m
  • Sprzęt Konik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pomykanie po WPNie z FTI

Sobota, 8 czerwca 2013 · dodano: 08.06.2013 | Komentarze 2

Dzisiaj w bardzo wąskim gronie z Pawłem Boberem jako treneiro, oraz dwoma kolegami z FTI. Takie tam mykanie sobie po WPNie - Paweł pokazał kilka miejsc których nie znałem, i kilka które znałem. Ogólnie fajna jazda na luziku z paroma dociśnięciami korby - czyli w sumie dobry trening przed startem. Paweł - powiedział "Do zobaczenia jutro", tzn. zobaczę go na starcie, ale przynajmniej wiadomo kto zgarnia jutro komplet punktów w M4 w Kargowej.

  • DST 17.00km
  • Czas 01:16
  • VAVG 13.42km/h
  • VMAX 52.70km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 169 ( 94%)
  • HRavg 138 ( 77%)
  • Kalorie 827kcal
  • Sprzęt Konik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po Dziewiczej z PB

Wtorek, 4 czerwca 2013 · dodano: 06.06.2013 | Komentarze 0

Zośka przywiozła z wycieczki do Kołobrzegu jakąś zarazę i oczywiście ją rozsiała po domownikach wliczając w to mnie. I tak na przeziębieniu pojechałem na trening - pogoda w dodatku była z tych do dupy - nie wiadomo jak się ubrać, niby 16 stopni a pochmurno i wieje zimny wiatr. W efekcie w bluzie kolarskiej pociłem się jak mysz i w ogóle źle mi się jeździło. Ale co sobie popodjeżdżałem to moje.

  • DST 21.00km
  • Teren 21.00km
  • Czas 00:59
  • VAVG 21.36km/h
  • VMAX 46.23km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • HRmax 162 ( 90%)
  • HRavg 134 ( 74%)
  • Kalorie 762kcal
  • Sprzęt Kross sztywniaczek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zapasy błotne w okolicy

Sobota, 25 maja 2013 · dodano: 25.05.2013 | Komentarze 2

Takie tam po lesie - trochę popadało i piasek zmienił się w maź gliniastą. W związku z tym jazda zmieniła się w jazdę figurową zakończoną w moim przypadku efektownym OTB z zaryciem ryłem w krzaje. Taki maj to jednak już lekka przeginka, a mówili, że teraz to już będą tylko dwie pory roku - lato i zima... to co to kurna jest teraz?

  • DST 18.00km
  • Teren 18.00km
  • Czas 00:56
  • VAVG 19.29km/h
  • VMAX 51.37km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Sprzęt Kross sztywniaczek
  • Aktywność Jazda na rowerze

PK Promno

Wtorek, 21 maja 2013 · dodano: 22.05.2013 | Komentarze 7

Ech miałem pojechać na trening na Morasko. W tym celu zapobiegawczo dzień wcześniej zakupiłem nową oponę do Konika i zalałem ją mleczkiem. Cóż z tego skoro gdy pojechałem na trening wyciągnąłem rower z samochodu okazało się że powietrze z opony zeszło :(... próba pompowania ręczną pompką nic nie dała. Pozostało zrezygnować....
No ale nie do końca - wróciłem do domu przesiadłem się na Sztywniaczka i pojechałem w las, noga czułą cały czas góry - to się rozpędzała by po chwili powiedzieć "basta" i tak sobie jechaliśmy - ja, sztywniaczek, noga lewa, noga prawa. W okolicy rezerwatu Las Liściasty w Promnie znalazłem fajny singielek biegnący stokiem skarpy - fajnie byłoby go wpleść w trasę planowanych na grudzień II Otwartych Mistrzostw Pobiedzisk w MTB, tym bardziej że można go połączyć z super zjazdem przy którym nasz poczciwy killerek to betka.
W ogóle w górach jak zjeżdżałem z Borówkowej to pomyślałem sobie - przydałby się taki fragment killerka - wreszcie byłby jakiś gładki zjazd.

  • DST 84.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 06:00
  • VAVG 14.00km/h
  • VMAX 55.40km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 2400m
  • Sprzęt Konik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dlaczego taki ostry był ziutkowej kosy szpic? czyli MTBM Złoty Stok

Poniedziałek, 20 maja 2013 · dodano: 20.05.2013 | Komentarze 7

Pierwsza jazda w tym roku w górach. Do Złotego wybrałem się z sąsiadem i Jackiemwyjazd z domu o niechrześcijańskiej godzinie 4:30 i z Poznania o nieco bardziej ludzkiej 5 rano. Maciej wrzucił w swojej skodzie teleportację

i chwilę po 8:00 byliśmy w Złotym Stoku. Małe wyjaśnienie formalności i mogliśmy ruszać na rozgrzewkę.
Strat z 2 sektora... noga w miarę podaje - Kłosiu tradycyjnie znika, za JP nawet wzrokiem nie wodzę, Maciej, Jacek i Marek zostają gdzieś z tyłu. A ja jadę swoje. Pierwszy podjazd kończy się szybko, zaczyna się pierwszy zjazd i...... tylne koło charakterystycznie zaczyna pływać... szlag by trafił pana.... a mówili mleczko.... mleczko sreczko... mleczko nic nie poradzi na dwucentymetrowe rozcięcie w oponie. No nic rower na plecy i do dzieła. Po chwili dojeżdża Maciej i proponuje pomoc. Wymiana bezdętki okazuje się nietrywialna - robiłem to pierwszy raz w życiu - grube ranty opony plus lepkie mleczko skutecznie utrudniają zdjęcie. Założenie jest też niełatwe. W każdym razie zajmuje to wg inteligentnego licznika Macieja całe 16 minut - tyle on stał ze mną. Doliczmy jeszcze z minutę na założenie koła. No i jest całkiem niezły wynik. Pitstop a'la F1 to to nie był. W każdym razie Biniu otrzymał ode mnie prywatną nagrodę fair play na którą solidnie zasłużył.

To była nagroda pierwsza

A to druga ;)
Oczywiście do konsumpcji już w domu.
No nic wracamy do wyścigu. To znaczy w tym momencie to wyścig się właściwie dla mnie skończył, tym bardziej że chyba po raz pierwszy w życiu usłyszałem quada zamykającego wyścig... no ale jemu uciekłem.
Wkrótce zacząłem dopadać poszczególnych zawodników z końca, minąłem pewną parę czekającą na pomoc - dziewczyna miała rozcięte kolano, chłopak z nią czekał, pomoc była wezwana, więc nic po mnie, poleciałem dalej.
Aaaa zapytałem ich czy nie widzieli takiego w czarnym stroju na czarnym rowerze - znaczy Binia. Nie widzieli. Znaczy daleko uciekł. No ale przynajmniej jest kogo gonić. Ale specjalne motywacji i tak nie było. No i tak dojechałem do pierwszego bufetu - pojadłem, popiłem, pogadałem z gościem co dojechał po mnie - miał jeszcze lepiej - złapał dwie pany - przeciął tył a jak go naprawiał to opona przednia na Słonku się zagotowała i puściła to zasrane mleczko (o czymś takim jeszcze nie słyszałem) - no w ogóle mnie pocieszył, że od czasu jak jeździ na mleczku to częściej łapie laczki niż na dętkach.
Ale on jakiś pechowy był - jak kolejny raz się tasowaliśmy po kilkudziesięciu kilometrach to przy mnie pozrywał kilka szprych.
No nic Binia złapałem na drugim barze - długo mi to zajęło. Przed tym barem był jeden z kamienistych zjazdów - aż się zdziwiłem że udało mi się go zjechać - oczywiście ostrożnie i na hamplach ale i tak go zjechałem. Po zjeździe miałem bliskie spotkanie z miejscową kurą. Stała sobie na środku drogi z dużą godnością osobistą... a ja sobie myślę pojadę z lewej skręci w lewo, a z prawej to w prawo... no to jadę środkiem.

Też ją trafiłem :)
Ale uciekła.
Po spotkaniu z Maciejem w Orłowcu pogadaliśmy pojedliśmy i pojechaliśmy.
W międzyczasie na podjeździe zniszczył mnie psychicznie jakiś miejscowy chłopak - dojechał do mnie, zagadał - stanął na pedały i pojechał dalej...
Kolejny bar był dość szybko gdzieś przed podjazdem na Borówkową.
Tam znowu zaczekałem na Macieja pogadalim pojedlim i pojechalim.
Zaczął się podjazd pod Borówkową - w tym roku bardzo krótki właściwie to go nie pamiętam specjalnie - może jedynie to że było tam dużo spacerowiczów.
No i zjazd - tu jestem zadowolony - większość zjechałem - znaczący progres w stosunku do zeszłego roku.
W końcu ostatni bar - jemu też nie odmówiłem... a co mam się spieszyć. Jeszcze jeden stromy podjazd (podpych) i wiedziałem że teraz już tylko droga w dół - trochę bardziej pokombinowana niż w zeszłym roku ale cała do zjechania bez większych problemów. Na ostatnich szutrach pościgałem się trochę z jakimś kolesiem... ale myślałem że meta jest przy pierwszych banerach a była przy ostatnich zresztą w sumie i tak mi się aż tak bardzo nie chciało.
Jak to mówią dobry trening...
Wynik beznadzieja, ale było pięknie i jeszcze w góry w tym roku pojadę i będzie lepiej.
Zdjęć na razie nie ma bo zanim dojechałem to większość fotografów poszła na obiad.
Gratki dla chłopaków z teamu i jeszcze raz dzięki Maciek.

  • DST 21.00km
  • Teren 2.00km
  • Czas 00:52
  • VAVG 24.23km/h
  • VMAX 42.20km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 51m
  • Sprzęt Konik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przepalenie

Sobota, 18 maja 2013 · dodano: 18.05.2013 | Komentarze 0

Z sąsiadem krótkie przedmaratonowe przepalenie, a potem wyskok do piekarni.

  • DST 37.00km
  • Teren 34.00km
  • Czas 01:31
  • VAVG 24.40km/h
  • VMAX 38.20km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • HRmax 171 ( 95%)
  • HRavg 148 ( 82%)
  • Kalorie 1124kcal
  • Podjazdy 77m
  • Sprzęt Konik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ze Starołęki do Puszczykowa

Sobota, 11 maja 2013 · dodano: 11.05.2013 | Komentarze 2

Pomykanie z Pawłem Boberem między drzewami z prędkością powodującą, że przestałem patrzeć na mijane drzewa, a patrzyłem tylko na to gdzie jedzie Paweł. Przy okazji pokazał mi kilka ciekawych wariantów singlowych na trasie od mostu Przemysła do Puszczykowa. No i przejechał przez wszystkie możliwe korzenie jakie pojawiły się na trasie.
Stwierdzam, że moja tylna oponka S-Works Renegade na śliskim błotku wymaga dużej koncentracji - tak ze 2 razy uślizgnęła się dość konkretnie.
Poza tym bardzo przyjemny bardzo intensywny wyjazd, choć pewnie P.B. jechał na pół gwizdka, no ale mi się gorąco zrobiło poi pierwszych 5 kilometrach. Są ludzie którzy mają parę pod butem...

  • DST 23.00km
  • Teren 23.00km
  • Czas 01:29
  • VAVG 15.51km/h
  • VMAX 47.20km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 543m
  • Sprzęt Konik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dziewicza po kilkakroć

Wtorek, 7 maja 2013 · dodano: 07.05.2013 | Komentarze 4

Trening z FTI.
Jak to na Dziewiczej raz pod górkę raz z górki. Poza tym zakończyłem test siodełka Fizik Tundra - niestety bez powodzenia, niestety dla moich czterech liter.
Przewyższenie wyszło jak w górach.
Kategoria FTI, Wew krzajach


  • DST 23.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 01:21
  • VAVG 17.04km/h
  • VMAX 33.70km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 95m
  • Sprzęt Konik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kowalskie

Sobota, 4 maja 2013 · dodano: 04.05.2013 | Komentarze 2

Singiel na Kowalskim tam i z powrotem. Jazda spokojna z naciskiem na elementy techniczne. Na koniec pojechałem sprawdzić czy odbudowali mostek na Głównej... nie odbudowali.

  • DST 110.00km
  • Teren 109.00km
  • Czas 04:40
  • VAVG 23.57km/h
  • VMAX 59.20km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • HRmax 170 ( 94%)
  • HRavg 159 ( 88%)
  • Kalorie 3635kcal
  • Podjazdy 638m
  • Sprzęt Konik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Murowana Goślina - jest dobrze

Środa, 1 maja 2013 · dodano: 01.05.2013 | Komentarze 12

Przed startem w Murowanej miałem mieszane odczucia - wczorajszy trening przedstartowy pokazywał, że nie w pełni jestem zregenerowany po Olejnicy, noga nie za bardzo wchodziła w kadencję, każdy podjazd czułem w płucach. No ale słowo się rzekło kobyłka u płota - trzeba wystartować w Giga.
Po dosłownie symbolicznej rozgrzewce staję w sektorze...
W sektorze startowym © Z3Waza

Trochę nerwówki - bo Asia gdzieś się zawieruszyła na plojdrach i nie miałem komu oddać gamexa, na szczęście w końcu się znalazła i gamex pofrunął do niej. Na szczęście bo wiadomo było, że zrobi się gorąco.
Start odbył się w stylu giga, czyli z godnością i dość majestatycznie. Po prostu lokomotywa giga rozpędzała się powoli ale bezustannie. Jak już wjechaliśmy w szutry pod Murowaną tempo było godne. I co najważniejsze poczułem że jadę swoje a noga kręci tak jak powinna. Jarek z JP oczywiście wyskoczyli do przodu ale co dziwne jakoś dwudziestodziewięciocalowy potwór Kłosia nie śmigał mi ani z lewej ani z prawej. No nic nie było czasu zastanawiać się wiele nad tym po prostu deptałem i jechałem. W końcu pojawił się Kłosiu ale jakoś nie odjeżdżał a mi udawało się trzymać gdzieś blisko. Miałem jednak na uwadze doświadczenie z soboty gdy gnając za Josipem wystrzelałem się z amunicji gdzieś przed 30 kilometrem. Patrzyłem więc na pulsaka i starałem nie przekraczać poziomu zdrowego rozsądku. W końcu dojechaliśmy do większej grupki w której jechały min. Justyna Frączek i Anna Sadowska i wsyforowaliśmy się na czoło - kłosiu deptał a ja w ślad za nim. W pewnym momencie obraca się i mówi "o!" - nie powiem bardzo miłe było to "o!" :)
Ale nagle dopadł nas żólty zawodnik - wg Kłosia był to Slec który gnał z taką kosmiczną prędkością że przez moment pomyślałem że dopadła nas już czołówka Mega. Kłosiu ruszył za nim - ja odpuściłem. Trochę straciłem rezon i zaczęła mnie wyprzedzać moja grupka - no na to pozwolić już nie mogłem - ruszyłem za nimi i po krótkiej chwili stwierdziłem że wcale tak szybko nie jadą i w sumie mogę trochę poprowadzić peletonik. W pewnym momencie wypadł mi z ręki bidon i zanim go podniosłem grupka się troszkę oddaliła, ale zdołałem dospawać. Wpadamy na krótki odcinek asfaltowy - za chwilę zjazd z niego i przejazd obok wiecznej kałuży (pamiętam że w zeszłym roku też tam była) - dwóch gości przede mną prawie staje podczas przejazdu wąskim paskiem pomiędzy kałużą a skarpą, a ja ląduję łąpą wprost w tej kałuży właśnie. To pierwsza gleba... druga będzie bardziej spektakularna. No nic jedziemy dalej. Kawałek za zjazdem mini mijam Kłosia - złapał panę - ale ma wszystkie niezbędne narzędzia, pozostaje mi go minąć i czekać aż mnie znowu dopadnie.
A karawana jedzie dalej... z tym że karawana w pewnym momencie zwalnia do tempa niemal spacerowego, zdecydowanie za wolno dla mnie, łykam więc z bidonu i jadę na przód, obracam się w pewnym momencie - nikogo. Dopiero po chwili dojechało do mnie dwóch kolegów zawiedzionych tempem peletoniku i tak we trzech pojechaliśmy w stronę Dziewiczej Góry. Na interwałach pod Dziewiczą gubię pozostałą dwójkę i jadę sam w okolice podnóża naszego Wielkopolskiego K2. Tam czeka na mnie Asia z aparatem i dobrym słowem:)
Pod Dziewiczą Górą © Z3Waza

Na pierwszym podjeździe mija mnie grupka megowców z Rybą (wcześniej minął mine min. Lonka) - nie powiem cieszy mnie to że Rybie zajęło 50 km odrobienie 15 minut różnicy między startami.
I tak docieram do podjazdu pod legendarnego killera :)
Wjeżdża się nieźle aż do momentu jak jakiś zawodnik przede mną przystaje i gubię rytm i znosi mnie na lewo - prostuję na moment rower ale on mnie nie słucha i padam na plecy jak jakaś biedronka próbując wyswobodzić się z SPD.
Gleba faza 1 © Z3Waza


Gleba faza 2 © Z3Waza


Wstaję po dłuższej chwili - a na killerze cała loża szyderców z FTI - zauważyłem Asię i Michała Zbroszczyków ( robią mi zdjęcia zaprezentowane przed chwilą), Piotra Sieberta, Macieja Bocheńskiego i chyba Anię.
Pośmiali się zdrowo, ja w sumie też, bo było śmiesznie, a poza tym jeszcze nigdy na zawodach nie udało mi się zdobyć fotki gleby.
Było śmiesznie © Z3Waza

No nic trzeba jechać dalej i odrabiać straty bo moja dwójka nawiała zanim wstałem.
Pierwszego łapię już na podjeździe po korzonkach. A drugiego dopiero po rozjeździe Mega/Giga.
Po tym rozjeździe robi się pusto a i trasa dość nudna. W pewnym momencie spoglądam na licznik i z przerażeniem stwierdzam że jadę z szybkością niemal szosową - co ja dzisiaj rano zjadłem?
Postanawiam nie patrzeć na prędkość tylko na puls i na to ile jeszcze do końca i jadę dalej swoje.
Od Dziewiczej już tylko wyprzedzam - jest dobrze - znaczy nie ma kryzysu. I tak jadę po płaskiej Zielonce odliczając kilometry do końca.
Gdzieś na 75 kilometrze miga mi na horyzoncie biało-czerwona koszulka.. czyżby ktoś z Goggle? Ale kto? Kłosiu mnie dogonił, Marek, Dawid i Mariusz D. zostali z tyłu.
Hmmm może ktoś spoza naszej paczki? ALe im bardziej się zbliżam tym zyskuję większą pewność że to Jarek! O cholera, jest naprawdę nieźle... Jarek w pewnym momencie się orientuje że ktoś z Goggli się zbliża i naciska na pedały, ale na każdym podjeździe zmniejszam odległość. I w końcu na 80 którymś kilometrze go dochodzę. Jarek jest niemniej zdziwiony niż ja, że to nie Kłosiu go dopadł. I co lepsze ja jadąc dalej swoim tempem gubię Jarka. Za mną dokleja się gość z Warbudu który wiózł się dotąd na kole Jarka. I tak już do mety jedziemy ja i ten kolega z M2. Na koniec proponuję pościganie się do mety po asfalcie ale kolega honornie odpuszcza tuż przed kreską. W końcu było nie było ciągnąłem go z dobre 10 kilometrów. I tak wpadam na metę jako drugi z Goggli i jako 7 w kategorii. Do szerokiego podium zabrakło sporo bo ponad 15 minut ale i tak jestem z siebie bardzo zadowolony. Pojechałem równo bez kryzysów tylko czułem po prostu narastające zmęczenie. Na mecie są już Jacek, Krzychu i Zbychu, którzy pojechali Mega i oczywiście JP. Wkrótce dojeżdża reszta wiary i zaczyna się pomaratonowe pasta party i najprzyjemniejsza część - pogaduchy, relacjonowanie wrażeń, w ogóle fajne popołudnie.
Cóż na koniec wnioski:
1. Równa jazda przyniosła spodziewany efekt.
2. Zaciotowałem trochę Kłosia z tymi pinezkami - sorry
3. Jest siła na podjazdach
4. Trzeba poprawić technikę
5. Najlepszy występ na giga w życiu
6. Oby tak dalej :)
I na koniec -
Ja was pozdrawlaju © Z3Waza