Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi z3waza ze starożytniego miasteczka Pobiedziska. Mam przejechane 74680.40 kilometrów w tym 20878.01 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.70 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy z3waza.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Napalm

Dystans całkowity:3469.31 km (w terenie 468.00 km; 13.49%)
Czas w ruchu:123:01
Średnia prędkość:28.20 km/h
Maksymalna prędkość:74.20 km/h
Suma podjazdów:20675 m
Maks. tętno maksymalne:180 (100 %)
Maks. tętno średnie:169 (94 %)
Suma kalorii:66154 kcal
Liczba aktywności:41
Średnio na aktywność:84.62 km i 3h 00m
Więcej statystyk
  • DST 59.00km
  • Czas 01:53
  • VAVG 31.33km/h
  • VMAX 52.60km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • HRmax 167 ( 93%)
  • HRavg 153 ( 85%)
  • Kalorie 1507kcal
  • Sprzęt Gina
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pocisk przez 4 powiaty

Piątek, 18 kwietnia 2014 · dodano: 18.04.2014 | Komentarze 0

Po czterodniowej przerwie  od roweru wywołanej podróżami służbowymi i nawałem pracy, wsiadłem na szosę z takim nieśmiałym założeniem, że trochę pocisnę... w sumie nie wiedziałem jak będzie mi się kręcić, ale ponieważ jechałem sam, to zawsze w razie czego mogłem sobie powiedzieć "dziś tlen"... ale po przejechaniu pierwszej górki na Czerniejewskiej wiedziałem, że "jednak się kręci".
Trochę wiało, ale z początku raczej korzystnie co skrzętnie wykorzystywałem. W Czerniejewie średnią miałem w granicach 33 km/h.
Potem się zrobiło trudniej, bo pod wiatr ale się nie poddałem. Na koniec czułem już przyjemne palenie łydy, tym bardziej że koniec mojej rundki to dwa dość długie podjazdy na trasie Kostrzyn-Pobiedziska.
Dawno tak sobie nie pojeździłem... i wcale to nie była Via Dolorosa :)



  • DST 77.00km
  • Teren 72.00km
  • Czas 03:45
  • VAVG 20.53km/h
  • VMAX 52.10km/h
  • Podjazdy 900m
  • Sprzęt Konik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

LLR Jeziorki/Osieczna

Wtorek, 24 września 2013 · dodano: 24.09.2013 | Komentarze 3

Po ostrym przepaleniu we Wiórku przyszło mi się pościgać w ramach LLR w Jesiorkach koło Osiecznej. Trasa w dużej mierze pokrywała się z tą znaną mi z maratonu w 2010 - wtedy byłem ostatni raz na MTB w Osiecznej i pamiętałem, że było ciekawie.
Na miejsce dojechałem z Sebą z dużym zapasem czasowy. Lubię to! Jest czas na spokojne pogaduchy ze znajomymi, na spokojne ogarnięcie się przedstartowe. W końcu ruszamy na małą rozgrzewką po której stwierdzam że jest jednak ciepło. Znaczy się rozgrzewka zadziałała. No i jedziemy w sektor megowców. Tam pogaduchy z Krzychem, wizyta w strategicznie położonych krzaczkach i jestem gotów na kolejne weekendowe zapylanie.
W głowie myśl - "a dziś jadę wycieczkowo", znika wraz z pierwszymi obrotami korbą. Zaczyna się ostre napieranie po szerokich szutrach i lekko podgórkowym asfalcie. Przede mną sylwetka w stroju Corratec- dopiero jak się zbliżam widzę że to M. Zellner. Jestem w lekkim szoku - bo ostatnio na Michałkach widziałem jak potrafi grzać jak małe teżewe. Nawet się do niej zbliżam na pierwszym terenowym podjeździe, ale gdzieś w połowie włącza wyższy bieg i tel ją widziałem. Za to gdzieś tam coraz bliżej widzę znajomą sylwetkę Rodmana, który jedzie dziś coś ostrożnie i niemrawo... jakby jechał na rowerze żony ;)

Ładny początek © Z3Waza


I największe moje zdziwienie budzi fakt że wyprzedzam Przemka na podjeździe asfaltowym. Mam wrażenie że zaraz mi kolega teamowy wyrwie do przodu, a tu nic. Przez to cały niemal wyścig uciekałem przed Przemka cieniem.
Sama trasa - miodzio - nie ma miejsca na nudę - ale zasadniczo wszystko podjeżdżalne - z roweru zszedłem tylko dwa razy - raz jak jechałem w peletoniku i prowadzący nie skręcił pod górkę a ja się zatrzymałem orientując się że nie tędy droga, a żal mi było tracić czasu na zmiany przerzutek w stojącym rowerze, więc podbiegłem kawałek do równiejszego odcinka i drugi raz na naprwdę sromej ściance. Poza tym większa część trasy jazda upływa mi na współpracy z "niebieskim", gość zna dobrze okolice, a poza tym bardzo równo i pewnie jedzie na zmianach więc można mu spokojnie siedzieć na kole na centymetry.
Tak razem niszczymy kolejnych przeciwników. Największą przyjemność sprawia mi objechanie pod górkę gościa z Polard-Nutrax. On doszedł mnie gdzieś w momencie kiedy jeszcze jechałem samotnie i długo długo próbowałem go dogonić. W końcu znalazł się ten w niebieskim i tak we trzech jechaliśmy czas jakiś. Aż na dość długim podjeździe po resztkach asfaltu jadąc z przodu narzuciłem dość mocne tempo - utrzymał się tylko niebieski. Lubię takie akcje :)
Potem już tylko łykaliśmy kolejnych rowerzystów. Niestety gdzieś na 60 km przed sekcją singlową dopadł mnie kryzys, który co czułem zbliżał się powoli ale nieubłaganie. I zostałem sam. Ale na tyle wysforowaliśmy się przed wyprzedzanych że nikt nie zdołał mnie dojść. Choć przyznaję, że aż do końca obracałem się czy nie widać znajomej koszulki Goggle.
Sama trasa naprawdę godna polecenia - chyba najlepsza jaką jechałem w ostatnich latach na wielkopolskiej ziemi. Wszystkim szczerze polecam.
Z tym zawodnikiem jechałem z połowę dystansu © Z3Waza


  • DST 40.00km
  • Teren 40.00km
  • Czas 01:29
  • VAVG 26.97km/h
  • VMAX 35.40km/h
  • Sprzęt Konik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wiórek ogórek

Sobota, 21 września 2013 · dodano: 21.09.2013 | Komentarze 11

Do tej pory byłem chyba dwa albo trzy razy jako kibic na mistrzostwach wiórka. Przyszedł czas na debiut.
Przyjechaliśmy we czworo z trzema rowerami, bo Zosia postanowiła, że nie jedzie. Plan dnia zakładał moje pilotowanie Marty na dystansie dla młodzieży. Wywiązałem się chyba nieźle, bo Marta stanęła na podium, choć nie obyło się bez płaczów ponieważ jej założeniem było być pierwszą i zdobyć puchar. Niestety puchar przyznawali "tylko" za pierwsze miejsce. Za to dawali ładne białe rękawiczki scotta co osłodziło gorycz zajęcia drugiego stopnia podium :) Ech ta ambicja.
A potem był już start starych dziadów i bab. Obstawa typowo amatorska wyostrzyła i mi apetyt na podium... rozejrzałem się po rywalach i stanąłem w szranki. Start nastąpił dość gwałtownie i niespodziewanie i od razu pełen but... pierwszy kluczowy zakręt przejechałem optymalnie i jadąc po pierwszej prostej stwierdziłem, że jestem w pierwszej grupie... dobrze jest pomyślałem. Przez chwilę nawet jechałem drugi trzy trzeci ale potem czujnie ustawiłem się na końcu pierwszej grupki. Było to miejsce o tyle strategiczne że nikt nie chciał strzelić z koła i grupa się trzymała razem - odjechał tylko Błażej Surowiec z Pyrcykiem z M4 (o tym nie wiedziałem). I tak grzaliśmy po szybkiej miejscami tylko piaszczystej nadwarciańskiej trasie. Nagle spróbował uciec Michał Zbroszczyk z kimś jeszcze - poleciałem za nim żeby mieć choć kontakt wzrokowy. Na szczęście ucieczka szybko się skończyła bo Michał skręcił w prawo zamiat w lewo i grupka się znowu zjechała. W pewnym momencie zrobiło się małe zamieszanie i znalazłem się na początku stawki. Trzeba było trochę popracować...
Niestety Wiórek to ogórek i oznaczenia mają wiele do poprawy. I cholera skręciłem źle... grupa pojechała dobrze... zacząłem szaleńczą pogoń świadom marnych swoich szans. Na szczęście zaczął się interwałowy mocno o piaszczysty odcinek. Gdzie przewaga grupy nie była tak istotna a liczyło się tylko jak kto ma silną nogę - ja dałem z siebie wszystko - poszedłem całość z blata i dystans zaczął się zmniejszać. Na końcu już siedziałem na kole... i wtedy znowu źle skręciliśmy dochodząc ścisłą czołówkę czyli Błażeja. Krótka konsternacja i jazda z powrotem z naprzeciwka nadjeżdża Artur Baturo - kolejny pretendent do podium i było nie było mój rywal - na szczęście tak samo pogubił drogę. Chwilę jedziemy z Błażejem i tym Pyrcykiem z M4 - ale w pewnym momencie naciskają ostro na pedały i odchodzą. Sytuacja się układa na powrót wg tego samego scenariusza - nasza kilkuosobowa grupka jedzie swoje. Przejeżdżamy przez start/metę i zaczynamy drugie kółko. Tym razem wszystkie łachy piachu przejechane optymalniej i znowu wpadamy na piaszczysty interwał. Wiem że to istotny moment tego wyścigu więc jadę ostro aby nie zgubić grupki. Przy tym tempie grupka się rozrywa - ginie min. Łukasz Kostrzyński z Goggle, który dzielnie trzymał się z nami od początku. Zostaje nas czterech ja. M. Zbroszczyk, jeszcze ktoś z Pyrcyka i Stasiu Walkowiak. Niestety przejazd przez te interwały i wcześniejsze gonienie grupy dają znać o sobie i ta trójka mi odjeżdża a ja nie mam z czego poprawić ale wiem że wszyscy oni są w innej grupie więc spoko... jadę dalej. Wyprzedza mnie jeszcze jeden gość z Taris Puszczykowo ale też młody... i tak niezagrożony docieram do mety. Na ostatniej prostej jeszcze spojrzenie w tył - nikogo więc można spokojnie przejechać metę.
Wjeżdżam na metę © Z3Waza

Na mecie okazuje się że jednak jestem drugi - bo jak wspomniałem wyprzedził mnie ten M4 z Pyrcyka. Ale i tak nieźle - do pierwszego Błażeja straciłem niespełna 4 minuty.
No i wlazłem na podium - dostałem ładne rękawiczki scott - białe - będą dobre na szosę i w ogóle byłem baaaaaaaaardzo zadowolony.
Wicemistrz Wiórka © Z3Waza

No i tylko ja miałem hostessy :)

Warto odnotować, że dziś Horemscy zajmowali drugie miejsca seryjnie bo i Asia się załapała na podium po dobrej walce co możecie sobie poczytać u niej.
Rodzina na podium w komplecie © Z3Waza


  • DST 124.00km
  • Czas 04:10
  • VAVG 29.76km/h
  • VMAX 52.80km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • HRmax 168 ( 93%)
  • HRavg 138 ( 77%)
  • Kalorie 1905kcal
  • Podjazdy 160m
  • Sprzęt Gina
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Szlakiem Piastowskim

Piątek, 16 sierpnia 2013 · dodano: 16.08.2013 | Komentarze 5

Dziś ustawka z Maksem. Miał być Maciej ale mu znaleźli robotę, miał być Marek i Wojtek ale oni wolą spać dłużej ;)
Tak więc koniec końców pojechaliśmy tylko we dwóch. Trasa pierwotnie planowana na północ została przeze mnie zmieniona spontanicznie na trasę na wschód a dokładnie na Gniezno.
Przyznać muszę że dziś kręciło mi się bardzo dobrze, nawet wiatr z kierunku (z reguły) boczno-wkurwiającego nie wybijał mnie specjalnie z rytmu. I tak sobie dojechaliśmy do pierwszej (ponoć) stolicy Polski. Tutaj po małym zgubieniu się Maksa odnaleźliśmy się ponownie przy katedrze gdzie nastąpiła sesja...

najpierw sfociłem Ginę...

...a jak dojechał Maks to zrobił nam zdjęcie wspólne
Potem przerwa na lody i shandy - ceny na rynku gnieźnieńskim jak nad morzem.
Dalej planowałem drogę przez Czerniejewo, ale dzięki naszym wspaniałym oznaczeniom dróg pomyliłem nieco drogę i wyjechaliśmy na "15" w kierunku Wrześni. No ale dało się w Żydowie skręcić na planowany kierunek. Tutaj niestety wiatr zaczął nam wiać centralnie między oczy. Na szczęście za Czerniejewem w kierunku Nekli jest odcinek w lesie... tam można było wreszcie rozkręcić nóżkę, a jak się rozkręciła to trzymała aż do skrętu w Gieczu (który jest najprawdopodobniejszą pierwszą stolicą Polski). Za to po skręcie na zachód wiało już normalnie czyli z boku można więc było dalej pociskać :).
I tak dotarliśmy do Swaja skąd każdy udał się w swoją stronę. A mnie bez kompana zaczął doganiać kryzysik - jednak jeden baton, jeden żel aptonia i lody to trochę za mało. Dotoczyłem się jednak w okolice działek na Gorzkim Polu a tam zaaplikowałem sobie Colę i Grześka - cukier jednak czyni cuda. I po chwili odświeżony mogłem pokonać ostatni podjazd tej wycieczki, czyli dojazd do działki gdzie czekał na mnie obiadek i drożdżówa - dzięki Asia :)
Wyszedł całkiem niezły trip, średnia może tego nie pokazuje bo jednak trochę się lansowaliśmy po rynku w Gnieźnie gdzie miedzy innymi ucięliśmy sobie krótką pogawędkę z sakwiarzami z Kalisza, którzy jechali do Kołobrzegu... najpierw nieco dobił ich Maks mówiąc że do Kołobrzegu to się jeździ w jeden dzień, a na ich argument że ich rowery ważą po 31 kilo a nasze jednak mniej, ja dobiłem ich dokumentnie stawiając im za wzór JP i Drogbasa :)
/3286462

  • DST 169.00km
  • Czas 05:33
  • VAVG 30.45km/h
  • VMAX 50.60km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 165 ( 92%)
  • HRavg 137 ( 76%)
  • Kalorie 3000kcal
  • Podjazdy 517m
  • Sprzęt Gina
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Łe jeny znowu tyn dystans

Niedziela, 11 sierpnia 2013 · dodano: 11.08.2013 | Komentarze 1

Tak wyszło że po wczorajszym dystansie małym z Kłosiem i Markiem przyszedł dziś czas na dystans większy.
Rano Aśka oznajmiła, ze jednak nie jedzie do Suchego na wyścig u Gogola i w związku z tym miałem wolną rękę na jazdę na rowerze (to właściwie powinno się powiedzieć wolną nogę :) ). A że Seba z Biniem się ustawili na 7 rano celem wypadu do Chodzieży zabrałem się z nimi - no bo szosa najlepsza jest w grupie :)
Start z rynku w Pobiedziajach i zaraz za szosą Poznań-Gniezno zaczęło się pociskanie, szczerze mówiąc to ja zacząłem :) No ale ja się ma do przejechania ~170km to trzeba się spieszyć :)
I tak sobie pociskaliśmy w miłej atmosferze.
W Rogoźnie przerwa na espresso i dalej do Chodzieży - w Chodzieży byliśmy w przyzwoite 3 godziny wliczając w to postój na kawie w Rogoźnie. A potem zwrot 180 i powrót przez Margonin.
Powrót już spokojniej ale przyzwoite tempo dało się utrzymać :).
No ale przed Kiszkowem nie wytrzymałem i przeprowadziłem udaną ucieczkę, zakończoną w Węgorzewie pod wiatą - bo trochę jednak padało.
Super wypad - Maciej i Seba dzięki za wspólny pocisk :)
/3286462

  • DST 155.00km
  • Czas 06:18
  • VAVG 24.60km/h
  • VMAX 74.20km/h
  • Temperatura 35.0°C
  • HRmax 171 ( 95%)
  • HRavg 138 ( 77%)
  • Kalorie 3202kcal
  • Podjazdy 2706m
  • Sprzęt Gina
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Na Pradziada

Sobota, 3 sierpnia 2013 · dodano: 04.08.2013 | Komentarze 7

W planach miałem zdobycie z Sebą zdobycie Ślęży i powrót szosą do domu. Jednak za namową Kłosia pomysł wyewoluował w wyrypę w Sudety, a dokładnie na Pradziada, najwyższy szczyt Sudetów Wschodnich a jednocześnie najwyższy punkt na który można wjechać po asfalcie w naszej części Europy - 1491 m. n. p. m.
Do punktu startu czyli Paczkowa dojechaliśmy po 10. A stamtąd już szybciutko do granicy. Jak widać - bardzo mi się spieszyło w góry.
Góry przede mną © Z3Waza

Wkrótce zaczęły się pagóry, które zmieniały się w coraz solidniejsze podjazdy. W końcu za Jesenikiem zaczął się konkretny podjazd - kilka kilometrów o nachyleniu przekraczającym 10% - mocno trzymało - w końcu Kłosiu jak to Kłosiu mi odjechał tym bardziej że czeski szoszon na Canondale'u którego wcześniej wyprzedziliśmy najpierw mnie wyprzedził a potem zaczął gonić Kłosia. No ale na szczyt wjechałem bez specjalnych problemów. Tam poczekaliśmy chwilę na Sebę, który choć zmęczony to wyraźnie był zadowolony z pokonania pierwszej poważnej przeszkody górskiej.
Premia górska © Z3Waza

Po przyjemnym zjeździe okazało się, że pomyliliśmy nieco drogę i dojechaliśmy do Vrbna gdzie trzeba było uzupełnić paliwo. Niestety okazało się że jest problem z zamianą złotówek na korony. Na szczęście barman w miejscowej knajpie okazał się życzliwy i zaoferował nam wodę z lodem. Na tym paliwie pojechaliśmy łagodnym podjazdem do Karlovej Studenki za którą zaczął się właściwy podjazd na Pradziada. Było ciężko tym bardziej że panował ponad 30-stopniowy upał. Mniej więcej w połowie podjazdu jest duży parking a tam liczne bary, w jednym z nich dokonaliśmy wymiany złotówek na miejscową walutę i wreszcie mogliśmy wypić małe jasne - oooooo jakie ono było dobre :)
W międzyczasie dojechał Seba, który też się ucieszył widokiem zimnej Coli.
A potem nastąpił atak szczytowy - w sumie łatwy - na większej części dość łagodne wystromienie ułatwiało podjazd. Przez chwilę miałem nadzieję że dotrę pierwszy na szczyt ale jednak konta Kłosia była zabójcza :)
Na szczycie małe zaskoczenie podchodzi do nas dwóch gości pytają nas czy znamy Dudę i Dave'a - okazało się że to ich kumple ze studiów i też bikestatowicze, chyba Blindman i Kikapurider. Świat jest mały :)
Pobyt na Pradziadzie trzeba było oczywiście uwiecznić
Pradziad zdobyty © Z3Waza

Na a potem na dół z wariackimi prędkościami. Jeszcze zatrzymaliśmy się na parkingu na kolejne jasne i dalej pędem w dół.
Powrót nie był taki zupełnie banalny - bo jednak kilka podjazdów było.
Na jednym z nich zaliczyłem konkretną bombę. Dał się we znaki brak cukru. Na szczęście kilka koron zostało i po znalezieniu małego baru posiliłem się czeską colą i batonikem. Trochę cukru czyni cuda :)
A Seba na koniec odżył skakał po pagórkach jak Peter Sagan, nawet Kłosiowi ciężko było mu utrzymać koła. I na takich rozrywkach dojechaliśmy do Javornika gdzie zrobiliśmy sobie kolejną sesję foto
Sesja zdjęciowa po zamkiem Jansky Vrch © Z3Waza
.
A za chwilę byliśmy już w Polsce - jeszcze tylko zakupy w Biedzie i kąpiel w jeziorze Paczkowskim i rura do domu.
To był naprawdę dobry dzień będzie co wspominać w zimowe wieczory :)
/3286462

  • DST 150.00km
  • Czas 05:12
  • VAVG 28.85km/h
  • VMAX 49.75km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Sprzęt Helga
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Jak sto piędziesiąt

Niedziela, 21 lipca 2013 · dodano: 21.07.2013 | Komentarze 4

Na moje wezwanie na przejechanie się na dystans po Wielkopolsce stawili się pobiedziscy ziomale Seba i Marcin, oraz leader GPAE Teamu zdobywca podium na szadze.... Maaaaaaaaariusz Kłossssss. Z Pobiedziajów odprowadziłą nas Asia bajtlując równo z Sebą na tyłach i tak sobie dojechaliśmy do swarzędzkiego rynki gdzie dołączył do nas wspomniany MK.
No i ruszyliśmy ze Swaja na Środę przez Gowarzewo. Chłopaki-Pobiedziaki pocisnęli ostro żeby Mariusz sobie nie myślał że się będzie dziś nudził. Seba skakał Marcin poprawiał i trzeba było się sprężać, żeby chłopaki nie odjechali za daleko.
Ale w końcu Mariusz postanowił sprawdzić ile kto ma pod nogą i zaczął dokręcać. Ja widząc co się święci skupiłem się na trzymaniu rytmu i odpowiednio szybkich zmianach przełożeń, tak Kłosiu rozpędził się prawie do 50 a chłopaki zostali. No poprawić nie miałbym już z czego :). Na postoju w Środzie Marcin stwierdził że zaczął się obawiać że to normalne tempo Kłosia :)
Za Środą jechaliśmy już nieco spokojniej, z fajnych rzeczy była jazda na szybkich zmianach gdzieś w okolicy Zaniemyśla. I tak dolecieliśmy do Śremu. Za Śremem Marcin z Sebą zaczęli wyraźnie słabnąć, zwłaszcza jak się zaczął pagórkowaty fragment w okolicach Grzybna. Górki Kłosiu swoim zwyczajem robił tak żeby szybko je przejechać... nie powiem nóżka trochę piekła kiedy jechałem za nim.
W Mosinie zaproponowałem potrenowanie podjazdów na Osową, jednak nie spotkało się to z entuzjazmem :)
A za Mosiną nasz główny koń pociągowy odjechał w stronę Poznania i mi pozostało być główną siłą napędową. Na szczęście w Czmoniu po skręcie na Daszewice wiatr zaczął nas popychać w kierunku do domu. Jeszcze w Tulcach zrobiliśmy popas i tak dojechaliśmy do Siekierek gdzie pojechałem w kierunku Biskupic, żeby jak najszybciej dostać się na działkę, gdzie wołało mnie coraz głośniej zimne piwko w lodówce. Ale niestety jadąc pod wiatr gdzieś w okolicy Sarbinowa i ja zaliczyłem zgona. Zatrzymałem się na pierwsze tego dnia siku przed Biskupicami, a jak zszedłem z roweru to ledwo stałem na trzęsących się girach. Trzeba było wciągnąć kolejnego batona. W międzyczasie minął mnie chyba Michał Pastwa - koszulka Nalini i biało-czerwony 29' Spec. Już go prawie doszedłem na podjeździe przed Biskupicami, ale niestety skręcił w kierunku Promna. A mnie jednak wołało zimne piwo w lodówce i to było silniejsze niż chęć sprawdzenia czy to aby na pewno Michał. No i wreszcie było i piwko i obiad i tort :) - Dzięki Asiu.
No i dzięki chłopaki za trip i specjalny szacun dla Seby, za jazdę na góralu i dzielne ataki :)
/3286462

  • DST 153.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 05:28
  • VAVG 27.99km/h
  • VMAX 56.93km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Sprzęt Helga
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Na Paryż....

Sobota, 13 lipca 2013 · dodano: 13.07.2013 | Komentarze 3

...jechali Drogbas z JP, ale znaleźli się koledzy co ich postanowili odprowadzić a to znaczy Marc, Klosiu, Seba i ja. Z Sebą wystartowaliśmy chwilę po 6 aby dotrzeć na ósmą na umówioną ustawkę na pętli na rogu Koszalińskiej i Biskupińskiej. Byliśmy pierwsi :) ale wkrótce dojechali i bohaterowie dzisiejszej wyprawy jak i reszta orszaku.
Chłopaki mieli rowery ściśle wyprawowe - ważyły koło 40 kg i wymagały sporych umiejętności żeby utrzymać prosty tor jazdy, no ale chłopaki trochę potrenowali przed wyjazdem. W związku z wagą rowerów tempo odprowadzania było bardzo spacerowe, choć Kłosiu który pożyczył rower od JP próbował nawet sprintów pod górkę 40-kilowym rowerem. I tak w wesołej atmosferze dojechaliśmy za Nieprószewo gdzie z naprzeciwka nadjechał Jurek, który przejął naszych podróżników. To znaczy zanim przejął zatrzymaliśmy się na rozdrożu na przedłużone pożegnanie.
Humory dopisują - 30 kilometr :) © Z3Waza

Jurek też w dobrym humorze © Z3Waza

I pojechali chłopaki w siną dal a konkretnie w stronę Buku a my czyli Kłosiu, Marc, Seba i ja w stronę Stęszewa.
...i pojechali w siną dal © Z3Waza


Ponieważ wiatr zmienił się na wiejący w plecy to żal nie było wykorzystać takiego zjawiska i zaczęliśmy dokręcać. Jak na zmianie jechałem sobie spokojne 45km/h to zobaczyłem Kłosia zabierającego się w ucieczkę, co było robić - trzeba było przyspieszyć... w sumie doszliśmy wg mojego licznika do ponad 56km/h, a w Stęszewie znaleźliśmy się błyskawicznie, dalej w sportowym tempie pojechaliśmy na Mosinę gdzie zrobiliśmy sobie popas na espresso i lody.
Miło się gadało czas płynął szybko i wesoło (BTW jeszcze nie widziałem tak lachającego się Kłosia). Ale co dobre szybko się kończy i znów trzeba było siadać na te cholerne rowery :). Kłosiu z Marcem skręcili na Puszczykowo, a my w Rogalinku na Wiórek. Na podgórku w Rogalinku złapaliśmy jakieś szoszona z nadwagą... ale on chciał współpracować i wyszedł raz na zmianę, chwilę pociągnął 34 km/h po czym zszedł do 30, więc go zmieniłem, Seba dołożył do 36 i szoszon znikł :). Dalej już bez większych emocji przez Daszewice, Koninko, Tulce, Gowarzewo, Kostrzyn, Iwno na herbatkę do Seby i dalej do domu.
Bardzo fajny trip, dzięki wszystkim za wspólne pokręcenie i powodzenia chłopaki w drodze do Paryża!!!!

  • DST 72.00km
  • Teren 60.00km
  • Czas 04:26
  • VAVG 16.24km/h
  • VMAX 53.20km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • HRmax 163 ( 91%)
  • HRavg 136 ( 75%)
  • Kalorie 2114kcal
  • Podjazdy 2000m
  • Sprzęt Konik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bike Adventure III Etap

Sobota, 6 lipca 2013 · dodano: 08.07.2013 | Komentarze 2

No i nadszedł dzień trzeci...
Trzeci dzień zaczął się uczuciem zmęczenia, które na szczęście prysło po pierwszym podjeździe, spłynęło z potem z czoła, który wreszcie można było poczuć bo deszcz nie padał.
Ten etap był stworzony pod moje umiejętności techniczne (żadne) i moje opony - z tyłu oponka 1.9 S-Works Renegade o takim bieżniku:



Z przodu musiałem zmienić oponę na Geax Saguaro zamiast S-Worksa Fast Tracka - nie przetrzymała biedaczka trudów i kamieni.
W każdym razie był to etap na którym wystarczyło pociskać pod górkę i nie chwytać klamek na szutrowych zjazdach. Jedyne czego się bałem to laczka, bo co będzie gdybym się poskładał na szutrze wolałem nie myśleć, zresztą Josip niestety to poczuł.
Chyba coś jem... ale jest dobrze © Z3Waza

Podobało mi się pomykanie ponad 30 po ścieżkach na których nawet można się było rozejrzeć i popatrzeć na piękne widoki. A poza tym była tam konkretna sztajfa z którą należało się zmierzyć - podjazd na Łącznik. Na tym podjeździe który się ciągnął i ciągnął i nie puszczał tych swoich 20% nachylenia trenowałem na sobie różne sztuczki psychologiczne były to:
1. Tak wolno sobie kręcę bo jadę na wycieczkę i nigdzie mi się nie spieszy, i wcale ciężko mi się nie pedałuje.
2. O jaki ładny pieniek przede mną, za nim będziesz mógł się zatrzymać (he he kłamałem)
3. I metoda najprostsza ale jakże skuteczna - "kurwa mać, ja pierdolę"
Sztajfa... a mój nastrój wciąż bojowy ;) © Z3Waza

Po tych przyjemnościach był kolejny stromy podjazd na Wysoki Kamień, który odpuściłem w pewnym momencie - tylne koło mi się uślizgiwało i stwierdziłem że trochę odpocznę, a za nim zaczął się zjazd do mety. Pierwsza część nawet całkiem całkiem - bo było sucho. I tak sobie zjechałem aż do Zakrętu Śmierci, gdzie po skoku z wysokiego krawężnika nie zmieściłem się w taśmach. Za tym zakrętem zrobiło się mokro i ślisko... i to mi się już nie podobało :). Ale jakoś dojechałem. Niestety Marek dojechał już 3 minuty później.
Ale miejsce najlepsze na tej etapówce:
72 Open, 15 w M4
Meta III etapu... jestem wreszcie zadowolony © Z3Waza

Wynika z tego że opony to dobrałem dobre, ale nie na warunki panujące w tym czasie. Jakby było sucho to i pierwszy etap przebiegałby wg podobnego scenariusza.
No ale człowiek uczy się najlepiej własnym doświadczeniem, jak pojadę na kolejną etapówkę to z pewnością wezmę 2 komplety opon - na suche i na mokre. Bo muszę powiedzieć, że np. w Złotym Stoku nie miałem większych problemów ze zjeżdżaniem... no ale tam było sucho.

  • DST 46.00km
  • Czas 01:36
  • VAVG 28.75km/h
  • VMAX 48.31km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • HRmax 168 ( 93%)
  • HRavg 122 ( 68%)
  • Kalorie 1115kcal
  • Podjazdy 670m
  • Sprzęt Helga
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zakwaszanie

Środa, 26 czerwca 2013 · dodano: 27.06.2013 | Komentarze 0

Badanie zakwaszenia i mocy - wyniki poznam kiedyś tam. W każdym razie wjeżdżałem na Osową w trupa, pod koniec byłem jak nawalony - nie mogłem utrzymać prostego toru jazdy. Wracając z Mosiny do Poznania zabrałem się w ucieczkę z kolegami, który podczepili się pod zaprzyjaźniony samochód.