Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi z3waza ze starożytniego miasteczka Pobiedziska. Mam przejechane 74680.40 kilometrów w tym 20878.01 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.70 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy z3waza.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Zez wiaruchnom

Dystans całkowity:21935.25 km (w terenie 4636.60 km; 21.14%)
Czas w ruchu:852:56
Średnia prędkość:25.69 km/h
Maksymalna prędkość:2156.00 km/h
Suma podjazdów:89489 m
Maks. tętno maksymalne:189 (105 %)
Maks. tętno średnie:169 (94 %)
Suma kalorii:386913 kcal
Liczba aktywności:342
Średnio na aktywność:64.33 km i 2h 30m
Więcej statystyk
  • DST 90.00km
  • Czas 03:03
  • VAVG 29.51km/h
  • VMAX 48.30km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Sprzęt Gina
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Z eką bez Pyrlandię

Sobota, 10 sierpnia 2013 · dodano: 10.08.2013 | Komentarze 2

Jadąc do składu Fogta w którym mi reperowali koło spotkałem Josipa który wracał z ustawki z Kłosiem i Markiem. Okazało się że chłopaki kręcą w okolicy, nie sposób było nie skorzystać z okazji, Aśka postanowiła się również dołączyć i tak we dwoje pojechaliśmy na spotkanie na Kiszkowskim rynku. Tam już czekali rzeczeni szoszoni ;).
Na rynku w Kiszkowie © Z3Waza

Aśka tu nas opuściła wracając do domu (jak się okazało okrężną drogą), a my we trzech ruszyliśmy na Murowaną. Czułem że chłopaki coś się zamulili wycieczkowym tempem, a że noga dziś kręciła się swobodnie to postanowiłem rozruszać towarzystwo :).
Ogólnie fajnie się kręciło wiatr za bardzo nie przeszkadzał, pagórki były wyzwaniem tylko kierowcy mnie dziś wkurwiali bo jeździli jak potłuczeni.
Wymienię:
- było oczywiście kilku obcieraczy (dla nich wlepka "Nie jestem kutasem wyprzedzam z zapasem")
- jeden który musiał koniecznie dostać się na prawy pas do skrętu przejeżdżając niemal po moim przednim kole
- jeden co mi zajechał drogę wyjeżdżając z podporządkowanej
- obrazek z naprzeciwka - jedzie sobie gość na rowerze a tu kierowca stojący na poboczu otwiera drzwi; życzenia dla kierowcy - zrób to następnym razem przed kamazem.
Mniejsza z tym...
W Poznaniu się rozjechaliśmy i dalej już samotnie do Pobiedzisk, wiatr niby korzystny ale jednak jakoś nudno i bez ognia. Szosa to jednak sport który najlepiej uprawia się w towarzystwie.
/3286462

  • DST 34.00km
  • Czas 01:15
  • VAVG 27.20km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Sprzęt Gina
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do Łubowa i z powrotem

Niedziela, 4 sierpnia 2013 · dodano: 04.08.2013 | Komentarze 1

Po wczorajszych podjazdach i zjazdach dziś z Asią po płaskim. Noga na początku troszkę bolała ale w miarę jazdy się rozkręciła, pojechaliśmy sobie wzdłuż S5 na Łubowo i z powrotem. Przy wiadukcie w Wagowie spotkaliśmy... Sebę oczywiście, Saba odprowadził nas do Pobiedzisk, ale dziś coś w niebojowym był nastroju - nie dał się podpuszczać na gonitwy :)
A tuż koło naszego domu spotkaliśmy dziwowisko-widowisko czyli balon Lech który wylądował sobie wywołując niemałą sensację - ot takie małomiasteczkowe rozrywki.

  • DST 155.00km
  • Czas 06:18
  • VAVG 24.60km/h
  • VMAX 74.20km/h
  • Temperatura 35.0°C
  • HRmax 171 ( 95%)
  • HRavg 138 ( 77%)
  • Kalorie 3202kcal
  • Podjazdy 2706m
  • Sprzęt Gina
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Na Pradziada

Sobota, 3 sierpnia 2013 · dodano: 04.08.2013 | Komentarze 7

W planach miałem zdobycie z Sebą zdobycie Ślęży i powrót szosą do domu. Jednak za namową Kłosia pomysł wyewoluował w wyrypę w Sudety, a dokładnie na Pradziada, najwyższy szczyt Sudetów Wschodnich a jednocześnie najwyższy punkt na który można wjechać po asfalcie w naszej części Europy - 1491 m. n. p. m.
Do punktu startu czyli Paczkowa dojechaliśmy po 10. A stamtąd już szybciutko do granicy. Jak widać - bardzo mi się spieszyło w góry.
Góry przede mną © Z3Waza

Wkrótce zaczęły się pagóry, które zmieniały się w coraz solidniejsze podjazdy. W końcu za Jesenikiem zaczął się konkretny podjazd - kilka kilometrów o nachyleniu przekraczającym 10% - mocno trzymało - w końcu Kłosiu jak to Kłosiu mi odjechał tym bardziej że czeski szoszon na Canondale'u którego wcześniej wyprzedziliśmy najpierw mnie wyprzedził a potem zaczął gonić Kłosia. No ale na szczyt wjechałem bez specjalnych problemów. Tam poczekaliśmy chwilę na Sebę, który choć zmęczony to wyraźnie był zadowolony z pokonania pierwszej poważnej przeszkody górskiej.
Premia górska © Z3Waza

Po przyjemnym zjeździe okazało się, że pomyliliśmy nieco drogę i dojechaliśmy do Vrbna gdzie trzeba było uzupełnić paliwo. Niestety okazało się że jest problem z zamianą złotówek na korony. Na szczęście barman w miejscowej knajpie okazał się życzliwy i zaoferował nam wodę z lodem. Na tym paliwie pojechaliśmy łagodnym podjazdem do Karlovej Studenki za którą zaczął się właściwy podjazd na Pradziada. Było ciężko tym bardziej że panował ponad 30-stopniowy upał. Mniej więcej w połowie podjazdu jest duży parking a tam liczne bary, w jednym z nich dokonaliśmy wymiany złotówek na miejscową walutę i wreszcie mogliśmy wypić małe jasne - oooooo jakie ono było dobre :)
W międzyczasie dojechał Seba, który też się ucieszył widokiem zimnej Coli.
A potem nastąpił atak szczytowy - w sumie łatwy - na większej części dość łagodne wystromienie ułatwiało podjazd. Przez chwilę miałem nadzieję że dotrę pierwszy na szczyt ale jednak konta Kłosia była zabójcza :)
Na szczycie małe zaskoczenie podchodzi do nas dwóch gości pytają nas czy znamy Dudę i Dave'a - okazało się że to ich kumple ze studiów i też bikestatowicze, chyba Blindman i Kikapurider. Świat jest mały :)
Pobyt na Pradziadzie trzeba było oczywiście uwiecznić
Pradziad zdobyty © Z3Waza

Na a potem na dół z wariackimi prędkościami. Jeszcze zatrzymaliśmy się na parkingu na kolejne jasne i dalej pędem w dół.
Powrót nie był taki zupełnie banalny - bo jednak kilka podjazdów było.
Na jednym z nich zaliczyłem konkretną bombę. Dał się we znaki brak cukru. Na szczęście kilka koron zostało i po znalezieniu małego baru posiliłem się czeską colą i batonikem. Trochę cukru czyni cuda :)
A Seba na koniec odżył skakał po pagórkach jak Peter Sagan, nawet Kłosiowi ciężko było mu utrzymać koła. I na takich rozrywkach dojechaliśmy do Javornika gdzie zrobiliśmy sobie kolejną sesję foto
Sesja zdjęciowa po zamkiem Jansky Vrch © Z3Waza
.
A za chwilę byliśmy już w Polsce - jeszcze tylko zakupy w Biedzie i kąpiel w jeziorze Paczkowskim i rura do domu.
To był naprawdę dobry dzień będzie co wspominać w zimowe wieczory :)
/3286462

  • DST 57.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 28.50km/h
  • HRmax 167 ( 93%)
  • HRavg 134 ( 74%)
  • Sprzęt Gina
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po swoim fyrtlu

Czwartek, 1 sierpnia 2013 · dodano: 01.08.2013 | Komentarze 1

Z Sebą po asfaltach, taka tam przejażdżka nic specjalnego, ale jednak jazda z kimś jest o wiele ciekawsza. Teraz pozostało się przygotować do najbliższego Mont Ventoux - bo z tą legendarną górą kojarzy mi się Pradziad na który mam zamiar się wtarabanić w sobotę za namową Klosia i w doborowym towarzystwie :).

  • DST 137.00km
  • Teren 70.00km
  • Czas 07:19
  • VAVG 18.72km/h
  • VMAX 48.60km/h
  • Temperatura 37.0°C
  • Podjazdy 310m
  • Sprzęt Konik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Z playboyem, bifurkacją, cystersami i garą

Niedziela, 28 lipca 2013 · dodano: 28.07.2013 | Komentarze 3

Wyprawa z Asią i Sebą po Cysterskim szlaku rowerowym. Z założenie była wycieczką - tym bardziej że temperatury nie skłaniały do nadmiernego wysiłku. A sama trasa jest jak najbardziej wycieczkowa - dużo asfaltów, przyjemne puste drogi leśne itd.
Trochę przygód było - najpierw nie mogliśmy wyjechać, a bo burza, abo licznik nie działa, a bo przerzutka się skrzywiła. Wziąłem w końcu klucze w nadziei że się nie przydadzą - przydały się 2 razy. Po raz pierwszy już przed Wronczynem - trzeba było ustawić przednią przerzutkę w Mondim Asi. W czasie gdy mocowaliśmy się z rowerem minęły nas peletoniki uczestników rajdu pierścieniem poznańskim. Ze znajomych wypatrzyliśmy Krzycha, Darię i Macieja.
Że też ty wiarze chce się w taki gor na kuftach lotoć wkole Poznonia.
A my pojechaliśmy w przeciwnym kierunku - na Wungrowiec.
Gorąco było więc zatrzymywaliśmy się często, gęsto na popasach i wodopojach poznając przy okazji miejscowy folklor jakże pięknie odtworzony przez Sebę.

Były okoliczności przyrody.

Rzeka Mała Wełna

Ciekawe czy to pod tym mostem Wiśnia wjeb dostoł?
Było szukanie trasy

Kyndy na Rakownie
Były nawet głazy

Tej a kto tego kamolda tu wśwignoł
I odwiedziny dziwów przyrody

Bifurkacja Wungroiwecka
A kiedy już wracaliśmy to Seba wjechał na jakiś wystający korzeń i
Łe jeny!!!

Urwony hok
Na szczęście miałem klucze i partyzanckim sposobem przerobiliśmy treka Seby singla. Co wcale nie przeszkadzało mu dalej cisnąć.
I tak z przygodami dojechaliśmy do domu. Ale będzie przynajmniej co wspominać i w zimowe wieczory przy kominku opowiadać dzieciom.

  • DST 38.00km
  • Teren 32.00km
  • Czas 01:48
  • VAVG 21.11km/h
  • VMAX 54.30km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • HRmax 164 ( 91%)
  • HRavg 130 ( 72%)
  • Kalorie 1099kcal
  • Podjazdy 169m
  • Sprzęt Konik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po lasach

Piątek, 26 lipca 2013 · dodano: 26.07.2013 | Komentarze 2

Dziś z Sebą po okolicy.., generalnie klasyka gatunku z uwzględnieniem singielka, który jakiś czas temu odkryliśmy z Asią.
Singiel nad j. Kazanie jest całkiem si. Ma kilka krótkich zjadliwych podjazdów. I przy ostrzejszym pociskaniu daje w kość. Potem były Jezierce - znany nam singiel wokół jezior - dziś przejechaliśmy fragment z jamami po bobrach - ja jednej dziurze nieomal zrobiłem OTB, w ostatnim momencie podparłem się nogą. Potem było kilka sprintów po lesie i podjazdy. Niestety humor mi zepsuł wentyl w przednim kole, który ni stąd ni zowąd zaczął sobie przeciekać i powietrze zeszło. dopompowywanie dziś było zadaniem ekwilibrystycznym bo wymagało jednoczesnej walki z chmarą komarów niemal jak Uma Thurman w pamiętnej scenie.

No a potem dojazd do domu z szybkim pokonywaniem podjazdu pod Kapalicę, aż do zapieku w łydach.
I tyle w sumie fajny trening wyszedł no i w godnym towarzystwie.
/3286462

  • DST 150.00km
  • Czas 05:12
  • VAVG 28.85km/h
  • VMAX 49.75km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Sprzęt Helga
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Jak sto piędziesiąt

Niedziela, 21 lipca 2013 · dodano: 21.07.2013 | Komentarze 4

Na moje wezwanie na przejechanie się na dystans po Wielkopolsce stawili się pobiedziscy ziomale Seba i Marcin, oraz leader GPAE Teamu zdobywca podium na szadze.... Maaaaaaaaariusz Kłossssss. Z Pobiedziajów odprowadziłą nas Asia bajtlując równo z Sebą na tyłach i tak sobie dojechaliśmy do swarzędzkiego rynki gdzie dołączył do nas wspomniany MK.
No i ruszyliśmy ze Swaja na Środę przez Gowarzewo. Chłopaki-Pobiedziaki pocisnęli ostro żeby Mariusz sobie nie myślał że się będzie dziś nudził. Seba skakał Marcin poprawiał i trzeba było się sprężać, żeby chłopaki nie odjechali za daleko.
Ale w końcu Mariusz postanowił sprawdzić ile kto ma pod nogą i zaczął dokręcać. Ja widząc co się święci skupiłem się na trzymaniu rytmu i odpowiednio szybkich zmianach przełożeń, tak Kłosiu rozpędził się prawie do 50 a chłopaki zostali. No poprawić nie miałbym już z czego :). Na postoju w Środzie Marcin stwierdził że zaczął się obawiać że to normalne tempo Kłosia :)
Za Środą jechaliśmy już nieco spokojniej, z fajnych rzeczy była jazda na szybkich zmianach gdzieś w okolicy Zaniemyśla. I tak dolecieliśmy do Śremu. Za Śremem Marcin z Sebą zaczęli wyraźnie słabnąć, zwłaszcza jak się zaczął pagórkowaty fragment w okolicach Grzybna. Górki Kłosiu swoim zwyczajem robił tak żeby szybko je przejechać... nie powiem nóżka trochę piekła kiedy jechałem za nim.
W Mosinie zaproponowałem potrenowanie podjazdów na Osową, jednak nie spotkało się to z entuzjazmem :)
A za Mosiną nasz główny koń pociągowy odjechał w stronę Poznania i mi pozostało być główną siłą napędową. Na szczęście w Czmoniu po skręcie na Daszewice wiatr zaczął nas popychać w kierunku do domu. Jeszcze w Tulcach zrobiliśmy popas i tak dojechaliśmy do Siekierek gdzie pojechałem w kierunku Biskupic, żeby jak najszybciej dostać się na działkę, gdzie wołało mnie coraz głośniej zimne piwko w lodówce. Ale niestety jadąc pod wiatr gdzieś w okolicy Sarbinowa i ja zaliczyłem zgona. Zatrzymałem się na pierwsze tego dnia siku przed Biskupicami, a jak zszedłem z roweru to ledwo stałem na trzęsących się girach. Trzeba było wciągnąć kolejnego batona. W międzyczasie minął mnie chyba Michał Pastwa - koszulka Nalini i biało-czerwony 29' Spec. Już go prawie doszedłem na podjeździe przed Biskupicami, ale niestety skręcił w kierunku Promna. A mnie jednak wołało zimne piwo w lodówce i to było silniejsze niż chęć sprawdzenia czy to aby na pewno Michał. No i wreszcie było i piwko i obiad i tort :) - Dzięki Asiu.
No i dzięki chłopaki za trip i specjalny szacun dla Seby, za jazdę na góralu i dzielne ataki :)
/3286462

  • DST 62.00km
  • Teren 50.00km
  • Czas 02:57
  • VAVG 21.02km/h
  • VMAX 43.10km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • HRmax 159 ( 88%)
  • HRavg 134 ( 74%)
  • Kalorie 1547kcal
  • Podjazdy 520m
  • Sprzęt Konik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Plaża nie dla kolarza

Sobota, 20 lipca 2013 · dodano: 20.07.2013 | Komentarze 1

Dziś z Marcinem po Zielonce.
Za cel obrałem dziś dwa punkty zasadnicze:
-Singiel wokół Stęszewskiego
-Divkova Hora
Singiel robiłem wczoraj, trzeba przyznać że robiony dzień po dniu robi się znacznie szybszy. W ogóle singielek jest bardzo fajny, jedyną jego wadą jest to że jest płaski, przydałoby się na nim jeszcze trochę interwałowych górek. A tak mamy twardą nawierzchnię, gdzieniegdzie stałe błoto, wertepy na łące, przejazd szuwarami, fragment wysoce korzenny, no i plażę z tytułu - jakieś 50 metrów kopnego piachu, dziś plaża była zapełniona letnikami, zatem honor nie pozwalał z roweru... nie było rady trzeba było przejechać, tutaj najbardziej ujawniała się przewaga 29 calowego czołgu Marcina w porównaniu z moim tłentyseksterem. No ale najważniejsze że daliśmy radę i w ogóle nie zwróciliśmy uwagi na możliwość siędnięcia na piasku nad jeziorem... wszak plaża nie dla kolarza.
Punkt drugi to nasze główne okoliczne wzniesienie, czyli DzG vel K2. Wjazd odbył się od strony parkingu po korzeniach - jakoś tak lekko poszło i w dobrym tempie, potem zjazd z Killera - pierwsza jazda na po Bike Adventure - skutkowała poczuciem że jadę po czymś naprawdę gładkim. Następnie zrobiłem podjazd po szuterku - przypominał mi jakże liczne podjazdy z etapówki, tyle że był krótszy, no i końcówkę ma dość intensywną zwłaszcza jak się energicznie wjeżdża, niestety Marcinowi czas się kończył, bo ja chętnie bym sobie jeszcze popodjeżdżał, a tak musieliśmy lecieć wprost na Pobiedziaje, a jak już musieliśmy lecieć to trochę pociskałem. W ogóle noga jakoś fanie dziś kręciła.

  • DST 153.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 05:28
  • VAVG 27.99km/h
  • VMAX 56.93km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Sprzęt Helga
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Na Paryż....

Sobota, 13 lipca 2013 · dodano: 13.07.2013 | Komentarze 3

...jechali Drogbas z JP, ale znaleźli się koledzy co ich postanowili odprowadzić a to znaczy Marc, Klosiu, Seba i ja. Z Sebą wystartowaliśmy chwilę po 6 aby dotrzeć na ósmą na umówioną ustawkę na pętli na rogu Koszalińskiej i Biskupińskiej. Byliśmy pierwsi :) ale wkrótce dojechali i bohaterowie dzisiejszej wyprawy jak i reszta orszaku.
Chłopaki mieli rowery ściśle wyprawowe - ważyły koło 40 kg i wymagały sporych umiejętności żeby utrzymać prosty tor jazdy, no ale chłopaki trochę potrenowali przed wyjazdem. W związku z wagą rowerów tempo odprowadzania było bardzo spacerowe, choć Kłosiu który pożyczył rower od JP próbował nawet sprintów pod górkę 40-kilowym rowerem. I tak w wesołej atmosferze dojechaliśmy za Nieprószewo gdzie z naprzeciwka nadjechał Jurek, który przejął naszych podróżników. To znaczy zanim przejął zatrzymaliśmy się na rozdrożu na przedłużone pożegnanie.
Humory dopisują - 30 kilometr :) © Z3Waza

Jurek też w dobrym humorze © Z3Waza

I pojechali chłopaki w siną dal a konkretnie w stronę Buku a my czyli Kłosiu, Marc, Seba i ja w stronę Stęszewa.
...i pojechali w siną dal © Z3Waza


Ponieważ wiatr zmienił się na wiejący w plecy to żal nie było wykorzystać takiego zjawiska i zaczęliśmy dokręcać. Jak na zmianie jechałem sobie spokojne 45km/h to zobaczyłem Kłosia zabierającego się w ucieczkę, co było robić - trzeba było przyspieszyć... w sumie doszliśmy wg mojego licznika do ponad 56km/h, a w Stęszewie znaleźliśmy się błyskawicznie, dalej w sportowym tempie pojechaliśmy na Mosinę gdzie zrobiliśmy sobie popas na espresso i lody.
Miło się gadało czas płynął szybko i wesoło (BTW jeszcze nie widziałem tak lachającego się Kłosia). Ale co dobre szybko się kończy i znów trzeba było siadać na te cholerne rowery :). Kłosiu z Marcem skręcili na Puszczykowo, a my w Rogalinku na Wiórek. Na podgórku w Rogalinku złapaliśmy jakieś szoszona z nadwagą... ale on chciał współpracować i wyszedł raz na zmianę, chwilę pociągnął 34 km/h po czym zszedł do 30, więc go zmieniłem, Seba dołożył do 36 i szoszon znikł :). Dalej już bez większych emocji przez Daszewice, Koninko, Tulce, Gowarzewo, Kostrzyn, Iwno na herbatkę do Seby i dalej do domu.
Bardzo fajny trip, dzięki wszystkim za wspólne pokręcenie i powodzenia chłopaki w drodze do Paryża!!!!

  • DST 20.00km
  • Teren 19.00km
  • Czas 01:20
  • VAVG 15.00km/h
  • VMAX 37.60km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Sprzęt Konik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po PK Promno z Sebą

Piątek, 12 lipca 2013 · dodano: 12.07.2013 | Komentarze 1

Dziś odebrałem rower od Fogta i w sumie nie chciałem go urąbać, ale okazało się że zimówka po zimie jest jednak out of order i trzeba będzie wziąć Konika, w międzyczasie ustawiłem się z Sebą i pojechaliśmy w las.
A w PK Promno warunki równie piękne jak przez pierwsze 2 dni na BA. Wróciłem urąbany na trzeszczącym rowerze. Ale fajnie było, a las w Promnie zarósł jak dżungla.