Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi z3waza ze starożytniego miasteczka Pobiedziska. Mam przejechane 74680.40 kilometrów w tym 20878.01 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.70 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy z3waza.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Nyndza

Dystans całkowity:1078.98 km (w terenie 378.00 km; 35.03%)
Czas w ruchu:52:20
Średnia prędkość:20.62 km/h
Maksymalna prędkość:64.90 km/h
Suma podjazdów:9565 m
Maks. tętno maksymalne:180 (100 %)
Maks. tętno średnie:165 (92 %)
Suma kalorii:21143 kcal
Liczba aktywności:26
Średnio na aktywność:41.50 km i 2h 00m
Więcej statystyk
  • DST 58.00km
  • Teren 48.00km
  • Czas 04:03
  • VAVG 14.32km/h
  • VMAX 53.20km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • HRmax 163 ( 91%)
  • HRavg 136 ( 75%)
  • Kalorie 2114kcal
  • Podjazdy 1500m
  • Sprzęt Konik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bike Adventure IV Etap

Niedziela, 7 lipca 2013 · dodano: 08.07.2013 | Komentarze 1

No i wreszcie dobiłem do IV etapu, do Marka traciłem 5 minut. Wszystko zależało od trasy. Miały ponoć być szutry co mnie nastrajało optymistycznie.
Pierwszy pocisk ostatniego etapu © Z3Waza

Zaczęło się tak samo jak w III etapie, myślę sobie luz. Po takim podjeździe jakiś łatwy zjeździk a potem znów podjazd i zwiększam przewagę.
A tu dupa... zaczęło się jeżdżenie po jakiejś trawie która lepiła mi się do kół, każdy przejazd po śliskim korzeniu kończył się tym że praktycznie musiałem startować od nowa.
Ta trawa wyssała ze mnie całą energię © Z3Waza

No i szybciutko Marek mnie doszedł i pojechał sobie dalej. A mi kompletnie siadła motywacja. Kolejne błotniste przejazdy kończyły się moim kurwowaniem i myślą, żeby już była ta meta, nawet wjeżdżać mi się nie chciało, myślałem tylko o tym żeby juz być na mecie i się nie rozwalić.
Etap był na szczęście krótki pomimo zapowiedzi wydłużenia wyszło 47km, ale niestety w moim przypadku trwał długo.
Za długo.
Miejsce 88 open i 21 w kategorii.
W sumie w generalce wyszło
74 Open i 17 w kategorii no i 4 w Goggle Pro.
Jak na pierwszy raz nie najgorzej. Zebrałem doświadczenia. Przeanalizuję błędy i wyciągnę wnioski :D
No w każdym razie pisząc to ponad 24 godziny po zakończeniu stwierdzam że fajnie było. I dzięki chłopaki za towarzystwo. I do zobaczenia na kolejnej etapówce, oby mniej pechowej dla wszystkich.

  • DST 76.00km
  • Teren 55.00km
  • Czas 05:53
  • VAVG 12.92km/h
  • VMAX 61.50km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • HRmax 168 ( 93%)
  • HRavg 142 ( 79%)
  • Kalorie 3456kcal
  • Podjazdy 2500m
  • Sprzęt Konik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bike Adventure II Etap

Piątek, 5 lipca 2013 · dodano: 08.07.2013 | Komentarze 0

Do drugiego etapu przystąpiłem z uczucie wyraźnego zmęczenia. No ale wyścig to wyścig więc pocisnąłem od początku mając nadzieję na oderwanie się od Marka. Niestety Marek doszedł mnie na barze po długim podjeździe na Dwa Mosty. Dochodzi i juz nie puszcza. Za Drogą Chomontową, którą klnę w niebogłosy, bo noga niestety przestaje podawać zaczyna się trudniejszy zjazd na którym zgodnie z przewidywaniami Marek znika. A mi się odechciewa, wszechobecne błoto na dole i woda z góry wywołują u mnie reakcje wstrętu, obrzydzenia i w ogóle nic mi się nie chce. W końcu spotykam Rodmana, który coś tam naprawia przy rowerze, pytam "dawno jechał Marek", "dawno" odpowiada Rodman, to mnie jeszcze bardziej zniechęca. No ale trzeba jechać dalej. Na którymś z rzędu podjeździe lekko odżywam, nawet ci co jechali obok wykazują zdziwienie, że tak szybko podjeżdżam. I nagle widzę Marka. Udało się go znowu złapać. Okazało się że złapał laczka. Chwilę jedziemy razem, ale znowu się zaczynają jakieś gówniane ścieżki po wyrżniętej ścieżce z kijami, trawą... czyli coś co uwielbiam po prostu. Zwłaszcza jak sił mi braknie, no i Marek znowu znika w sinej dali. Dalej droga z której pamiętam plucie piaskiem i nic więcej. W końcu dojeżdżam na metę, ugnojony do tego stopnia, że jak przejeżdżam przez Piechowice to słyszę dzieci wołające "O jaaaa, ale brudny.
Z Markiem na trasie II etapu © Z3Waza

Okazuje się że wbrew samopoczuciu wynik znacznie lepszy niż poprzedniego dnia.
72 open, 15 w kategorii, cóż jak widać nie tylko ja byłem zmęczony.
No ale Marek włożył mi 8 minut i to pomimo laczka.

  • DST 27.00km
  • Teren 27.00km
  • Czas 01:16
  • VAVG 21.32km/h
  • VMAX 45.30km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 170 ( 94%)
  • HRavg 158 ( 88%)
  • Kalorie 1041kcal
  • Podjazdy 220m
  • Sprzęt Konik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Kaczmarek Electric Lubrza

Niedziela, 30 czerwca 2013 · dodano: 30.06.2013 | Komentarze 9

Pierwszy raz w życiu mini choć mimowolnie...
Ale od początku.
Na miejsce dojeżdżam z Maciejem i Pawłem w nastroju bardzo dobrym, mam jakiś taki luz a to dobry prognostyk przedstartowy. Wkrótce spotykamy cały team Goggli w osobach: Maksa, Zbycha, Marka, Michała, Wojtka, o Kłosia nie spotykam, spotkam go dopiero na mecie.
Po krótkiej rozgrzeweczce i zrzuceniu zbędnego balastu stajemy w sektorach. I ruszamy, trasa znana mi jest z zaszłego roku, w sumie niewiele się zmieniło - nie ma krótkiej rudy wokół mety tylko od razu konkret. Chwilę jadę z Markiem, ale przede mną świeci koszulka Michała i on staje się moim celem, Michał się ogląda kto za nim więc mu rzucam "Ty się nie oglądaj tylko ciśnij". W ogóle noga mi dziś podaje całkiem całkiem. Na szerokich szutrówach wrzucam wyższy bieg i lecę sobie lewym pasem :). Trochę na początku kółka jest ciasno - wiara zwalnia przed błotkami, nie wiedzieć czemu no ale zwalnia. Ciekawe, że kurwidołki choć pewnie takie same jak przed rokiem wcale mi nie przeszkadzają, no czuję je trochę w krzyżu, ale nie wybijają mnie z rytmu, pierwsze kółko mija dość prędko, wkrótce po przebiegnięciu rzeczki pojawia się napis 5km do mety, a ja nawet jednego bidonu nie wypiłem. Lubię się ścigać w takich temperaturach. No nic nieubłaganie zbliżamy się do rozjazdu, ale po drodze jest sekcja kałuż - jedną z nich biorę środkiem - ale ty się czai zdrada - koło mi się zapada po ośkę a ja się katapultuje prosto w błotko. W sumie miękkie lądowanie, gość który jechał za mną pyta czy OK - mówię OK, wygramalam się z błotka i okazuje się, że tylne koło się nie kręci - fuck co jest - tyle błota wlazło w zacisk, no nic wykruszy się, ruszam przełamując opór hamulca, ale kiedy wciskam klamkę ta zapada się - co jest? patrzę na tarczę - a ona cała zwajchrowana, nie wiem o co chodzi - okaże się dopiero na mecie, że klient co jechał za mną przejechał mi to tylnych widłach, gnąc przy okazji tarczę o czym zaświadczył trzeci gościu z mojego mini peletoniku. Dokulałem się do rozjazdu zastanawiałem się nawet czy nie jechać Mega, no ale to nie miało sensu - i pojechałem na metę, po drodze kilka osób mnie wyprzedziło, bo jechałem już raczej rekreacyjne, zwłaszcza biorąc pod uwagę że koło generowało opory toczenia większe niż rower z Makro, no po prostu było permanentnie zablokowane. I tak zrobiłem Mini po raz pierwszy w życiu i się w ogóle nie zmęczyłem i pierwszy raz po maratonie miałem ochotę jeszcze sobie pojeździć, a i jeszcze dzięki temu "występowi" załapałem się chyba na III sektor - udany wyścig nie ma co :(.
Już mnie trochę wk.... ta karma w tym roku - na 5 startów jeden udany, a tak zawsze coś, a dziś jak już noga podawała to taka pierd... przygoda. Pocieszenie, że przed BA z formą jest nieźle i jak tam nie połamię ramy, nie powyginam kół albo jeszcze coś gorszego to powinienem spokojnie dojechać.
A jeszcze na mecie trochę zmarzłem czekając na Macieja, który miał kluczyki do auta, trzeba było może jednak jechać Mega - przynajmniej siłę bym zrobił.
ps. Dzięki pojechaniu mini miałem okazję zobaczyć wjazd czołówki - wygrał Kaiser, a nie z Elity Paweł Bober - gratki, No i gratki dla Błażeja za II miejsce w M2 i dzięki za pożyczenie suchej bluzy, bo bez niej to bym chyba na tej mecie zamarzł.
Tarcza hamulcowa wygina śmiało ciało © Z3Waza

"Zadowolony" na mecie © Z3Waza


  • DST 53.00km
  • Teren 53.00km
  • Czas 02:30
  • VAVG 21.20km/h
  • VMAX 44.20km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • HRmax 176 ( 98%)
  • HRavg 165 ( 92%)
  • Kalorie 1718kcal
  • Sprzęt Konik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kargowa

Niedziela, 9 czerwca 2013 · dodano: 11.06.2013 | Komentarze 6

Ogólnie dupa start z czarnej dupy sektora nr 2 i tak już zostało
Start z czarnej d © Z3Waza

22/34 w kategorii
100/161 open
wszystko jasne
a najgorsze że to wszystko przy naprawdę wysokim jak na mnie tętnie średnim i w sumie bez uczucia zgonu, tylko słabość jakaś okrutna.
D-U-P-A
Kategoria Maraton/XC/CX, Nyndza


  • DST 17.00km
  • Czas 01:16
  • VAVG 13.42km/h
  • VMAX 52.70km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 169 ( 94%)
  • HRavg 138 ( 77%)
  • Kalorie 827kcal
  • Sprzęt Konik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po Dziewiczej z PB

Wtorek, 4 czerwca 2013 · dodano: 06.06.2013 | Komentarze 0

Zośka przywiozła z wycieczki do Kołobrzegu jakąś zarazę i oczywiście ją rozsiała po domownikach wliczając w to mnie. I tak na przeziębieniu pojechałem na trening - pogoda w dodatku była z tych do dupy - nie wiadomo jak się ubrać, niby 16 stopni a pochmurno i wieje zimny wiatr. W efekcie w bluzie kolarskiej pociłem się jak mysz i w ogóle źle mi się jeździło. Ale co sobie popodjeżdżałem to moje.

  • DST 84.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 06:00
  • VAVG 14.00km/h
  • VMAX 55.40km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 2400m
  • Sprzęt Konik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dlaczego taki ostry był ziutkowej kosy szpic? czyli MTBM Złoty Stok

Poniedziałek, 20 maja 2013 · dodano: 20.05.2013 | Komentarze 7

Pierwsza jazda w tym roku w górach. Do Złotego wybrałem się z sąsiadem i Jackiemwyjazd z domu o niechrześcijańskiej godzinie 4:30 i z Poznania o nieco bardziej ludzkiej 5 rano. Maciej wrzucił w swojej skodzie teleportację

i chwilę po 8:00 byliśmy w Złotym Stoku. Małe wyjaśnienie formalności i mogliśmy ruszać na rozgrzewkę.
Strat z 2 sektora... noga w miarę podaje - Kłosiu tradycyjnie znika, za JP nawet wzrokiem nie wodzę, Maciej, Jacek i Marek zostają gdzieś z tyłu. A ja jadę swoje. Pierwszy podjazd kończy się szybko, zaczyna się pierwszy zjazd i...... tylne koło charakterystycznie zaczyna pływać... szlag by trafił pana.... a mówili mleczko.... mleczko sreczko... mleczko nic nie poradzi na dwucentymetrowe rozcięcie w oponie. No nic rower na plecy i do dzieła. Po chwili dojeżdża Maciej i proponuje pomoc. Wymiana bezdętki okazuje się nietrywialna - robiłem to pierwszy raz w życiu - grube ranty opony plus lepkie mleczko skutecznie utrudniają zdjęcie. Założenie jest też niełatwe. W każdym razie zajmuje to wg inteligentnego licznika Macieja całe 16 minut - tyle on stał ze mną. Doliczmy jeszcze z minutę na założenie koła. No i jest całkiem niezły wynik. Pitstop a'la F1 to to nie był. W każdym razie Biniu otrzymał ode mnie prywatną nagrodę fair play na którą solidnie zasłużył.

To była nagroda pierwsza

A to druga ;)
Oczywiście do konsumpcji już w domu.
No nic wracamy do wyścigu. To znaczy w tym momencie to wyścig się właściwie dla mnie skończył, tym bardziej że chyba po raz pierwszy w życiu usłyszałem quada zamykającego wyścig... no ale jemu uciekłem.
Wkrótce zacząłem dopadać poszczególnych zawodników z końca, minąłem pewną parę czekającą na pomoc - dziewczyna miała rozcięte kolano, chłopak z nią czekał, pomoc była wezwana, więc nic po mnie, poleciałem dalej.
Aaaa zapytałem ich czy nie widzieli takiego w czarnym stroju na czarnym rowerze - znaczy Binia. Nie widzieli. Znaczy daleko uciekł. No ale przynajmniej jest kogo gonić. Ale specjalne motywacji i tak nie było. No i tak dojechałem do pierwszego bufetu - pojadłem, popiłem, pogadałem z gościem co dojechał po mnie - miał jeszcze lepiej - złapał dwie pany - przeciął tył a jak go naprawiał to opona przednia na Słonku się zagotowała i puściła to zasrane mleczko (o czymś takim jeszcze nie słyszałem) - no w ogóle mnie pocieszył, że od czasu jak jeździ na mleczku to częściej łapie laczki niż na dętkach.
Ale on jakiś pechowy był - jak kolejny raz się tasowaliśmy po kilkudziesięciu kilometrach to przy mnie pozrywał kilka szprych.
No nic Binia złapałem na drugim barze - długo mi to zajęło. Przed tym barem był jeden z kamienistych zjazdów - aż się zdziwiłem że udało mi się go zjechać - oczywiście ostrożnie i na hamplach ale i tak go zjechałem. Po zjeździe miałem bliskie spotkanie z miejscową kurą. Stała sobie na środku drogi z dużą godnością osobistą... a ja sobie myślę pojadę z lewej skręci w lewo, a z prawej to w prawo... no to jadę środkiem.

Też ją trafiłem :)
Ale uciekła.
Po spotkaniu z Maciejem w Orłowcu pogadaliśmy pojedliśmy i pojechaliśmy.
W międzyczasie na podjeździe zniszczył mnie psychicznie jakiś miejscowy chłopak - dojechał do mnie, zagadał - stanął na pedały i pojechał dalej...
Kolejny bar był dość szybko gdzieś przed podjazdem na Borówkową.
Tam znowu zaczekałem na Macieja pogadalim pojedlim i pojechalim.
Zaczął się podjazd pod Borówkową - w tym roku bardzo krótki właściwie to go nie pamiętam specjalnie - może jedynie to że było tam dużo spacerowiczów.
No i zjazd - tu jestem zadowolony - większość zjechałem - znaczący progres w stosunku do zeszłego roku.
W końcu ostatni bar - jemu też nie odmówiłem... a co mam się spieszyć. Jeszcze jeden stromy podjazd (podpych) i wiedziałem że teraz już tylko droga w dół - trochę bardziej pokombinowana niż w zeszłym roku ale cała do zjechania bez większych problemów. Na ostatnich szutrach pościgałem się trochę z jakimś kolesiem... ale myślałem że meta jest przy pierwszych banerach a była przy ostatnich zresztą w sumie i tak mi się aż tak bardzo nie chciało.
Jak to mówią dobry trening...
Wynik beznadzieja, ale było pięknie i jeszcze w góry w tym roku pojadę i będzie lepiej.
Zdjęć na razie nie ma bo zanim dojechałem to większość fotografów poszła na obiad.
Gratki dla chłopaków z teamu i jeszcze raz dzięki Maciek.

  • DST 90.00km
  • Czas 02:53
  • VAVG 31.21km/h
  • VMAX 44.01km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • HRmax 166 ( 92%)
  • HRavg 146 ( 81%)
  • Kalorie 2037kcal
  • Sprzęt Helga
  • Aktywność Jazda na rowerze

Raindrops

Niedziela, 12 maja 2013 · dodano: 12.05.2013 | Komentarze 3

Dzisiaj z dwoma Jackami - Jackiem B. i Jackiem triatlonistą, oraz Jędrkiem prowadzącym nasz wóz techniczny.
Pogoda jaka jest każdy widzi - mokro - na szczęście w sumie nie padało ale i tak wystarczająco dużo wody było na asfalcie żebyśmy w krótkim czasie byli cali mokrzy.
Pojechaliśmy standardowo ze Starołęki w kierunku Śremu. Po jakichś 15 km odpadł Jacek triatlonista i zostaliśmy we dwóch. Trzeba przyznać, że Jackowi B. dziś noga podawała solidnie więc mi pozostało się skupiać na tym aby trzymać koło. Tak sobie dojechaliśmy na kawkę w Śremie na stacji. Na stacji pani sprzedająca zapytała nas czy tankowaliśmy :) he he do jazdy na rowerze z silniczkiem jeszcze mam nadzieję mi zostało parę lat. Powrót przez Czempiń i Mosinę. Jacek jechał prawie cały czas z przodu więc w sumie to dzięki niemu dziś wyszła taka średnia, jakbym jechał sam to z pewnością strasznie bym zamulał, tak więc dzięki wielkie.
http://youtube.com/R0FY05U92HE

  • DST 67.00km
  • Teren 65.00km
  • Czas 02:57
  • VAVG 22.71km/h
  • VMAX 43.20km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • HRmax 175 ( 97%)
  • HRavg 161 ( 89%)
  • Kalorie 2452kcal
  • Podjazdy 520m
  • Sprzęt Konik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Olejnica - maraton nr 1 w tym roku

Niedziela, 28 kwietnia 2013 · dodano: 28.04.2013 | Komentarze 8

Pierwszy start w tym roku - byłem pełen obaw w którym miejscu jestem i się przekonałem. Ale do rzeczy.
Na miejsce dojechałem z Rodmanem w międzyczasie wyprzedzając Jarka z JP, formalności zapisowe załatwiamy szybko i bez problemów i ruszamy na rozgrzewkę objechać kawałek trasy - po nocnym i porannym deszczu jest mokro ale za to dość twardo i niepiaszczyście.Po powrocie spotykamy kolegów z teamu - czyli Kłosia, Marca, Zbycha i Maksa. W pewnym momencie łapię Kłosia z Drogbasem i jadę z nimi na kolejną tym razem asfaltową rozgrzewkę.
Pojawia się i Josip, który gdzieś zaginął w akcji ale się na szczęście odnalazł.
Przed startem spotykam chyba pół rowerowego Poznania i okolic - są i Pyrcyki i Ryby i niezrzeszeni znajomi. Do sektorów.
Staję obok Marca tuż za nami nieco spóźniony Josip. No i ruszam na pierwszy maraton tego roku.
Pierwsze kilometry - euforia!
Noga podaje idzie pięknie, Marek zamarudził że miało być lżej ale ja widzę Josipa. Chwytam jego koło i nie puszczam. Wjazdy wchodzą jak masło. Krajobraz zmienia się szybko las, singiel, błotko wpadamy na pole z piaszczystą drogą. Josip nie klei do żadnej z mijanych grupek tylko tnie wszystkich jak leci, ale w pewny momencie coś zwalnia na podjeździe - myślę sobie dospawamy do najbliższej grupki i odpoczniemy. Wołam do Josipa - dawaj dogonimy ich - dochodzę grupę - Josipa nie ma - a ja jak Josip ich mijam. Ale wkrótce Josip mnie dochodzi i znowu leci z przodu tym swoim tempem nieco nierównym ale diabelnie skuteczny. Myślę sobie może wreszcie spuchnie ale nie...
w końcu wpadamy na bardziej techniczny odcinek z piaskiem - i tu moja oponka tylna nie bardzo daje radę - pierwszy raz od dłuższego czasu dotykam stopą podłoża a Josip jedzie dalej. Potem jest piaszczysty podjazd - Josip odjeżdża i pozamiatane. Czyli jednak nie on spuchł a ja....
Ogólnie za ostro pocisnąłem za Josipem - łapię się jeszcze w kilka atrakcyjnych pociągów, ale koniec końców każdy z nich mi odjeżdża. Na rozjeździe Mega/Mini poważnie zastanawiam się czy warto jechać dalej bo plecy mnie bolą, noga jest wyraźnie zakwaszona i wiem że drugie kółko to będzie droga przez mękę.
Ale honor mi nie pozwala - i na rozjeździe skręcam twardo w prawo - na mega. Coś jeszcze z kilometr biję się z myślami - a może zawrócić - ale wiem to tylko moja słabość - a słabość jest słaba :)
No i zaczynam drugie kółko - jest coraz gorzej - że jestem w kryzysie widać po tym że wszyscy dosłownie wszyscy mnie wyprzedzają...
Koniec końców dojeżdża mnie Marc - nie mam siły utrzymać mu koła. I jadę dalej swoje.
Myślę o tych co za mną - Maks, Zbychu, przebijający się z czarnej dupy JP z Drogbasem - przynajmniej jest przed kim uciekać :)
W pewnym momencie mijam gościa o którym wspomniał JP - oryginał w dziwnym kasku i na jeszcze dziwniejszym rowerze - kibicuje mi i jeszcze komuś na podjeździe.
Jadę dalej odliczając kilometry.
Byle do 45 - żel
do 50
do 60
do rozjazdu
pod koniec mijam jakiegoś jeszcze większego zgona ode mnie i wpadam na metę.
Wnioski:
1. Oczekiwałem więcej od siebie
2. Przyjąłem złą taktykę
3. Podjazdy wchodzą nieźle
4. Może być tylko lepiej

Na mecie jak to na mecie makaron i pogadanie z koleżankami i kolegami. W samochód i do chaty - za trzy dni kolejny maraton - tym razem ponad 100 w terenie - będzie jeszcze ciężej. I dam radę - bo jestem taugh man :)
Buziak dla wszystkich © Z3Waza


  • DST 21.00km
  • Czas 01:14
  • VAVG 17.03km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Sprzęt Konik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Okolice Malty

Wtorek, 23 kwietnia 2013 · dodano: 23.04.2013 | Komentarze 0

Interwały w okolicach Malty. Przeziębienie które mnie łapało już w niedzielę osiągnęło swoje apogeum (przynajmniej mam taką nadzieję). W związku z tym prezentowałem dziś totalną nędzę - każdy podjazd kończył się wrażeniem wyskakującego serducha i w ogóle dupa. Ale będzie lepiej, a jak nie będzie lepiej to będzie gorzej :).
Dane z oka i z polara Błażeja (to kilometry), bo zapomniałem zabrać dziś wszelkie gadżety elektroniczne. W ogóle jakiś rozbity byłem.

  • DST 3.00km
  • Czas 00:08
  • VAVG 22.50km/h
  • VMAX 31.57km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • Sprzęt Helga
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tom se pojeździł

Wtorek, 2 kwietnia 2013 · dodano: 03.04.2013 | Komentarze 3

Zaczęło się że chciałem wyjechać zimówką - okazało się że ma panę w przednim kole.
Szybka inspekcja koła wykazała że dętka została zablokowana przez opaskę która się przesunęła na feldze. Efekt zepsuta opaska i dętka.
No cóż postanowiłem wziąć szoskę. Ruszyłem na Wierzyce, ledwie dojechałem do ulicy Czerniejewskiej usłyszałem w rowerze niepokojące puk puk. Sprawdzam czy hamulec przedni nie trze się o felgę, nie.... ale coś miękko się jedzie. Patrzę - tył siada. Uznałem to za znak od bogów - dziś nie jest twój dzień na jazdę. I tyle wyszło z trenowania. Ale w sumie i tak mi się nie chciało. No ale z drugiej strony jak już założyłem te 57 warstw ciuchów to warto byłoby przejechać się ciut więcej niż te 3 kilometry...
Kategoria Nyndza