Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi z3waza ze starożytniego miasteczka Pobiedziska. Mam przejechane 74680.40 kilometrów w tym 20878.01 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.70 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy z3waza.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2012

Dystans całkowity:1580.05 km (w terenie 376.00 km; 23.80%)
Czas w ruchu:52:31
Średnia prędkość:24.66 km/h
Maksymalna prędkość:57.87 km/h
Suma podjazdów:2785 m
Maks. tętno maksymalne:179 (100 %)
Maks. tętno średnie:163 (91 %)
Suma kalorii:31365 kcal
Liczba aktywności:33
Średnio na aktywność:47.88 km i 2h 01m
Więcej statystyk
  • DST 142.00km
  • Teren 70.00km
  • VMAX 50.12km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Sprzęt Konik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bierzemy misia w teczkę...

Niedziela, 15 lipca 2012 · dodano: 15.07.2012 | Komentarze 9

Planowaliśmy na niedzielę dłuższy wyjazd i, aż do końca ważyło się co wybierzemy - czy TTR, czy Ziemiański Szlak Rowerowy, a może Nadwarciański... Wszystkie te trasy wymagały porannego wstawnia i podwiezienia się pociągiem a to do Piły, a to do Rawicza, lub Koła. A ponieważ chata wolna to wiadomo co robią rodzice gdy nie ma dzieci w domu.

A poza tym o 10 startował półmaraton w Pobiedziskach, postanowiliśmy więc pokibicować wszystkim co brali udział.
Byli oczywiście profi.
Szybcy biegacze na podbiegu w Kapalicy © Z3Waza

Bojowe miny © Z3Waza

Ale byli też sąsiad i sąsiadka, a poza tym kolega z pracy no i pani Maria z parasolką
Biegnie sąsiad... © Z3Waza

...i sąsiadka © Z3Waza

Fajnie popatrzeć jak to inni się męczą, a jeszcze załapaliśmy się na darmowego izotonika od obsługi barów.
Po pooglądaniu sobie biegaczy ruszyliśmy swoją drogą. Najpierw na najlepszy singiel w naszej okolicy, czyli Kowalskie
Asia na singlu © Z3Waza

W nagrodę było śniadanie mistrzów – w sklepiku mieli trzy rodzaje ciasta.
Śniadanie mistrzów © Z3Waza

Potem pokręciliśmy się po Puszczy Zielonce, to była mała improwizacja z mojej strony ale dotarliśmy tam gdzie zamierzałem – to znaczy do kolejnego sklepiku we wsi Zielonka, z zamiarem zakupienia kolejnego Radlera… niestety nie dysponowali. Trzeba było się zadowolić Poweradem ;(
Dalej ruszyliśmy CSR – czyli cysterskim szlakiem rowerowym
Cysterski Szlak Rowerowy © Z3Waza

Po dojechaniu do Dąbrówki zaczęło kropić. Na szczęście w pobliżu był TEN przystanek. I dobrze, bo wkrótce mżawka przerodziła się w oberwanie chmury. A my siedzieliśmy sobie pod osłoną pleksi i blachy przeglądając przewodnik i mapę. Wkrótce dołączyły dwie turystki na trekingach, jakiś czas temu wyprzedzone przez nas na podjeździe koło Głęboczka, gdzie zapewne trenowały siłę bo wjeżdżały z ostrych przełożeń. Możliwe też, że nie potrafią obsługiwać przerzutek (ależ ja jestem złośliwy), w każdym razie okazało się że panie ćwiczą przed planowaną rowerową pielgrzymką do Częstochowy. Po deszczu panie pojechały na Gniezno (po uprzednim serwisie – hamulce „troszkę” obcierały obręcz która miała bicie) a my pojechaliśmy na Pawłowo Skockie, gdzie postraszyłem dwa bociany.
Bociany wierzą że fotografowanie odbiera im dusze © Z3Waza

A potem pojechaliśmy na Rejowiec, gdzie zwiedziliśmy miejscowy kościół ufundowany przez wnuka Mikołaja Reya, więcej informacji TU.
Ołtarz w kościele w Rejowcu © Z3Waza

Kościół w Rejowcu - empory © Z3Waza

Kościół w Rejowcu - blachy trumienne © Z3Waza

W Antoniewie pooglądaliśmy miejscowy ośrodek wychowawczy– ma naprawdę ciekawą architekturę – i nie taką ponurą jak można się by było spodziewać. . I w ogóle ma równie ciekawą historię
Ośrodek w Antoniewie © Z3Waza

W Skokach pojechaliśmy na zaplanowany obiad w knajpie którą pamiętamy z wycieczki po kościołach drewnianych wokół Puszczy Zielonki.
Okazało się że knajpa ma coś wspólnego z Che
Karczma Kołodziej w Skokach © Z3Waza

Karczma okazała się szczęśliwa dla nas – bo jak jedliśmy tam obiad to przyszła do nas duuuuża chmura i rozpadało się na dobre. Karczma była też szczęśliwa dla właścicieli, bo zjedliśmy tam obiad – ja – pyszna pomidorówa z prawdziwie domowym makaronem oraz wątróbka z cebulką i jabłkami – naprawdę pycha. Aśka – barszczyk i ruskie. A potem jeszcze kawka i deser, a ponieważ wciąż padało to jeszcze herbatka… w każdym razie zaczęliśmy planować wcześniejszy niż początkowo zamierzaliśmy powrót, bo wyglądało na to że będzie padać i padać… ale w końcu przestało (Wiedziałem!!!) i pojechaliśmy dalej na Wągrowiec. W Lechlinie pooglądaliśmy fajną hacjendę, czyli (pałac jeden z wielu) von Treskowów. Kupił go jakiś bogol - i dobrze bo pałace właśnie są dla bogoli, jak dostają się w ręce hołoty to wkrótce wyglądają jakby mieszkała w nich hołota.
Pałac w Lechlinie © Z3Waza

Choć i bogole mają swoje problemy – ponoć w kolejnym pałacu samobójstwo popełniła nieszczęśliwie zakochana w hołyszu córka dziedzica – Aniela.
Pałac w Wiatrowie i ja z mapą © Z3Waza

Ponieważ robiło się późno to objechaliśmy koronny cel szlaku cysterskiego – Wągrowiec i pojechaliśmy szosą na Tarnowo Pałuckie, gdzie znajduje się drewniany kościół w którym jest ponoć najwspanialsza polichromia. Niestety kościół był zamknięty a miejsce w którym parkuje ksiądz puste.
Puste miejsce księdza © Z3Waza

Okienko kościoła w Tarnowie © Z3Waza

Dalej było Łekno – niegdyś centralne miejsce wielkopolskich cystersów, niestety z braku czasu obejrzeliśmy tylko wieżę służącą do niewiadomo czego
Wieża do niewidomoczego © Z3Waza

W Budziejewku zainteresował nas głaz narzutowy zwany Głazem św. Wojciecha.
A do nas dochodziły głosy głośnej muzyki, jakaś impreza odbywała się w kolejnej miejscowości szlaku – Budziejewie, a konkretnie w dworku Róża Poraja, gdzie odbywało się wesele z ekstra przytupem. Tym przytupem był pokaz ujeżdżenia koni rasy fryzyjskiej przez panie w stylowych ubrankach.
Wesele w Budziejewie © Z3Waza

Wesele było polsko-włoskie. Pan młody – Włoch kazał swojej mamma zrobić sobie zdjęcie z nami czyli swoimi amici pollaco. Generalnie był tak narąbany że pewnie będzie się dziwić z kim robił sobie zdjęcia. Ale było sympatycznie.
Dworek w całej okazałości © Z3Waza

Niestety robiło się już coraz ciemniej a nam zostało ponad 40 kilometrów do domu tak więc nie ociągając się polecieliśmy szosą przez Popowo Kościelne, Jabłkowo, Kiszkowo do Pobiedzisk.
Fajna wycieczka wyszła – typowo turystyczna. Nie pamiętam kiedy tak pojeździłem.
A no i mieliśmy kupę szczęścia z tym deszczem.
Ps. Dziś mój "Konik" zasłużył na usunięcie następującego pasusu z wpisu o sobie "No i jeszcze musi dostać duszy - ale to przejechaniu ze mną paru tys. km."
Uznałem że moja bicicletta już ha un'anima :D
Kategoria Wycieczka


  • DST 35.00km
  • Czas 01:32
  • VAVG 22.83km/h
  • VMAX 52.85km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Sprzęt Kross sztywniaczek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Cloudbusting

Sobota, 14 lipca 2012 · dodano: 14.07.2012 | Komentarze 4

Dziś jako treneiro, choć miałem jechać sam. Ale Żona po wejściu jej na ambicję postanowiła jednak pojechać i poćwiczyć, pomimo tego że na jutro planujemy dłuższą wyrypę (co z tego będzie to się zobaczy). Pojechaliśmy na Kociałkową popodjeżdżać troszkę a potem jak zwykle na Kostrzyn. Jak jechaliśmy polami przed Kostrzynem zaczęła się do nas zbliżać Bestia. Bestia frunęła w powietrzu i błyskała. Ja mówiłem na pewno odfrunie dalej...
Bestia chwilę przed atakiem © Z3Waza

Róże wokół nic nie mówiły. Co mnie nie dziwi
Róże obojętnie patrzą na to co się zdarzy © Z3Waza

A Bestia poszła dalej ale zaczepiła nas ogonem... i to wystarczyło. Dostaliśmy darmowy masaż twarzy gradem, oraz darmowy prysznic jednocześnie z suszarką włączoną na nawiew 4, ale niestety wyłączoną grzałką. W pewnej chwili nie miałem jak oddychać - tak wiało. Na szczęście to lipiec, a burze są równie gwałtowne co krótkotrwałe. Ale zrobiło się zimno. Tak więc resztę trasy pokonałem z nastroszonym futrem na rękach. Oczywiście pokazała się tęcza, tym razem w wersji bardzo mini.
Tęcza w wersji mini © Z3Waza

A chmury były jak zwykle piękne
Chmury po burzy © Z3Waza

A tu kawałek co mi się skojarzył...


  • DST 43.00km
  • Czas 01:33
  • VAVG 27.74km/h
  • VMAX 44.20km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • HRmax 160 ( 89%)
  • HRavg 136 ( 75%)
  • Kalorie 871kcal
  • Sprzęt Kross sztywniaczek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lubię taką pogodę...

Piątek, 13 lipca 2012 · dodano: 13.07.2012 | Komentarze 5

...jak się idzie na rower. Lubię kiedy wychodząc czuję, że mi jest zimno - tym przyjemniej jest się rozgrzać. Tak więc to była super pogoda na poćwiczenie siły na Kociałkowej. Później reszta trasy na przełożeniu 44/11 - podoba mi się to coraz bardziej.


  • DST 51.00km
  • Czas 01:47
  • VAVG 28.60km/h
  • VMAX 51.96km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • HRmax 159 ( 88%)
  • HRavg 137 ( 76%)
  • Kalorie 1130kcal
  • Sprzęt Kross sztywniaczek
  • Aktywność Jazda na rowerze

After the rain

Środa, 11 lipca 2012 · dodano: 11.07.2012 | Komentarze 2

Tym razem sam po asfalcie wariantem pięćdziesięciokilometrowym, ha bo ja mam opracowane pętelki 30-, 35-, 40-, 50-, 60-, 70-, 90- i 100- kilometrowe z nudów można zdechnąć czasami. Ale za to okoliczności przyrody dość miłe - po deszczu, chłodniej tylko jak wjechałem w kawałek drogi w lesie koło Kociałkowej to poczułem się jak w puszczy amazońskiej.
Dzisiaj bikelife zrealizował moje zamówienie więc wkleję sobie w tym wpisie jeszcze zdjęcia ze Stronia:
Chłopcy z plakatu © Z3Waza

Język bywa pomocny w jeżdzie MTB © Z3Waza

Full profeska © Z3Waza

Autografów może nie dajemy ale numery telefonów i owszem © Z3Waza


  • DST 65.00km
  • Czas 02:09
  • VAVG 30.23km/h
  • VMAX 52.85km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • HRmax 179 (100%)
  • HRavg 149 ( 83%)
  • Kalorie 1500kcal
  • Sprzęt Kross sztywniaczek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zapach napalmu nie o poranku

Wtorek, 10 lipca 2012 · dodano: 10.07.2012 | Komentarze 5

Miał być powrót z pracy z dokręceniem wokół Pobiedzisk. Jednak jak byłem w Wierzonce zadzwonił sąsiad z pytaniem czy bym się nie wybrał na rower. Ja już byłem wybrany ;) więc umówiliśmy się, że się zjedziemy na trasie Wierzonka-Pobiedziska, no i stało się jasne, że będzie ogień tym bardziej, że sąsiad miał tylko półtorej godziny. Na początku krótkie rozgrzanie mięśni, bo miał za sobą tylko 5 kilometrów. A potem standardową pętęlką przez Kociałkową, Kostrzyn, Jankowo, Górę poszliśmy ostro do przodu. No w każdym razie na odcinku z sąsiadem średnia przekroczyła nieco 32 km/h całkiem niezły wynik. A na mecie czekał radler niestety nie do końca schłodzony bo za szybko przyjechałem :D.
Kategoria Do pracy


  • DST 69.00km
  • Czas 02:27
  • VAVG 28.16km/h
  • VMAX 41.92km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • HRmax 159 ( 88%)
  • HRavg 134 ( 74%)
  • Kalorie 1498kcal
  • Sprzęt Kross sztywniaczek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wieczorna droga czterech powiatów

Poniedziałek, 9 lipca 2012 · dodano: 09.07.2012 | Komentarze 0

Boże jak ja lubię lato... jak się zmierzcha to robi się przyjemnie, pachną jakieś kwiatki rosnące przy drodze, od wsi zalatuje zapaszkami z obór, jest swojsko sielsko i w ogóle żyć nie umierać. Zrobiłem swoje typowe kółeczko tym razem w odwrotnym kierunku co zwykle. Jak przejeżdżałem przez co większe nierówności to czułem nadgarstki, i ogólnie że jestem poobijany. Jedyny minus lata to to że trzeba brać więcej picia - jechałem na jednym bidonie i ostatnie 10 kilajów to już sahara w ryju. Ale i tak było pięknie... no i nie było tradycyjnej ostatnio letniej burzy. A i jeszcze przekroczyłem 5kkm w tym roku. W związku z tym kupiłem sobie ostatnio ulubionego Miłosławia Pilzner i w dodatku w promocji. I teraz je piję i komentuję i w ogóle fajnie jest.


  • DST 6.00km
  • Teren 6.00km
  • Sprzęt Konik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nad jezioro z dziećmi...

Niedziela, 8 lipca 2012 · dodano: 09.07.2012 | Komentarze 7

... na tyle było mnie stać.
Przy okazji zdjęcie z pierwszego mojego maratonu w 2007 roku dowodzące, że kolarstwo wysysa z człowieka życiowe soki :)
Kiedyś to mi się powodziło © Z3Waza
Kategoria Wycieczka


  • DST 12.00km
  • Czas 00:28
  • VAVG 25.71km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Podjazdy 256m
  • Sprzęt Konik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozjazdy, dojazdy

Sobota, 7 lipca 2012 · dodano: 09.07.2012 | Komentarze 0

Dojazd i powrót z Maratonu. Powrót z przygodami o czym z pewnością opowiedzą Jarek, Wojtek i Marek.
Potem pojechaliśmy na hacjendę gdzie grzecznie graliśmy w piłkarzyki.
Jarek z Jackiem grają w piłkarzyki © Z3Waza

....no dobra tak naprawdę to głownie zajęliśmy się uzupełnianiem mikroelementów oraz elektrolitów

Uzupełnianie elektrolitów © Z3Waza


  • DST 82.00km
  • Teren 70.00km
  • Czas 06:40
  • VAVG 12.30km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • HRmax 174 ( 97%)
  • HRavg 150 ( 83%)
  • Kalorie 4823kcal
  • Podjazdy 2529m
  • Sprzęt Konik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton Stronie Śląskie - Pierwszy raz nie musi boleć...

Sobota, 7 lipca 2012 · dodano: 08.07.2012 | Komentarze 11

...jak jest się odpowiednio nastawionym mentalnie :)
Ja czterdziestoletnia dziewica górsko-giga-maratonowa zdecydowałam się na ten pierwszy raz i było to tak:
Kiedy przyjechaliśmy ze Zbychem na miejsce noclegu, właśnie zaczynała się porządna gisówa połączona z piorunami, czyli typowa burza letnia. Wszystko fajnie - na miejscu są już i Jacek i Jarek krótkie cześć, cześć i zabieramy się za rozpakowywanie... chcę odpiąć rowery z bagażników, a tu się okazuje - zakluczone... taaa wszystko fajnie ale gdzie są kluczyki, szukam po porach - nie ma, w aucie - nie ma. Nosz kur... na pewno zgubiłem w biurze zawodów gdzie zatrzymaliśmy się ze Zbychem zapłacić wpisowe. Wracamy. A tu leje coraz mocniej - rumaki mokną a nikt ich nie może ich odczepić. Uwięzione. A ja wkurwiony na siebie na maksa. W biurze oczywiście nic nie wiedzą. Kurna co robić - trzeba będzie rozwiercać zamki. A deszcz leje coraz mocniej... biuro zawodów tonie - nie ma szansy, żeby cokolwiek znaleźć. Wracamy do auta - ja tknięty jakimś boskim natchnieniem zaglądam do popielniczki z tyłu samochodu. SĄ SĄ SĄ SĄ - kochane, cudowne, wspaniałe kluczyki. Wracamy. Piwko krótka pogawędka z resztą która dojechała w sile: Jacek G., Marek, Wojtek, Mariusz i idziemy w kimono.
Z rańca szybkie przygotowanie i lecimy na start. Tam trochę lansu, sesja foto i inne takie tam, jakoś nikt nas jeszcze nie prosił o autografy ;)
Silna grupa pod wezwaniem © Z3Waza

Ustawiamy się w sektorach - pojawia się Maciej w nowych ciuszkach od Ryby (on też pierwszy raz w ogóle w górach), życzenia sukcesu
itp. Spotykam też Anię Wysokińską - "Marcin jedziesz giga? Gratuluję" - ten podziw w tym stwierdzeniu (tak mi się przynajmniej wydaje he he) - bezcenny. Jestem Giga jestem super :D
Dobra koniec gadania - start.
Ruszyła maszyna po szynach.... © Z3Waza

Ale start bez napinki - świadomość, że tak dużo przed nami powoduje, że krótki rozjazd po asfalcie pokonujemy w iście piknikowym tempie. Zjazd w teren i pierwszy podjazd (w zasadzie podpych) po luźnych, wymytych przez wczorajszą nawałnicę kamieniach. Spoko - po chwili zaczyna się konkretna jazda.
Chwilę jadę obok przed chwilą poznanej Che ona sapie "a-a-a" ja sapię "e-e-e", ogólnie jest miło :D
Che łapie jakiś kryzys, ja myślę sobie ale jestem kurna mocny. Wjeżdżamy na Puchaczówkę i zaczynamy trawers Czarnej Góry idzie dobrze, po paru chwilach zaczyna się zjazd do Międzygórza. Najpierw po trawie, na którą moje Saguaro reagują nerwowo, a ja z nimi reaguję.. też nerwowo - w efekcie wjeżdżam za wolno na sekcję kamyszków i zaliczam OTB. Jakieś tam otarcie, rower wali mnie w kask, ale nie jest źle. Tyle tylko że wybija mnie to z rytmu i po chwili kończę zjazd na drzewie obejmując je obiema rękami a gałązka sosny próbuje mi wykłuć oko. Na szczęście mam okulary więc kończy się tylko rozciętym nosem. Za chwilę dochodzą mnie Marek z Cze... dochodzą to odpowiednie słowo ;) I to by było na tyle z tego "jaki jestem mocny dzisiaj". Kulam się dalej. Zaczyna się wjazd na Śnieżnik. Lubię podjazdy. To znaczy, nie lubię ale wiem że tu mam jakieś szanse, bo co do technicznych zjazdów, to zjeżdżam jak ciota. No ale podjazdy to moja nieco lepsza strona. W każdym razie dochodzę Marka. Jedziemy jakiś czas razem. Ale podczas wyprzedzania jakiegoś gościa zwiększam tempo, a Marek nie nadąża - jest nieźle. Podjazd kończy się jakoś dziwnie szybko - może to dzięki temu, że nie mam licznika - gnój przestał działać zaraz po wyjeździe z hacjendy.
Jestem pod schroniskiem i zaczynam zjazd po trawie do czerwonego szlaku. Znam to miejsce, nie będzie łatwo. Ale jest gorzej. Na trawie słyszę chlap-chlap - laczek. Stawiam rower do góry girami i zaczynam procedurę. W międzyczasie mija mnie Marek. No nic zakładam gumę tam gdzie trzeba. pompuję nabojem i jadę dalej. Część czerownego z papcia. W końcu ruszam. Po chwili znowu chlap-chlap, teraz nie wytrzymuję i ku zgorszeniu turystów idących z dołu rzucam gromkie "NO KURWA MAĆ". Procedura od nowa. Z tym że nie mam całej dętki. Zabrałem dwie ale przed startem pożyczyłem jedną Josipowi. Zaczynam szukać dziury w przebitej dętce z poprzedniego razu. Mam na szczęście łatki. Dziurę znajduję. Ale Bogu dzięki zanim zacząłem przyklejać łątkę zjawił się Zbychu. Z dętką, i do tego w otoczeniu emtebowej gwiazdy filmowej Joanny J.. Gwiazda nieważna - jest dętka. Procedura zakończona jazda dalej. Zjeżdżam w dół. Towarzyszy mi schiza - na pewno złapię kolejnego laczka (tak będzie do końca). Zjeżdżamy się z Mega. Ja łapię już ostatnie zgony megowców - wszyscy pchają, ale jest miło - robią mi miejsce, uśmiechy, dziękuję, proszę itd.
Dojeżdżam do Przełęczy Śnieżnickiej. Rozjazd szlaków.
Tam stoi jakiś Ślązak z Giga i mówi "Jechołeś tyndy" "Tak" - kłamię, "Wiesz co nas tam czyko" - z intonacji nie wiem czy to pytanie czy ostrzeżenie, więc nic nie odpowiadam. Ale zastanawiam się "co mnie tam czeka" - czeka fajny szybki zjazd.
A potem się zaczyna "szybkie szerokie szutry". No na wykresie było płasko. Zastanawiałem się więc co też tam ten Golonko wymyśli - wymyślił przeprawy przez torfowiska borowinowe. Wąsko, korzeniście, błotniście, kamieniście - wypas.
Uwielbiam tarzać się w błocie © Z3Waza

Jak już się ta udręka skończyła to był bufet z Golonką (Grzegorzem) oraz żelami owocami i innymi frykasami. Niestety Golonko poinformował nas że przed nami kolejny taki odcinek kąpieli błotnych. Ale najważniejsze, że na tym bufecie dochodzę Zbycha - i już nie jestem ostatni w teamie. Golonko niestety miał rację na kolejnym odcinku jest jeszcze weselej - jak raz w jechałem w kałużę to koło zanurkowało do 1/3 wysokości - musiałem je dosłownie wyszarpywać z mazi. Miałem wrażenie, że jakbym tego nie zrobił to bagno pochłonęłoby cały mój rower. Potem zaczynam wyprzedzać kolejnych gigowców. Aż dochodzę gościa w żółtej koszulce z którym będę się tasował aż do końca. Na ostatnim podjeździe atakuję, ale sił mi nie starcza do końca. I końcówka jest konkurenta. Po podjeździe jest kawałek prawie płaskiego idealnego asfaltu - coś dla mnie - z łatwością wyprzedzam kolegę w żółtym i zaczynam ostry zjazd. Zatrzymuję się na ostatnim bufecie - nie wiem po co, chyba po to żeby dać żółtemu fory. On to wykorzystuje. Ale nie starcza mu sił i znów go wyprzedzam. Ostatni asfalt jest mój. Wjeżdżam na metę. Gdzie dowiaduję się że Marek był 5 minut przede mną. No jakby jeszcze parę kilometrów miał ten maraton to może i jego bym wyprzedził. Wkrótce dojeżdża Zbychu i zaczynamy pomaratonowy piknik.
Nie musimy biegać za kobietami - one przybiegają do nas © Z3Waza

Nasz team cieszy się sporym wzięciem u kobiet, szkoda że ich tak mało jeździ w maratonach :D:D:D:D.
Podsumowując – było nieźle – gdyby nie awarie byłoby jeszcze lepiej.
Kondycyjnie wytrzymałem i po wszystkim mogę powiedzieć - było fajnie.
Naprawdę fajnie.
Ps. A tu link do pozostałych zdjęć, zarówno zrobionych przeze mnie jak i znalezionych w necie.
Kategoria Maraton/XC/CX


  • DST 20.00km
  • Czas 00:54
  • VAVG 22.22km/h
  • VMAX 39.23km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • Sprzęt Konik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Takie tam pobujanie się po Wrocku

Czwartek, 5 lipca 2012 · dodano: 06.07.2012 | Komentarze 0

Jazda trochę bez celu po mieście... tak żeby nabić trochę kilometrów a zarazem nie zmęczyć się za bardzo. Trochę podpuściłem jednego gościa do szybszej jazdy siedząc mu na kole, a jak go trochę zmęczyłem, to zrobiłem zgrzyt-zgrzyt i odjechałem w siną dal. Poza tym duchota straszna a wieczorem przyszła zarąbista burza z gradem. Taka byłaby akuratna w czasie wyścigu ;)
Kategoria Wycieczka