Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi z3waza ze starożytniego miasteczka Pobiedziska. Mam przejechane 74680.40 kilometrów w tym 20878.01 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.70 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy z3waza.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Zez ślubnom

Dystans całkowity:5381.12 km (w terenie 1727.50 km; 32.10%)
Czas w ruchu:249:21
Średnia prędkość:21.58 km/h
Maksymalna prędkość:73.90 km/h
Suma podjazdów:20386 m
Maks. tętno maksymalne:175 (97 %)
Maks. tętno średnie:159 (88 %)
Suma kalorii:72912 kcal
Liczba aktywności:122
Średnio na aktywność:44.11 km i 2h 02m
Więcej statystyk
  • DST 36.10km
  • Czas 01:28
  • VAVG 24.61km/h
  • VMAX 42.50km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • HRmax 167 ( 93%)
  • HRavg 121 ( 67%)
  • Kalorie 833kcal
  • Podjazdy 259m
  • Sprzęt Lorella Mortirolo
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Na S5 przedstartowo z Asią

Piątek, 15 maja 2015 · dodano: 19.05.2015 | Komentarze 0



  • DST 32.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 01:08
  • VAVG 28.24km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Kalorie 1195kcal
  • Podjazdy 215m
  • Sprzęt Janek z Czarnolasu
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Winter Race Skorzęcin

Niedziela, 1 marca 2015 · dodano: 02.03.2015 | Komentarze 8

No i pierwszy w roku taki prawie maraton rowerowy, co prawda w wersji mini bo niespełna 30 kilometrowy, ale zawsze to jakiś sprawdzian możliwości spięcia się na zawodach. I zobaczenia formy innych :)
Przyjeżdżamy do miejsca zawodów dość wcześnie, ale po zimie co już można powiedzieć że jest była, wszyscy są chyba trochę stęsknieni atmosfery wyścigowej, więc na pogaduchach szybko mija czas i okazuje się że na rozgrzewkę niewiele czasu zostało. Robię jednak 2 ostrzejsze sprinty po uprzednim rozkręceniu nóżki, bo to się na pewno przyda, tym bardziej ze z profilu wyścig zapowiada się na bardzo szybki. 

Goggle przed startem
No i po tej krótkiej rozgrzewce przychodzi czas na ustawienie się w sektorze startowym. No i przed startem redaktor Piotr Kurek, który co prawda dziś nie prowadzi konferansjerki, a jedzie, wygłasza nie takie znów krótkie przemówienie nt. słynnych kolarzy znajdujących się w peletonie. W poczcie wymienionych znajduje się i JP i żona moja Joanna i ja sam też :)
No a potem wyjazd z miejsca zawodów i start lotny i ogień! 
Od początku zgodnie z przewidywaniami idzie ostra jazda na zapalenie płuc... jedzie mi się świetnie, kontroluję teamowych kolegów, trzymam koło, żadnego przytkania... super.
Niestety na 4 kilometrze na koleinach dwóch kolesi bezpośrednio przede mną się  wywraca, i nie mam czasu na reakcje i walę się prosto na nich - widząc zbliżającą się do mnie kierownicę czyjegoś roweru, w głowie przelatują krótkie myśli "oko, o k..." ale na szczęście uderzam policzkiem, więc choć zobaczyłem wszystkie gwiazdy to po otrzepaniu się i stwierdzeniu że urwał mi się licznik wskakuję na rower i lecę dalej. No nie powiem trochę wkurzony bo mi grupa uciekła, a na takim wyścigu to znaczy że nie ma większych szans na dorwanie ich, ale mijam kolejnych zawodników, nikt nie próbuje nawet chwycić koła, co mnie nastraja optymistycznie, aż w końcu dochodzę Daniela Lorenza, z którym będę jechał przez następne półtora okrążenia. 

Z Danielem Lorenzem na trasie
Przyznać muszę, że kolega daje dłuższe zmiany ale i ja coś tam pracuję, a już na początku drugiego okrążenia przed nami pojawia się grupka w której błyskają koszulki GPAETeamu, jest więc kogo gonić :) 
grupa ma tak na oko z 6 osób, więc mają jednak handicap, ale my mamy ambicję ich dojść :)
I dochodzimy tak ze 3 km do mety.
W grupce jest i Jurek Neumann i Josip i JP i jeszcze parę innych osób. Łapię koło Josipa w nadziei na dobry finisz, ale niestety trudy pogoni sprawiają że choć mi Josip na finiszu nie ucieka, to jednak brak sił żeby wyskoczyć z koła, tym bardziej że te jego długie giry błyskawicznie rozkręcają korbę :).

Pędzę za Josipem....

...ale choć się bardzo staram to go nie złapałem

Tak więc dojeżdżam jako ostatni z Teamu ale ze stratą jedynie 21 sekund do najlepszego dziś Drogbasa i 33 sekund do trzeciego miejsca w kategorii, a na miejscu 6 - jest więc całkiem nieźle, zwłaszcza, że większość wyścigu goniłem. 
A potem następuje oczywiście pasta party - tym razem w roli "pasta" występuje grochówka z kiełbasą :)
No i pogaduchy postartowe, czyli wszystko to za czym się tęskni zimę całą długą i szarą.


Atmosfera radości i ogólnie wszystko jest na si :)...

...nawet jeśli pysk jest trochę obity



Z Żoną, AnetkąS i Marcinem GT
....
A po wyścigu wracając zrobiliśmy sobie z Asią wycieczkę krajoznawczą, oglądając po kolei:
- Z serii Szlakiem mitów i legend: Leśniczego ze Skorzęcina

- Pięknie odnowionego Koźlaka we wsi pod Skorzęcinem

-Cmentarz choleryczny z XIX w.

-Z serii Szlakiem mitów i legend: Izyda z Małachowa złych miejsc

-Z serii Szlakiem mitów i legend: Smoka z Drachowa

Pięknie spędzona niedziela "krótko mówiąc" jak to mawia red. Piotr Kurek



Oooo i fajny filmik jest


  • DST 80.00km
  • Czas 02:42
  • VAVG 29.63km/h
  • VMAX 54.40km/h
  • Temperatura 7.7°C
  • HRmax 175 ( 97%)
  • HRavg 159 ( 88%)
  • Kalorie 1900kcal
  • Podjazdy 394m
  • Sprzęt Lorella Mortirolo
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wielki wóz

Sobota, 14 lutego 2015 · dodano: 14.02.2015 | Komentarze 1

W piątek żebra obite w skokach zaczęły wyraźniej odpuszczać - już nawet mogłem odkaszlnąć i się śmiać. Więc trzeba siąść na rower :). Niestety w piątek również zaprosili nas sąsiedzi na spontaniczną imprezę, a spontaniczne imprezy kończą się z reguły porannym bólem głowy, zwłaszcza jak się idzie spać o 2 w nocy. Tak więc w sobotę nadawałem się do jazdy dopiero o 12. Ale dzień był tak piękny, że nie mogłem sobie odpuścić i wsiadłem pierwszy na mojego najbardziej rączego rumaka - klacz włoskiej krwi imieniem Lorella. Oooo już pierwsze depniecie pokazało jak to cudo przyspiesza w porównaniu z moim zimowym szosowym pomykaczem niemiecką Birią. Świetne jest to uczucie mocy pod nogą, i to przyspieszanie i w ogóle było pięknie, bo słońce świeciło, wiatr wiał, ale w takich wiosennych normach. I tak sobie przejechałem trasę tytułowego wielkiego wozu (patrz mapka), właściwie bez jakichś wielkich wydarzeń, jedynie 4 jelenie mi przebiegły drogę gdzieś przed Lipkami. A tak to byłem tylko ja i mój rower, no czego chcieć więcej :).
Aaaa no i małżonka moja wybrała się pierwszy raz na rower po operacji obojczyka, ale ona jechała góralem pomaluśku więc pojechaliśmy każdy w swoją stronę gdzieś po pierwszym kilometrze.


  • DST 23.00km
  • Teren 18.00km
  • Czas 01:29
  • VAVG 15.51km/h
  • VMAX 54.30km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Kalorie 419kcal
  • Podjazdy 166m
  • Sprzęt Janek z Czarnolasu
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Z żoną po PK Promno

Niedziela, 16 listopada 2014 · dodano: 16.11.2014 | Komentarze 0

Luzikiem



  • DST 112.80km
  • Czas 04:05
  • VAVG 27.62km/h
  • VMAX 42.80km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • HRmax 161 ( 89%)
  • HRavg 137 ( 76%)
  • Kalorie 2000kcal
  • Podjazdy 599m
  • Sprzęt Lorella Mortirolo
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

November

Niedziela, 2 listopada 2014 · dodano: 02.11.2014 | Komentarze 6

Dzisiejszy dzień był tak listopadowy jak tylko listopadowy może być listopadowy dzień. Był wzorcem z Sevres listopadowego dnia, z wonią gnijących liści i mgłą osiadającą na wszystkim, w tym na moich kompletnie zbędnych okularach przeciwsłonecznych... no nie dziś nawet Słońce się wyłoniło spoza mgły obiecując nadejście tego co nie nastąpiło czyli nadejście swojego blasku, ale tak to już jest w listopadzie, taki jest nijaki, zgniły jak zachód i upadły jak madonna z wielkim cycem, mami czerwienią a pod nią smród gnijącego lata, które przeminęło nieodwołalnie, a to co umarło zrodzi nam jeszcze paskudniejszy czas śliskich asfaltów, chlapy i wszechogarniającego monochromu... ale pieprzyć te gówniane nastroje jesienne które oddaje ta piosenka:

Trzeba ruszyć dupę i dostarczyć umysłowi zniewolonemu przesunięciem czasu i galopującym skracaniem się dnia trochę endorfin. A ja znam właściwie jeden sposób na dostarczenie edorfin swojemu ciału i nazywa się on bicicletta (jak mówią w fabryce Wiliera), Fahrrad (jak mówią w fabryce Focusa), 自行車 (jak mówią we wszystkich fabrykach wszystkich rowerów tego świata). No więc wsiadłem na mój włoski 自行車, który został stworzony w jakimś autoklawie pod Nankinem albo gdzieś w pobliżu i pojechałem na ustawkę szosową do sklepu Michała Fogta na Hebanowej 39 w Zalasewie zabrawszy również swą małżonkę z myślą dostarczenia i jej edorfin.... (no dobra z małżonką znam jeszcze inny sposób na dostarczanie endorfin). No i pojechaliśmy w tę listopadową mgłę którą można było kroić jedynie nożem zrobionym ze słonecznego blasku, którego tak w tych dniach brakuje, a woda spływała nam po kaskach na okulary. I dotarliśmy do Zalasewa, Hebanowa 39, a tam było już paru innych zgłodniałych endorfin wytwarzanych przy pomocy mięśni nóg i miłego towarzystwa i pojechaliśmy przed siebie w biało-szarą masę kropel wody tworzących zawiesinę z której zbudowana jest polska tak zwana "złota" jesień w nadziei że być może błyski szprych zastąpią blask Słońca i rozetną tę szarą zupę wiszącą jak całun nad naszą nizinną krainą. I może coś te szprychy pomogły, ale na tyle na ile mogły, bo choć dzień pozostał szary i smutny niczym znicz po wypaleniu, to jednak nasza Gwiazda, Re, Sol Invictus obróciła ku nam swe oblicze, które widocznie ma jakiegoś focha na ten listopad i poświeciło na nas trochę z wysokości swojego majestatu. A kilometry leciały. A bo jakby ktoś się nie zorientował to opisuję tutaj trening rowerowy pt. jazda w tlenie. Zainteresowanym podaję parametry.... heheh żartowałem, kogo obchodzą parametry? W klimat owego dnia wpisały się również spotkane zwierzęta... spotkałem jednego liska, co nie słuchał rady mamy i nie chodził koło drogi, a po drodze i teraz wygląda jak wygląda czyli słabo, a właściwie w ogóle nie wygląda, bo nie żyje. I co tam jeszcze? Było sporo osób o czym wspomniałem, rozmawiało się miło i łatwo bo jak również wspomniałem, jechaliśmy w tlenie (podać parametry??? ;) ). No i tych kilometrów się trochę nazbierało i praca została wykonana i śmiechu było co nie miara, i nieważna była technologia, i nie było zapierdalania i podsumowując było po prostu miło spotkać kilku znajomych, których nie zraża to, że na dworze jest ponuro tylko wsiadają na dwa kółka i kręcą przed siebie, a nawet kręcą filmiki. I dobrze, że tak jest bo jakbym miał tylko ten listopad to bym zwariował nie doczekawszy kwietnia.



I jeszcze trasa wielkiej ósemki dzisiejszej



  • DST 50.00km
  • Teren 40.00km
  • Czas 03:02
  • VAVG 16.48km/h
  • VMAX 56.60km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Podjazdy 179m
  • Sprzęt Janek z Czarnolasu
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Giro di cimitero

Sobota, 1 listopada 2014 · dodano: 01.11.2014 | Komentarze 1

Skoro pierwszy a do tego listopad to trzeba zrobić tradycyjną wycieczkę na cmentarz. W tym roku pojechaliśmy z Asią na Miłostowo do którego dojazd samochodem wywołuje u mnie dreszcze obrzydzenia. Pogódka z rana dopisała, był to dzień z łagodnym słońcem, słabym wietrzykiem i z nutką melancholii w czerwonych liściach... aż nie dojechaliśmy do ulicy Gnieźnieńskej - tam młyn - samochody w korku, ludzie w korku... tłumy się przewalają tam i z powrotem... a my wkurzając uwięzionych w samochodach ludzików jechaliśmy sobie pod prąd pomiędzy stojącymi autami. A potem spokojny powrót do domu zasadniczo tą samą trasą... i znowu luz, zapach butwiejących liści, mgiełka na lasami, wszystko umiera żeby znowu ożyć już za 5 miesięcy. Kurwa już tęsknię za latem , za piachem na drodze, za żarem podnoszącym się z asfaltu, za potem na dupie, za wypijaniem dwóch bidonów na 50 km, za słońcem prażącym, za komarami nawet... jestem zdecydowanie ciepłolubny.
Kategoria Zez ślubnom


  • DST 38.00km
  • Teren 31.00km
  • Czas 02:54
  • VAVG 13.10km/h
  • VMAX 57.60km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • Podjazdy 263m
  • Sprzęt Janek z Czarnolasu
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Spacer przed Galą

Sobota, 18 października 2014 · dodano: 19.10.2014 | Komentarze 1

Asia nauczona doświadczeniem z roku poprzedniego postanowiła nie skakać w tym roku po hopkach, ale statecznie pojeździć w terenie, efektem czego była spokojna wycieczka po naszej okolicy w celu oglądania uroków jesieni. Nawet kilka zdjęć się udało Asi zrobić, bo nie gnałem jak dzik po krzakach ale kręciłem sobie stateczne kółka.

Jesienna sceneria podkręcona przez Google+

Symbol jesieni (natomiast nie mam pojęcia co to za gatunek)
Zakończyliśmy posiadówką w "klubokawiarni" Grzeczki na pączku i kawce... (no dobra przyznam się były jeszcze klery)
A potem już do domu gdzie kobiety się odpicowały a ja założyłem marynarkę i jazda do Murowanej Gośliny gdzie Asia i Jacek odbierali zagrody za całokształt sezonu 2014 - Gratulacje!

Panie sobie przybijają piątki

Zadowolony Jacek





  • DST 29.00km
  • Teren 23.00km
  • Czas 01:55
  • VAVG 15.13km/h
  • VMAX 54.90km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 221m
  • Sprzęt Janek z Czarnolasu
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Zez ślubnom wew krzajach

Sobota, 4 października 2014 · dodano: 04.10.2014 | Komentarze 0

Ot takie przedstartowe przepalenie łydy.



  • DST 11.00km
  • Teren 11.00km
  • Czas 00:58
  • VAVG 11.38km/h
  • VMAX 27.10km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 67m
  • Sprzęt Janek z Czarnolasu
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Zez ślublnom na grzyby

Niedziela, 21 września 2014 · dodano: 26.09.2014 | Komentarze 0

Znalazłem kilka maślaków, borowika i czarnego łebka. Niestety okazało się że wszystkie te grzyby zostały znalezione wcześniej przez robale.


  • DST 26.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 01:28
  • VAVG 17.73km/h
  • VMAX 41.50km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 132m
  • Sprzęt Janek z Czarnolasu
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Pokibicować

Niedziela, 7 września 2014 · dodano: 07.09.2014 | Komentarze 1

Po dojechaniu do domu, zmieniłem buty, skarpetki z białych na czarne i rower z Ferrari na traktor i pojechałem po rodzinkę która dzielnie kibicowała rowerowym maratończykom jeżdżącym dziś w naszych okolicach. Właściwie to zrobiłem sobie spokojny rozjazd po dzisiejszych wojażach z Maciejem. Po drodze do Uzarzewa, gdzie stacjonowała reszta mojej rodziny, spotkałem oczywiście i pechowców którzy wracali z buta - jeden miał rozerwaną oponę, a drugi zepsutą  przerzutkę - nie bardzo można im było pomóc.
Właśnie jak z nimi rozmawiałem minęła mnie czołówka Giga. Przed Uzarzewem przejechał Tomek Adryan, zaraz po nim grupka z JPBike'm, a jak dojechałem do baru w Uzarzewie dojechali tam Rysiu Bruździński, którego miałem okazję "zaserwisować" ciasteczkeim podanym wprost w otwór gębowy, i Zbycha z naszego teamu, który miał nawet czas na podanie mi piątki, w zamian za co zrobiłem mu  "Jarońskiego i Wyrzykowskiego" czyli pchamy, pchamy. Sam przy okazji też uszczknąłem co nie co z pańskiego stołu. Swoją drogą kiedy ma się czas na spróbowanie wszystkich rodzajów ciasteczek... no przecież nie jak się ściga :) Po posiłku regeneracyjnym z łatwością dotarłem pod rozjazd Mega/Giga gdzie niemal wszystkie moje kobiety kibicowały ty wiarze na kuftach co mo ptopty w gorze.
Przy okazji miałem okazję zaobserwować Macieja B. w całkiem nowym klufcie nie od Armaniego a od Głowackiego ;).
Poczekaliśmy aż ostatki przestaną skręcać na Giga i ruszyliśmy do domu. Po drodze kolejny pit stop na bufecie. Na szczęście gigowcy już nie dojeżdżali bo obawiam się że po ataku moich córek na ciasteczka nie mieliby co jeść. No ale niech dziewczyny się posilają - przed nami ekstremalna trasa przez Biskupice i jezioro Dębiniec. Przy okazji na bufecie spotkaliśmy owych dwóch pechowców. Dla jednego z nich (tego od zepsutej przerzutki) znalazła się nadzieja - w przypływie geniuszu doradziliśmy mu skrócenie łańcucha. Ten drugi z rozerwaną oponą był niestety spisany na straty :(. Mam nadzieję że go wilcy nie zjedli w tych naszych ostępach doliny Cybiny.

Pałaszuję resztki z pańskiego stołu - przede mną pechowiec który niestety musiał drałować z buta...

... i jego pechowy rower
My po posileniu się ruszyliśmy w dalszą drogę. Nie obyło się bez kilku kryzysów, ale obyło się bez rzucania rowerem. I tak cali i bezpieczni dotarliśmy do domu.

I jeszcze fotki z naszego aparatu