Blog Marcina
La bicicletta ha un'anima. Se si riesce ad amarla, vi darà emozioni che non dimenticherete mai.
Info
Ten blog rowerowy prowadzi z3waza ze starożytniego miasteczka Pobiedziska. Mam przejechane 74680.40 kilometrów w tym 20878.01 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.70 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2017, Wrzesień8 - 8
- 2017, Sierpień24 - 0
- 2017, Lipiec22 - 0
- 2017, Czerwiec25 - 15
- 2017, Maj29 - 27
- 2017, Kwiecień23 - 18
- 2017, Marzec26 - 58
- 2017, Luty17 - 8
- 2017, Styczeń6 - 0
- 2016, Grudzień4 - 0
- 2016, Listopad9 - 4
- 2016, Październik14 - 0
- 2016, Wrzesień14 - 3
- 2016, Sierpień15 - 2
- 2016, Lipiec25 - 5
- 2016, Czerwiec16 - 6
- 2016, Maj26 - 31
- 2016, Kwiecień26 - 18
- 2016, Marzec19 - 1
- 2016, Luty12 - 2
- 2016, Styczeń5 - 0
- 2015, Grudzień10 - 3
- 2015, Listopad8 - 7
- 2015, Październik12 - 6
- 2015, Wrzesień28 - 19
- 2015, Sierpień31 - 17
- 2015, Lipiec26 - 17
- 2015, Czerwiec27 - 23
- 2015, Maj24 - 21
- 2015, Kwiecień19 - 27
- 2015, Marzec18 - 58
- 2015, Luty12 - 29
- 2015, Styczeń14 - 44
- 2014, Grudzień13 - 22
- 2014, Listopad20 - 22
- 2014, Październik20 - 18
- 2014, Wrzesień21 - 18
- 2014, Sierpień26 - 45
- 2014, Lipiec22 - 34
- 2014, Czerwiec24 - 42
- 2014, Maj20 - 30
- 2014, Kwiecień19 - 32
- 2014, Marzec15 - 36
- 2014, Luty4 - 10
- 2014, Styczeń15 - 51
- 2013, Grudzień15 - 59
- 2013, Listopad16 - 40
- 2013, Październik12 - 25
- 2013, Wrzesień19 - 58
- 2013, Sierpień26 - 47
- 2013, Lipiec23 - 53
- 2013, Czerwiec26 - 32
- 2013, Maj23 - 74
- 2013, Kwiecień28 - 66
- 2013, Marzec14 - 48
- 2013, Luty14 - 73
- 2013, Styczeń8 - 25
- 2012, Grudzień16 - 64
- 2012, Listopad8 - 51
- 2012, Październik17 - 37
- 2012, Wrzesień28 - 102
- 2012, Sierpień28 - 129
- 2012, Lipiec34 - 85
- 2012, Czerwiec23 - 60
- 2012, Maj26 - 42
- 2012, Kwiecień29 - 89
- 2012, Marzec24 - 45
- 2012, Luty5 - 17
- 2012, Styczeń5 - 37
- 2011, Grudzień9 - 18
- 2011, Listopad13 - 16
- 2011, Październik22 - 30
- 2011, Wrzesień31 - 33
- 2011, Sierpień24 - 17
- 2011, Lipiec20 - 18
- 2011, Czerwiec22 - 25
- 2011, Maj21 - 6
- 2011, Kwiecień18 - 2
- 2011, Marzec9 - 3
- 2011, Luty6 - 0
- 2011, Styczeń8 - 0
- 2010, Grudzień2 - 1
- 2010, Listopad6 - 3
- 2010, Październik11 - 5
- 2010, Wrzesień13 - 7
- 2010, Sierpień25 - 0
- 2010, Lipiec21 - 0
- 2010, Czerwiec20 - 0
- 2010, Maj19 - 0
- 2010, Kwiecień18 - 0
- 2010, Marzec7 - 0
- 2010, Luty2 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
Maraton/XC/CX
Dystans całkowity: | 5726.20 km (w terenie 4752.59 km; 83.00%) |
Czas w ruchu: | 273:31 |
Średnia prędkość: | 20.89 km/h |
Maksymalna prędkość: | 65.95 km/h |
Suma podjazdów: | 44335 m |
Maks. tętno maksymalne: | 183 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 180 (93 %) |
Suma kalorii: | 108449 kcal |
Liczba aktywności: | 109 |
Średnio na aktywność: | 52.53 km i 2h 31m |
Więcej statystyk |
- DST 46.55km
- Teren 46.55km
- Czas 03:51
- VAVG 12.09km/h
- VMAX 59.31km/h
- Temperatura 22.0°C
- Sprzęt ZicZac McQueen
- Aktywność Jazda na rowerze
Maraton Międzygórze
Sobota, 10 września 2011 · dodano: 12.09.2011 | Komentarze 2
Miał być wyścig sezonu, a wyszło jak wyszło.Po kolei:
Po spokojnej rozgrzewce czyli delikatnym podjeździe z Wilkanowa do Międzygórza stanąłem w 3 sektorze - ha wychodzi na to że najlepiej nie startować za często u Golonki to się ma wysoki sektor.
Start - wiadomo jak zwykle podjeździk - w tym roku było nieźle - cały wjechałem ze średniej a nie jak w latach poprzednich na młyneczku, potem zjazd z powrotem do Międzygórza. Na nawrotce w Międzygórzu stała żona, która postanowiła jechać sobie trasę mini w sposób turystyczny - bez numeru startowego. Miałem dzięki temu kibica - i to tylko ja jeden :D.
MNo nic dalej też jak zwykle podjazdy, podjaaaaazdy, podjaaaaaaaaaaaaazdy, szybkie zjazdy, podjaaaaaaaazdy itd. Ogólnie fajnie mi się jechało pomimo braku worka z piciem (zapomniałem zabrać zasuwki do niego) w plecaku więc wiozłem zapasowy drugi bidon. Żele działały. Noga chciała kręcić. Wszystko w porządku. Potem zjazd z Hali pod Śnieżnikiem który w moim wykonaniu jest zejściem - te kamoldy nie są na moje nerwy :) reszta do przejechania - luz.
I tak sobie jechałem aż do ostrego skrętu pod górę jakieś 7 km od mety. Przeoczyłem go więc ostro zahamowałem prawdopodobnie dobijając wycieńkowaną ultra light dętkę - usłyszałem syk - klasyczny snake.
No nic spoko mam nabój, dętkę no to jazda... szybko wymieniłem co trzeba. Napompowałem i usłyszałem kolejny syk... niestety dętka była przetarta, fuck a nie mówiłem że trzeba sprawdzać sprzęt przed startem. Na szczęście znalazłą się dobra dusza w postaci Tomka w zielonej koszulce który użyczył mi dętki.
Serdeczne dzięki.
Zdesperowany że tyle osób mnie wyprzedziło (w tym Zbyszek, Edyta Swat, spotkałem też Kłosia jadącego giga) napompowałem dętkę tyle o ile i ruszyłem w drogę - i to był błąd, bo na kolejnym zjeździe dobiłem znowu - były jakieś 3 km do mety, pojechałem więc dalej na kapciu wiedząc że koła są i tak do wymiany, wolno ale do przodu.
Przed ostatnią sekcją kamieni stała żona trochę już zaniepokojona moim długim niepojawianiem się. Przed kamieniami zrobiłem błyskawiczny pit stop pożyczając koło od żony i tak doturlałem się do mety.
Czas 4:19, z licznika 3:51 - byłoby jeszcze lepiej żeby nie jazda na kapciu. W zeszłym roku przejechałem w czasie 4:00 tak więc progres jest i to najważniejsze.
Koło zaliczyło śmierć totalną, żona zadowolona z wycieczki, trochę pogadałem ze znajomymi.
I tyle.
Pomimo serii kapciów uważam wyjazd za udany. W końcu musiało się to zdarzyć - to był mój 43 wyścig, poza tym w tym roku jeszcze nie złapałem kapcia. Statystyka w końcu niestety zadziałała.
żona na Czarnej Górze
jej gorsza połowa tamże
Jazda na laczku
Mknę do mety - wprawne oko zauważy inny kolor tylnej piasty :)
Kategoria Maraton/XC/CX
- DST 66.00km
- Teren 56.00km
- Czas 02:36
- VAVG 25.38km/h
- VMAX 60.71km/h
- Temperatura 27.0°C
- Sprzęt ZicZac McQueen
- Aktywność Jazda na rowerze
Bikemaraton Poznań
Niedziela, 4 września 2011 · dodano: 05.09.2011 | Komentarze 9
Miało być giga wyszło mega.Na początku było miło. Stanęliśmy koło teściów na Rusa - więc nie było problemów logistycznych. Stamtąd razem z dziećmi do punktu mobilizacyjnego. Dzieci miały jechać wyścig dziecięcy. Ja giga. Potem krótka rozgrzewka wzdłuż Malty. I do sektoru 7 a właściwie olbrzymiego rozlanego sektorzyska. Namierzyłem sąsiada Macieja i tak przy pogaduchach o starych Polakach i ich rowerach (nawet wspomnieliśmy śp. Królaka i jego pompkę) minął czas do startu. W między czasie okazało się że nasz sektor to 7 i pół, bo po starcie pierwszej części rozciągnęli przed nami kolejną taśmę i czekaliśmy koleją minutę czy dwie do startu. Dzięki temu miałem start po raz pierwszy bezpośrednio do taśmy - niestety jazda na luzie skończyła się tuż za źródełkiem kiedy wpadliśmy na pierwsze matki z dziećmi. Potem standard - rwane tempo - wyprzedzanie, hample, gaz i tak aż do słynnego przejścia pod trasą na Swarzędz. Wiedziałem że będzie maniana ale nie spodziewałem się, że aż TAKA. Ustawiłem grzecznie się w kolejce, po chwili przyuważyłem Krzysztofa i tak sobie gawędząc spędziliśmy co najmniej 12 minut w korku. Nastrój wyścigowy prysnął zupełnie. Ludzie umilali sobie nudę czekania w kolejce gwizdami na tych co próbowali się przedzierać górą - torami. Cały ten korek zupełnie wypaczył kolejność w tym wyścigu... np. Zbyszek który był jakieś piętnaście metrów od nas uzyskał taką przewagę że udało mi się go dopiero złapać na podjeździe asfaltowym koło Jankowa. Mój sąsiad myknął gdzieś bokiem prawą stroną i dorwałem go dopiero na polach przed Uzarzewem. No nic przedarłem się pod trasą i zaczęła się w miarę normalna jazda - na podjeździe przy polu biwakowym nad jez. Swarzędzkim jakiś klient padł przede mną jak rażony gromem no trzeba było pół górki napierać z buta - na szczęście sił było dużo - więc zrobiłem to żwawym truchtem. A potem jazda między słupkami, o pardon kolarzami w poszukiwaniu jakiejś grupki co dałaby schronienie przed tym razem wschodnim wiatrem. Ale nie było nikogo... nikogo. Aż wrezszcie gdzieś między Uzarzewem a Biskupicami złapał mnie Masters - Kazimierz Kowalski z Corrateca, z którym wreszcie pojechało się jakoś na zmianach. Dalej wyprzedzaliśmy wszystko co się ruszało aż do podjazdu przed Górą gdzie pan Kazimierz zdrowo depnął i mnie odstawił. Próbowałem jeszcze dociągnąć ale nie dało rady. W każdym razie dzięki za miłe towarzystwo. Trzeba przyznać, że ta jazda z Panem Kazimierzem i niesłychana jak na ten rok temperatura spowodowały że moje chęci przejechania Giga zaczęły topnieć w słońcu późnego lata. Na polach przed Uzarzewem spotkałem jeszcze sąsiada (o czym już wspomniałem) - czym byłem naprawdę zdziwiony. Zmieniłem więc plany i postanowiłem pokazać kto rządzi na naszym osiedlu :D - jadę mega... krótki postój na barze - bidon był suchy jak piasek tego dnia na polach powiatu pobiedziskiego i jazda do mety - do zjadzu w Gortatowie z sąsiadem a potem zacząłem podkręcać tempo i dojechałem sam do mety.
W sumie miły udany dzień - jedynie ta wtopa z przejściem popsuła mi humor - bo świadomość że od pierwszego międzyczasu do mety wyprzedziłem ponad 120 osób mile łechta moją świadomość i wiem że gdyby nie ten beznadziejny postój to miejsce (i czas) byłoby dużo lepsze.
Czas z licznika (razem z powolnym pchaniem) - 2:36
Czas oficjalny 2:47:25
Średnia z licznika 25,26
Średnia oficjalna 22,58
Miejsce 304/97
Miejsce gdyby nie było postojów - 140 - wiem wiem inni też stali :) ale co tam w swoim robaczywym sumieniu jestem 140 i basta :)
Kadencja 85
Spotkałem kilka osób - zagadałem z Pyrcykami-Głowackimi którzy co się okazało są naszymi sąsiadami na działce.
Dzieciom się nie podobało - zapadła decyzja że w przyszłym roku jedziemy z nimi Mini, będzie przynajmniej jakaś odmiana - bo prawda jest taka, że jest to dla mnie najłatwiejsza, najnudniejsza trasa sezonu.
Pozdrowienia dla wszystkich których spotkałem i tych których poznałem, tych których wyprzedziłem (większość) i tych którzy mnie wyprzedzili (zdecydowana mniejszość).
Piknik w Antoninku - nawet znalazłem się na tym zdjęciu
Kategoria Maraton/XC/CX
- DST 58.00km
- Teren 50.00km
- Czas 02:36
- VAVG 22.31km/h
- VMAX 47.17km/h
- Temperatura 25.0°C
- Sprzęt ZicZac McQueen
- Aktywność Jazda na rowerze
Hermanów czyli jak NIE pojechałem Giga
Niedziela, 21 sierpnia 2011 · dodano: 21.08.2011 | Komentarze 5
Dzień zaczął się bardzo przyjemnie - pojechaliśmy do Hermanowa rodzinnie z dziećmi i moją mamą w roli opiekunki. Dzień wcześniej sąsiad odebrał nasze pakiety i numery startowe, dzięki czemu nie musieliśmy stać w kolejce po nowe numery (choć przecież numery z Gogola miały obowiązywać cały sezon). W ten oto sposób ominęła nas kolejna wpadka organizacyjna - ale spoko co się odwlecze to nie uciecze.Zrobiłem naprawdę krótką rozgrzewkę - ale czułem się nieźle a czasu było niewiele więc udałem się na start.
Odliczanie... i jazda do przodu.
Niedługo po wjechaniu do lasu miałem krótkie zwarcie z jakimś młodym, który może i był szybki ale żeby precyzyjny to nie powiem - dość powiedzieć, że przywalił mi w kierę podczas wyprzedzania - skończyło się na szczęście tylko na bujnięciu i zmierzeniu klienta wzrokiem który zabija ;)
No nic jedziemy dalej - czuję że noga podaje, trasę pamiętam dość dobrze z zeszłego roku - żadnych niespodzianek. Aż tu na 13. km przyszło mi do głowy napić się - zerkam w dół... a tam pustka. Gdzieś cholera wypadła....
Trochę pognębiło mnie to psychicznie bo perspektywa 60 kilometrów bez picia nie uśmiechała mi się. Chcąc nie chcąc zatrzymałem się na barze, golnąłem 3 kubki czystej. Zapytałem bez wielkiej nadziei czy mają jakąś butelkę którą mógłbym zabrać ze sobą - nie mieli. Jadę dalej - postanowiłem nie myśleć o piciu, jakoś to działało do 30 kilometra mniej więcej - potem zacząłem spoglądać łakomym wzrokiem na zawodników co mieli po 2 bidony. No i w końcu nie wytrzymałem i podjechałem do zawodnika nr 411 - Michała Geragi z Konina, który pożyczył mi bidon bez wahania - naprawdę dziękuję. Bidon zostawiłem w biurze zawodów.
Za chwilę mi mówi że mam odpiętą torebkę podsiodłową - kurna dętka, łyżki i co najgorsze fajny zestaw kluczy poszły się je..ać.
No same straty - jeszcze brakuje pany.
Przejeżdżam Żerków myślę o drugiej pętli... "wizualizuję" :D
No i dojeżdżam do czegoś co powinno być rozjazdem. Wołam do obsługi - jak na Giga - oni pokazują że prosto... no nic jadę dalej ale coś mi nie pasuje... nie pasuje coraz bardziej aż dojeżdżam do wału wzdłuż Warty i wiem już że to jest droga do METY. Pytam więc obsługi na Quadzie o co chodzi a oni mi że rozjazd już był... no to wracam i widzę jak mnie mijają ci których wyprzedziłem nr 411, sąsiad, Ania Wysokińska, Krzysztof, a także Edyta Swat - ale o tym zaraz.
Dojeżdżam do rozjazdu a tu mi mówią, że rozjazd zamknięty i że mogę sobie pojechać - ale wtedy nie będę klasyfikowany. Nosz kufa mać. Postałem chwilę i co było robić pojechałem do mety. Jak ruszyłem spotkałem Wojciecha Przybylskiego z Wrześni, który też się zdziwił że rozjazd zamknęli.
Trzeba przyznać że w regulaminie napisali że rozjazd zamykają o 12:30 - ja byłem koło 13. Ale kurna planowany przyjazd ostatniego zawodnika planowany był na 15:30 - to ja miałem te 20 parę kilometrów jechać 2 i pół godziny????
No nic wracam po drodze wkurwienie rośnie razem z prędkością - powycinałem kogo się dało i wjechałem na metę. Tam okazało się że nie jedyny jestem w super humorze. Maks też był mocno zdziwiony że zamiast na drugiej pętli znalazł się na mecie. Ryszard Rybczyński to już nawet za bardzo "kurwami" nie rzucał.
Ale co ciekawe okazało się że pani Edyta Swat która wróciła na rozjazd (wiem bo widziałem) została jednak zakwalifikowana. Zresztą widać wyraźnie, że zawodnicy od 54. na Giga nie mieli pomiaru na 3 punkcie który był przy pierwszym barze - czyli pewnie już matę zwinęli.
A ciekawe jeszcze, że Michał Zbroszczyk i Jacek Głowacki mieli pierwszy międzyczas lepszy od Tecława, Kaisera i paru innych wycinaków.
Kolejna ciekawostka organizacyjna - wpadłem na metę ścigając się z dwoma zawodnikami co widać na zdjęciu:
A czasy pomiędzy zawodnikami są następujące:
354 GASIOR KRZYSZTOF 02:30:39
146 HOREMSKI MARCIN 02:30:57
578 WOŁYNSKI TOMASZ 02:31:35
Wynika z tego że długość koła jechałem jakieś 20 sekund - a może to był czas netto - gdzie o tym jest w regulaminie??
Na szczęście są i plusy dodatnie - Żona wywalczyła drugie miejsce w kategorii K3/mini
Ale poza tym to mam wrażenie że jest to stały wielkopolski burdelo-grajdołek w którym nikt nie przejmuje się krytyką a wszyscy wzajemnie się liżą po intymnych częściach ciała.
Taki cytat z niezawodnego kurek-rowery.pl "Duży sukces organizacyjny działaczy Torq Superior MTB Team ze Środy Wielkopolskiej"
Choć... o tu zaskoczenie i on zauważył że coś było nie tak "Jak to jest? - rozkładając ręce pytał mnie w sobotę Andrzej Kaiser. – Przyjechałem drugi na metę, na liście wyników zaś jestem czwarty."
Najgorsze że to cofnięcie kosztowało mnie około 12 minut a tym samym utratę najlepszego miejsca jeśli chodzi o porównanie miejsca do liczby startujących i to wyniku osiągniętego bez nadmiernego wysiłku. No ale zawsze pocieszeniem jest to że forma jest i w Międzygórzu mam nadzieję również dopisze.
Na szczęście pogoda dopisała a to jest tylko zabawa. Problem w tym że za tą zabawę płacę pieniądze i mam prawo wymagać aby była przeprowadzona na przyzwoitym poziomie.
Kategoria Maraton/XC/CX
- DST 75.00km
- Teren 55.00km
- Czas 02:53
- VAVG 26.01km/h
- VMAX 52.77km/h
- Temperatura 21.0°C
- HRmax 178 ( 99%)
- HRavg 163 ( 91%)
- Kalorie 2349kcal
- Sprzęt ZicZac McQueen
- Aktywność Jazda na rowerze
Maraton Suchy Las
Niedziela, 7 sierpnia 2011 · dodano: 08.08.2011 | Komentarze 3
Czas ok 2:43 odległość 70kmChyba mój najszybszy maraton... Są wyniki - czas 2:43:14 58 Open 16/39 w M3 a gdybym jechał w M4 w mini to byłbym 3-4. Nieźle.
A teraz do rzeczy:
Pojechałem na wyścig z sąsiadem Maciejem dla którego był to debiut.
Przyjechaliśmy ok 9:00 pojechaliśmy więc na krótki rekonesans trasy. Potem spotkałem kolegów z pracy. Pogadaliśmy i na start.
Stoimy sobie na starcie zostało jeszcze z 5 minut a tu nagle ktoś puka Macieja w ramię - "masz laczka" - no to błyskawiczny pit-stop. Maciej był bardzo zdeterminowany, ja mu trochę pomogłem. I jak spiker zaczął odliczanie wstawiliśmy z powrotem rower do sektora.
Start... moim założeniem było wyrwać do przodu na rozjeździe żeby na asfalcie po poligonie w Biedrusku trafić na jakąś mocną ekipę. Plan udało się zrealizować - po zakręcie zobaczyłem przed sobą sporą grupkę - więc ile sił w nogach pognałem za nimi - musiałem się rozpędzić tak do 46-47km/h. Ale się opłaciło - cały poligon przejechaliśmy w okolicach 40km/h. Przed zjazdem w teren miałem średnią 35km/h. Tam grupka się rozdzieliła - ale cały czas jechałem w sporym towarzystwie. Poza tym nic się szczególnego nie działo. Dopiero na asfaltowym podjeździe tak się zapatrzyłem w koło poprzednika że nie zauważyłem skrętu w dół. Kosztowało mnie to kilka sekund. Ale to nic na zjeździe lepiej pociągnąć samemu. Potem był długi łagodny upierdliwy piaszczysty podjazd bokiem Góry Moraskiej i w dół do Suchego Lasu - czas na półmetku 1:20 / 39km.
Jedziemy dalej, na asfalcie już było zdecydowanie mniej ludzi. Na barze obejrzałem się za mną była kilkuosobowa grupka, ale ze mną pojechało tylko 2. Po kilometrze kolega "Dawca Szpiku" dał zmianę potem zaprosiliśmy trzeciego kolegę - poszedł mocno ale po kolejnej zmianie został. Tak więc we dwóch solidarnie się zmieniając jechaliśmy sobie po poligonie. Tempo było znacznie wolniejsze niż na pierwszej rundzie - można poczuć jaką siłę ma peleton. Większa grupka ciągnięta przez panią Adriannę Urbanowicz doszła nas dopiero w Biedrusku. Jakiś czas po zjeździe trzymałem się z nimi ale zaczął mnie dopadać kryzys i grupka się oddalała i oddalała... podjąłem jeszcze jedną heroiczną próbę doklejenia - - byłem tuż tuż ale poczułem watolinę w nogach i z pogoni wyszły nici. Zostałem sam, po jakimś czasie doszedł mnie Aleksander Dehmel - trochę jechałem z nim na zmianach ale zostałem w barze uzupełnić bidon. Na ostatnim podjeździe doszedł mnie jeszcze jeden zawodnik a drugiego czułem na plecach - ale postanowiłem się nie dać, a na ostatnim zjeździe zaatakować. I prawie się udało zostało może ze 100 metrów a wziąłbym młodszego prawie 20 lat kolegę. Meta... muszę powiedzieć że Maciej spisał się naprawdę nieźle - czas 2:58. A ja się zastanawiam jakby mi poszło gdybym 2 dni wcześniej ostro nie zaimprezował...zobaczymy w Hermanowie.
Dojeżdżam do mety
Kategoria Maraton/XC/CX
- DST 52.00km
- Teren 8.00km
- Czas 02:53
- VAVG 18.03km/h
- VMAX 47.30km/h
- Temperatura 18.0°C
- Sprzęt wszelkie inne
- Aktywność Jazda na rowerze
Skandia w Gdańsku na rodzinnie
Sobota, 18 czerwca 2011 · dodano: 20.06.2011 | Komentarze 10
Pierwszy raz wziąłem udział w tego rodzaju "wyścigu", choć trzeba przyznać że dla dzieci to był wyczyn - najpierw 4 km po asfalcie pod lekką górką na której moja 7-letnia córka krzyczała "ludzie szybciej to jest wyścig" :D, a potem 6 km po lesie z dość nierównym zjazdem który był nie lada wyzwaniem ale daliśmy radę... warunki pogodowe - chyba najgorsze jakie miałem okazję przeżyć na wyścigach - do tej pory (a było to już prawie 40 wyścigów) zawsze udawało mi się nie zmoknąć, a tu taka ładna gisówa. A moje córy postanowiły się lansować i za żadne skarby nie chciały jechać w wiatrówkach tylko w kolarskich koszulkach.Ogólnie jestem z nich dumny - pomimo załamań i kryzysów przejechały właściwie całą
trasę. Potem umyliśmy Karcherem rowery - normalnie jak na prawdziwym wyścigu.
Żeby nabić sobie kilometry pojechałem rano rowerem załatwić formalności a potem kawałek po trasie maratonu.
BTW - jechałem crossowym rowerem typu damka z nóżką, bagażnikiem, odblaskami służącym normalnie mojej żonie jako miejski rower.
Marta na mecie... Zosi nie zdążyłem zrobić bo przyjechała wcześniej
A tu już wszyscy w komplecie (ja stoję po drugiej stronie aparatu)
Kategoria Maraton/XC/CX, Wycieczka
- DST 71.00km
- Teren 60.00km
- Czas 03:19
- VAVG 21.41km/h
- VMAX 60.71km/h
- Temperatura 30.0°C
- HRmax 179 (100%)
- HRavg 159 ( 88%)
- Kalorie 2929kcal
- Sprzęt ZicZac McQueen
- Aktywność Jazda na rowerze
Maraton Mosina Pożegowo czyli Gogol Bordello
Niedziela, 5 czerwca 2011 · dodano: 06.06.2011 | Komentarze 10
Zaczęło się ładnie...Przyjechałem do Mosiny o 9:00 załatwiłem bez problemu wszystkie formalności i po chwili okazało się, że mam jeszcze 2 godziny wolne - przeszedłem się więc na spacer w poszukiwaniu sklepu, żeby zaopatrzyć się w niezbędne płyny. Spokojnie sobie wróciłem zacząłem się przebierać, złożyłem rower przejechałem się 2 razy po asfaltowej górce, za pierwszym razem robiąc 62 km/h poczułem że robię się mokry... więc przeszedłem się po łączce no i spotkałem Krzysztofa, któremu obiecałem rewanż za Dolsk. Atmosfera była taka ogólnie leniwa, no pogoda do ścigania tylko dla wariatów.
W końcu ruszyliśmy najpierw w dół żeby Pani Burmistrz Mosiny zrobiła sobie ładną fototapetę, a potem z powrotem po asfalciku do góry. Ustawiłem się przebiegle za niebieskimi koszulkami Emed Teamu z myślą żeby nie tracić Maksa z widoku, ale w zamieszaniu straciłem, gdzieś za szczytem błysnęła mi charakterystyczna koszulka ale nie byłem w stanie dojść jej posiadacza.
No cóż... z rewanżu nici... i tak sobie jechałem, pociłem się, jechałem.... nie mogłem złapać odpowiedniego tempa, jechałem, łapały mnie kryzysy, większość mnie wyprzedzała (to pewnie dlatego że inaczej niż zwykle zacząłem bardziej z przodu - tak to sobie tłumaczyłem)... aż tu na drugim kółku tak pod koniec mija mnie Maks. Lekko się zdziwiłem bo byłem przekonany że jest przede mną... no i nowe siły we mnie wstąpiły... tym bardziej że wyglądał na zajechanego - nie odpowiedział jak go zawołałem, zorientował się dopiero jak go doszedłem... chwilkę jechaliśmy razem a potem zaczął gdzieś zostawać ale cały czas miałem go w zasięgu wzroku... W końcu wjechaliśmy na teren Wielspinu w Puszczykowie gdzie zatrzymał się ze mną uzupełnić płyny. Ale na góreczkach co były potem został gdzieś z tyłu... potem zaczął się kawałek asfaltu gdzie dojechał mnie jakiś gość z którym nawiązałem współpracę licząc że siła dwóch na jednego to - wiadomo - banda łysego :D... no i się sprawdziło. Miałem co prawda obawę że gość mi pod koniec odjedzie bo ogólnie więcej jechał mi na kole niż ja jemu... ale też był wypompowany i na ostatnim podjeździe odpuścił. No w każdym razie Maks pokonany :D.
Wrażenia:
Na pierwszym kółku wydawało mi się że jest więcej z górki niż pod górkę - chyba pierwszy raz w mojej historii wyścigowej. Na drugim wszystko wróciło do normy.
Ostatni piasek przed metą za drugim razem zrobił się kopny, a moja noga z waty. Przejechałem go siłą nie mięśni a woli.
W porównaniu z Gnieznem bary - pełen luksus.
Kurna... nie ma mnie w wynikach :/ I to jest największy minus tego startu. Bo o P. Kurku to nawet nie chce mi się pisać. Numer z nagrodą dla nieobecnej - tylko dlatego że była jego znajomą to była totalna przeginka.
I jeszcze jeden pozytyw - pan Wojciech Przybylski z Wrześni - widziałem jak ściął odcinek XC - ale musiał się zorientować i wrócił z okolic Wielspinu żeby go pokonać (tak przynajmniej sądzę z czasu w jakim przyjechał po mnie) - i chwała mu za to.
Kategoria Maraton/XC/CX
- DST 69.00km
- Teren 60.00km
- Czas 03:15
- VAVG 21.23km/h
- VMAX 45.30km/h
- Temperatura 27.0°C
- HRmax 179 ( 98%)
- HRavg 159 ( 87%)
- Kalorie 2391kcal
- Sprzęt ZicZac McQueen
- Aktywność Jazda na rowerze
Skoda Maraton MTB Gniezno
Niedziela, 22 maja 2011 · dodano: 22.05.2011 | Komentarze 0
W dniu 22 maya roku pańskiego 2011 w 1011 rocznicę zjazdu, w którym to uczestniczył cesarz rzymski narodu niemieckiego Otton a y polski kniaź prawy y chrobry wielce Bolesław Mieszkowic, odbył się w sławnym a starożytnym grodzie Gniezno zjazd rycerstwa powiatów ziemi wielkopolskiej y ziem ościennych, którzy to licznie na swych aluminiowych tudzież karbonowych rumakach przybyli. Nadzieję w sercu mieli ci oni żeby strzały umieszczane po lasach na swym miejscu pozostały a nie jak onegdaj przez kmieciów okolicznych zerwanymi zostały. Jako też i się dzięki Panu naszemu wszechmogącemu się stało, co sprawniejszym przejazd turniejowego rycerstwa uczyniło. Jednakowoż parę słów krytyki dla organizatorów się należy. Zapiewajłą na onym turnieju był nie kto inny jak JWP Piotr Kurek któren czy to z racji na swój wiek podeszły czy też wielką atencyją dla wielce skądinąd sławnego niegdyś rycerza a obecnie turniejów organizatora JW Czesława Langa kierowan co rusz zapominał iże nie na langowym on ci jest turnieju a na takim którego organizacyją zajął się imć Wojciech Gogolewski Gogolem zwany (no i GKKG rzecz to wszystkim znana). Ale to akurat nie nowina iże Piotr Czesława miłością czystą wielbi (w Panu tylko nadzieja że miłość to grzeszna nie jest gdyż byłoby to ze szkodą wielką dla całego kolarstwa polskiego). Należy jednak przyznać y to, że organizatorzy przywiązanie wielkie dla tradycyji okazali częstując zgromadzonych nie jakimiś izotonikami co zapewne są czystym Szatana wymysłem, a wodą czystą y źródlaną. No y sprzęt nagłaśniający musiał być ten sam co ów sławny zjazd gnieźnieński sprzed góra 1000 lat nagłaśniał. Na koniec system informatyczny padł (co jeno dowodzi że one nowinki z Zachodu nic nie warte są). Tak więc nie dowiedziałem się któren na metę przyjechałem ale to przecież nie ważne bo y tak dla przyjemności a nie po wynik tam pojechałem. Wyniki zatem podam gdy egzorcyzmom świętym poddany system z grobu powstanie y podane one zostaną na internetowych stronach (które też zapewne wymysłem Złego są).Trasa była fajna pogoda super. Kilku znajomych z rycerstwa płci obojga spotkałem. Kadencyja była wysoka, błoto mokre a zjazdy w dół. Y ja tam byłem y wodę źródlaną piłem. In nomine Patris, et Filii, et Spiritus Sancti słowa te spisał Marcin pan na Pobiedziszczech y Gorzkim Polu niegodny sługa Boży. Amen.
Post Scriptum.
Miejsce 69/89 w generalce
Czas 3:16:40
Kategoria Maraton/XC/CX
- DST 82.00km
- Teren 50.00km
- Czas 03:37
- VAVG 22.67km/h
- VMAX 46.23km/h
- HRmax 179 ( 98%)
- HRavg 164 ( 90%)
- Kalorie 3101kcal
- Sprzęt ZicZac McQueen
- Aktywność Jazda na rowerze
Maraton giga Dolsk
Sobota, 16 kwietnia 2011 · dodano: 17.04.2011 | Komentarze 0
...no i pojechałem po raz drugi w życiu giga (nie liczę Osiecznej giga i innych tym podobnych) po Murowanej w 2009. Nie powiem zrobiłem to pod wpływem impulsu... a bo trasa mega krótkawa, a bo łatwo, a bo trzeba się sprawdzić.No i się sprawdziłem... właściwie jedno co można powiedzieć, to, to że dojechałem. O wyniku nie ma co mówić - choć z drugiej strony porównując czas mój/czas zwycięzcy wypadłem deczko lepiej niż w zeszłym roku. A na Giga po prostu nie było nikogo kogo mógłbym wyprzedzić :D ... A poza tym to dopiero początek sezonu jeszcze parę kaemów przede mną i wiem, że forma będzie szła w górę. Krzysztofowi i paru innym bezimiennym dziękuję za towarzystwo.
Kategoria Maraton/XC/CX
- DST 67.00km
- Teren 63.00km
- Czas 03:25
- VAVG 19.61km/h
- VMAX 45.30km/h
- Temperatura 15.0°C
- HRmax 178 ( 98%)
- HRavg 164 ( 90%)
- Kalorie 2800kcal
- Sprzęt ZicZac McQueen
- Aktywność Jazda na rowerze
Operacja Desert Storm czyli MTBM Murowana Goślina....
Niedziela, 10 kwietnia 2011 · dodano: 11.04.2011 | Komentarze 0
... z tym, że ja raczej robiłem za Saddama Hussaina. Ogólnie rzecz biorąc słabe wyjeżdżenie w tym roku plus dodatkowe kilogramy powodowało moje poważne obawy czy w ogóle dam radę wjechać na Dziewiczą Górę. No tak źle nie było... ale wyprzedzany przez kobiety ("kobieta mnie bije!!!!") czułem się nieswojo. Gdzieś koło Maruszki śmignęła mi błękitna koszulka Rodmana. Troszkę go doszedłem w okolicy dużych zaworów gazowych... ale ogólnie po maratonie czuję się taki... przeleciany. I w dodatku nie sprawiło mi to specjalnej przyjemności. Na sam koniec jak zgniła wisienka na torcie przyplątała mi się awaria przedniej manetki i na metę wjechałem kręcąc piękne młynki. No ale dość marudzenia - trzeba więcej jeździć. A porównując współczynnik czas zwycięzcy/mój czas z zeszłorocznego Dolska i tegorocznej Murowanej wypadłem ciut lepiej. Statystyka to jednak piękna rzecz :). Pozdrowienia dla młodych adeptów MTB - ojcowie macie zdolne dzieci. Kategoria Maraton/XC/CX
- DST 30.00km
- Teren 4.00km
- Czas 01:04
- VAVG 28.12km/h
- Sprzęt ZicZac McQueen
- Aktywność Jazda na rowerze
Wyścig o puchar niepodległości Osieczna
Czwartek, 11 listopada 2010 · dodano: 15.11.2010 | Komentarze 2
Nie spodziewałem się że jeszcze w tym roku się pościgam. No ale zrobiłem sobie taki prezent imieninowy. Kurczę czuję że nie mam totalnie formy. A nie mam zacięcia żeby jeździć w zimnie. Kategoria Maraton/XC/CX