Blog Marcina
La bicicletta ha un'anima. Se si riesce ad amarla, vi darà emozioni che non dimenticherete mai.
Info
Więcej o mnie.








Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2017, Wrzesień8 - 8
- 2017, Sierpień24 - 0
- 2017, Lipiec22 - 0
- 2017, Czerwiec25 - 15
- 2017, Maj29 - 27
- 2017, Kwiecień23 - 18
- 2017, Marzec26 - 58
- 2017, Luty17 - 8
- 2017, Styczeń6 - 0
- 2016, Grudzień4 - 0
- 2016, Listopad9 - 4
- 2016, Październik14 - 0
- 2016, Wrzesień14 - 3
- 2016, Sierpień15 - 2
- 2016, Lipiec25 - 5
- 2016, Czerwiec16 - 6
- 2016, Maj26 - 31
- 2016, Kwiecień26 - 18
- 2016, Marzec19 - 1
- 2016, Luty12 - 2
- 2016, Styczeń5 - 0
- 2015, Grudzień10 - 3
- 2015, Listopad8 - 7
- 2015, Październik12 - 6
- 2015, Wrzesień28 - 19
- 2015, Sierpień31 - 17
- 2015, Lipiec26 - 17
- 2015, Czerwiec27 - 23
- 2015, Maj24 - 21
- 2015, Kwiecień19 - 27
- 2015, Marzec18 - 58
- 2015, Luty12 - 29
- 2015, Styczeń14 - 44
- 2014, Grudzień13 - 22
- 2014, Listopad20 - 22
- 2014, Październik20 - 18
- 2014, Wrzesień21 - 18
- 2014, Sierpień26 - 45
- 2014, Lipiec22 - 34
- 2014, Czerwiec24 - 42
- 2014, Maj20 - 30
- 2014, Kwiecień19 - 32
- 2014, Marzec15 - 36
- 2014, Luty4 - 10
- 2014, Styczeń15 - 51
- 2013, Grudzień15 - 59
- 2013, Listopad16 - 40
- 2013, Październik12 - 25
- 2013, Wrzesień19 - 58
- 2013, Sierpień26 - 47
- 2013, Lipiec23 - 53
- 2013, Czerwiec26 - 32
- 2013, Maj23 - 74
- 2013, Kwiecień28 - 66
- 2013, Marzec14 - 48
- 2013, Luty14 - 73
- 2013, Styczeń8 - 25
- 2012, Grudzień16 - 64
- 2012, Listopad8 - 51
- 2012, Październik17 - 37
- 2012, Wrzesień28 - 102
- 2012, Sierpień28 - 129
- 2012, Lipiec34 - 85
- 2012, Czerwiec23 - 60
- 2012, Maj26 - 42
- 2012, Kwiecień29 - 89
- 2012, Marzec24 - 45
- 2012, Luty5 - 17
- 2012, Styczeń5 - 37
- 2011, Grudzień9 - 18
- 2011, Listopad13 - 16
- 2011, Październik22 - 30
- 2011, Wrzesień31 - 33
- 2011, Sierpień24 - 17
- 2011, Lipiec20 - 18
- 2011, Czerwiec22 - 25
- 2011, Maj21 - 6
- 2011, Kwiecień18 - 2
- 2011, Marzec9 - 3
- 2011, Luty6 - 0
- 2011, Styczeń8 - 0
- 2010, Grudzień2 - 1
- 2010, Listopad6 - 3
- 2010, Październik11 - 5
- 2010, Wrzesień13 - 7
- 2010, Sierpień25 - 0
- 2010, Lipiec21 - 0
- 2010, Czerwiec20 - 0
- 2010, Maj19 - 0
- 2010, Kwiecień18 - 0
- 2010, Marzec7 - 0
- 2010, Luty2 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
Sport
Dystans całkowity: | 8243.07 km (w terenie 1362.00 km; 16.52%) |
Czas w ruchu: | 311:52 |
Średnia prędkość: | 26.53 km/h |
Maksymalna prędkość: | 83.24 km/h |
Suma podjazdów: | 24825 m |
Maks. tętno maksymalne: | 189 (105 %) |
Maks. tętno średnie: | 168 (93 %) |
Suma kalorii: | 157379 kcal |
Liczba aktywności: | 133 |
Średnio na aktywność: | 62.45 km i 2h 20m |
Więcej statystyk |
- DST 59.00km
- Czas 02:06
- VAVG 28.10km/h
- VMAX 62.19km/h
- Temperatura 10.0°C
- HRmax 169 ( 94%)
- HRavg 134 ( 74%)
- Kalorie 1424kcal
- Sprzęt Helga
- Aktywność Jazda na rowerze
Siła i tempo
Czwartek, 23 maja 2013 · dodano: 23.05.2013 | Komentarze 0
Obiady czwartkowe - czyli tradycyjne pompowanie łydy na podjazdach na Osowej, tym razem uatrakcyjnione mini czasówką - startowaliśmy w odstępach 12 sek. i jechaliśmy indywidualnie przez 12 minut. Kategoria FTI, Sport, Zez wiaruchnom, Po asfaldzie
- DST 21.00km
- Teren 2.00km
- Czas 00:52
- VAVG 24.23km/h
- VMAX 42.20km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 51m
- Sprzęt Konik
- Aktywność Jazda na rowerze
Przepalenie
Sobota, 18 maja 2013 · dodano: 18.05.2013 | Komentarze 0
Z sąsiadem krótkie przedmaratonowe przepalenie, a potem wyskok do piekarni. Kategoria Do składu, Po asfaldzie, Sport, Wew krzajach, Zez wiaruchnom
- DST 35.00km
- Czas 01:31
- VAVG 23.08km/h
- VMAX 80.85km/h
- Temperatura 14.0°C
- HRmax 158 ( 88%)
- HRavg 132 ( 73%)
- Kalorie 810kcal
- Sprzęt Helga
- Aktywność Jazda na rowerze
Okolice Lubenii
Czwartek, 16 maja 2013 · dodano: 17.05.2013 | Komentarze 5
W ostatni dzień pobytu na Rzeszowszczyźnie wystartowałem na poranny trening - na rowerze byłem o 6:00 - to był świetny pomysł - na dworze rześko ale już słonecznie - doskonała pogoda do jazdy. Najpierw z tego samego miejsca Lubenii koło cmentarza w kierunku Hermanowej to była mała rozgrzewka. W planach miałem najazdy z ostrym finiszem - znalazłem fajne miejsce - tuż przed początkiem serpentyny w Hermanowej była droga na Łazy - fajny stromy krótki podjazd i w dodatku asfalt jak nie w Polsce.
Podrzeszowskie asfalty jak nie w Polsce© Z3Waza
Po kilkukrotnym zrobieniu tego podjazdu. Postałem chwilę i się zachwyciłem pięknem dnia i widokiem na okalające mnie pagórki.

Pogórze Dynowskie© Z3Waza

Piekny rześki majowy poranek© Z3Waza
Niestety fotki są robione (jakby to powiedział Grigor) okładziną hamulcową stąd ich jakość jest jaka jest.
Po tych doznaniach zrobiłem sobie tzw. baja bongo i zacząłem szukać co ciekawszych podjazdów. W końcu w Straszydlach skierowałem się na Sołonki i to było to. Najpierw podjechałem do tzw. Chłopskiego Mostu o którym coś tam przeczytałem w necie. Jak chcecie to sobie sami poczytajcie:

Tablica informacyjna Chłopski Most© Z3Waza
A oto sam most - trochę zarośnięty. Pozostaje wierzyć, że faktycznie jest tak wykonany jak piszą.

Chłopski Most© Z3Waza
A że okoliczności przyrody były piękne, zrobiłem i fotkę Heldze. Niech ma:

Bolid przy mostku© Z3Waza
A potem pojechałem na Sołonkę -to był fajny podjazd - dość długi i stromy. A na końcu było pięknie zagospodarowane źródło Solankowe. Niestety mój telefon osłabł i nie było czym pstrykać fotki.
Więc umieszczam fotkę ze strony gminy

A fakt że podjazd był stromy udokumentowałem życiowym maxspeedem którego fotka jest poniżej.
Szkoda jedynie że nie było czasu na podjechanie jeszcze parę razy tego naprawdę fajnego podjazdu. Bo w kolejnych zjazdach z pewnością pobiłbym swój rekord po raz kolejny. Myślę że 90km/h byłoby spokojnie w zasięgu.

Max speed© Z3Waza
Kategoria Po asfaldzie, Sam na sam, Sport, Wycieczka
- DST 49.00km
- Czas 01:36
- VAVG 30.62km/h
- VMAX 56.93km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 300m
- Sprzęt Helga
- Aktywność Jazda na rowerze
Łańcut
Środa, 15 maja 2013 · dodano: 15.05.2013 | Komentarze 4
Dziś zgodnie z zapowiedzią wybrałem się do Łańcuta. Najpierw obszedłem miejscową atrakcję czyli zamek robiąc kilka fotek, a następnie (no któż by zgadł) wsiadłem na rower i ruszyłem przed siebie.Fajne są takie wycieczki po nieznanej sobie trasie - bo choć wcześniej oglądam mapę to nie jestem w stanie przecież spamiętać miejscowości przez które mam przejeżdżać, jadę więc na "czuja". Dziś wybrałem wariant o tle prosty że po wahadle (no z małym wyłomem na koniec trasy) ale nudno nie było. Pogoda dzisiaj wymarzona na rower - flauta, niezbyt ciepło... można grzać. Tym bardziej że w planach miałem dwie dwudziestominutowe tempówki. Na początku jak zwykle odbyła się walka z własną słabością,ale potem nóżka się rozkręciła i było naprawdę fajnie. Niestety odezwały się obtarcia w mniej szlachetnych częściach ciała co spowodowało skrócenie drugiej tempówki i powrót spacerkiem do bazy wypadowej czyli parkingu pod zamkiem. Ale sam wyjazd pomimo palących czterech liter bardzo przyjemny, fajne te pagórki, można się szybko bujnąć więc warto trochę popodjeżdżać :)
Na koniec kilka fotek i trasa:

Łańcucki Zamek© Z3Waza

Łańcucki Zamek 2© Z3Waza

Łańcucki Zamek 3© Z3Waza

Łańcucki Zamek 4© Z3Waza

Kapliczka w Łańcucie© Z3Waza
Kategoria Po asfaldzie, Sam na sam, Sport
- DST 37.00km
- Teren 34.00km
- Czas 01:31
- VAVG 24.40km/h
- VMAX 38.20km/h
- Temperatura 13.0°C
- HRmax 171 ( 95%)
- HRavg 148 ( 82%)
- Kalorie 1124kcal
- Podjazdy 77m
- Sprzęt Konik
- Aktywność Jazda na rowerze
Ze Starołęki do Puszczykowa
Sobota, 11 maja 2013 · dodano: 11.05.2013 | Komentarze 2
Pomykanie z Pawłem Boberem między drzewami z prędkością powodującą, że przestałem patrzeć na mijane drzewa, a patrzyłem tylko na to gdzie jedzie Paweł. Przy okazji pokazał mi kilka ciekawych wariantów singlowych na trasie od mostu Przemysła do Puszczykowa. No i przejechał przez wszystkie możliwe korzenie jakie pojawiły się na trasie.Stwierdzam, że moja tylna oponka S-Works Renegade na śliskim błotku wymaga dużej koncentracji - tak ze 2 razy uślizgnęła się dość konkretnie.
Poza tym bardzo przyjemny bardzo intensywny wyjazd, choć pewnie P.B. jechał na pół gwizdka, no ale mi się gorąco zrobiło poi pierwszych 5 kilometrach. Są ludzie którzy mają parę pod butem...
Kategoria FTI, Sport, Wew krzajach, Zez wiaruchnom
- DST 33.00km
- Teren 30.00km
- Czas 01:24
- VAVG 23.57km/h
- VMAX 47.20km/h
- Temperatura 23.0°C
- HRmax 167 ( 93%)
- HRavg 136 ( 75%)
- Kalorie 881kcal
- Podjazdy 139m
- Sprzęt Konik
- Aktywność Jazda na rowerze
3 x 8
Środa, 8 maja 2013 · dodano: 08.05.2013 | Komentarze 2
Ponieważ dziś jadę służbowo do Rzeszowa to zrobiłęm sobie poranny trening polegający na odprowadzeniu Żony w stronę Poznania aż do Gruszczyna. A potem na powrocie tempówki 3x8 minut. Pierwsza ciężko, druga trochę lepiej, trzecia całkiem OK zwłaszcza, że miałem świadomość że to ostatnia :). A teraz dwa dni bez roweru....Metallica jest słabsza robi tylko 2 x 4
Kategoria Sam na sam, Sport, Zez ślubnom
- DST 149.00km
- Czas 04:28
- VAVG 33.36km/h
- VMAX 58.84km/h
- Temperatura 22.0°C
- HRmax 170 ( 94%)
- HRavg 144 ( 80%)
- Kalorie 3113kcal
- Sprzęt Helga
- Aktywność Jazda na rowerze
Wycieczka do Bojanic
Niedziela, 5 maja 2013 · dodano: 05.05.2013 | Komentarze 7
Z FTI wybraliśmy się na "wycieczkę" dystansową żeby sobie popodjeżdżać w okolicy Bojanic koło Osiecznej. Grupa wycieczkowa składała się z dwóch czesci - dziewczyn i rozjazdowców po Połczynie, którzy zrobili sobie krótki trening i z szoszonów-maniaków prędkości w składzie Artur, Tomek, Stasiu, Darek, Boguś, Marek i ja. Razem dojechaliśmy tempem mniej więcej spacerowym (okolice 30km/h) za Mosinę gdzie się rozjechaliśmy. Ja pojechałem z grupą maniacką no i się zaczęło - tempo wzrosło do ponad 40km/h i tak się utrzymywało przez kolejne 20 km - zdążyłem tylko zanotować że pierwsze 37 km pokonaliśmy w godzinę i pięć minut. Potem zwolniliśmy na mały popas i gnaliśmy dalej jakby nas kto gonił. W międzyczasie kolega Marek-triatlonista odpadł od nas, a ja pomyślałem to teraz mnie zabiją :). Ale nie zabili, za to dojechaliśmy do Bojanic - na zapowiedziane górki. Nogi moje gdy zobaczyły te górki to zaczęły boleć na zapas. A w sumie okazało się, że nie takie straszne te podjazdy - choć jeden miał 11% nachylenia. Na powrocie zaczął umierać Darek, i Bogu dzięki, bo jakbyśmy nie zwolnili to ja zacząłbym umierać. Jeszcze przed Czempiniem zrobiliśmy trening rozprowadzania i zajechaliśmy na popas do sklepu. No i powrót - ja już odliczałem kilometry a tu Artur za Czempiniem zamiast jechać wprost na Mosinę - skręcił na Grzybno - aplikując w ten sposób 10 bonusowych kilometrów. Suma summarum wyszło ich 149,3 - piękny ciężki trening. Dzięki wszystkim za wspólną jazdę i do zobaczenia następnym razem. Kategoria FTI, Napalm, Po asfaldzie, Sport, Zez wiaruchnom
- DST 110.00km
- Teren 109.00km
- Czas 04:40
- VAVG 23.57km/h
- VMAX 59.20km/h
- Temperatura 15.0°C
- HRmax 170 ( 94%)
- HRavg 159 ( 88%)
- Kalorie 3635kcal
- Podjazdy 638m
- Sprzęt Konik
- Aktywność Jazda na rowerze
Murowana Goślina - jest dobrze
Środa, 1 maja 2013 · dodano: 01.05.2013 | Komentarze 12
Przed startem w Murowanej miałem mieszane odczucia - wczorajszy trening przedstartowy pokazywał, że nie w pełni jestem zregenerowany po Olejnicy, noga nie za bardzo wchodziła w kadencję, każdy podjazd czułem w płucach. No ale słowo się rzekło kobyłka u płota - trzeba wystartować w Giga.Po dosłownie symbolicznej rozgrzewce staję w sektorze...

W sektorze startowym© Z3Waza
Trochę nerwówki - bo Asia gdzieś się zawieruszyła na plojdrach i nie miałem komu oddać gamexa, na szczęście w końcu się znalazła i gamex pofrunął do niej. Na szczęście bo wiadomo było, że zrobi się gorąco.
Start odbył się w stylu giga, czyli z godnością i dość majestatycznie. Po prostu lokomotywa giga rozpędzała się powoli ale bezustannie. Jak już wjechaliśmy w szutry pod Murowaną tempo było godne. I co najważniejsze poczułem że jadę swoje a noga kręci tak jak powinna. Jarek z JP oczywiście wyskoczyli do przodu ale co dziwne jakoś dwudziestodziewięciocalowy potwór Kłosia nie śmigał mi ani z lewej ani z prawej. No nic nie było czasu zastanawiać się wiele nad tym po prostu deptałem i jechałem. W końcu pojawił się Kłosiu ale jakoś nie odjeżdżał a mi udawało się trzymać gdzieś blisko. Miałem jednak na uwadze doświadczenie z soboty gdy gnając za Josipem wystrzelałem się z amunicji gdzieś przed 30 kilometrem. Patrzyłem więc na pulsaka i starałem nie przekraczać poziomu zdrowego rozsądku. W końcu dojechaliśmy do większej grupki w której jechały min. Justyna Frączek i Anna Sadowska i wsyforowaliśmy się na czoło - kłosiu deptał a ja w ślad za nim. W pewnym momencie obraca się i mówi "o!" - nie powiem bardzo miłe było to "o!" :)
Ale nagle dopadł nas żólty zawodnik - wg Kłosia był to Slec który gnał z taką kosmiczną prędkością że przez moment pomyślałem że dopadła nas już czołówka Mega. Kłosiu ruszył za nim - ja odpuściłem. Trochę straciłem rezon i zaczęła mnie wyprzedzać moja grupka - no na to pozwolić już nie mogłem - ruszyłem za nimi i po krótkiej chwili stwierdziłem że wcale tak szybko nie jadą i w sumie mogę trochę poprowadzić peletonik. W pewnym momencie wypadł mi z ręki bidon i zanim go podniosłem grupka się troszkę oddaliła, ale zdołałem dospawać. Wpadamy na krótki odcinek asfaltowy - za chwilę zjazd z niego i przejazd obok wiecznej kałuży (pamiętam że w zeszłym roku też tam była) - dwóch gości przede mną prawie staje podczas przejazdu wąskim paskiem pomiędzy kałużą a skarpą, a ja ląduję łąpą wprost w tej kałuży właśnie. To pierwsza gleba... druga będzie bardziej spektakularna. No nic jedziemy dalej. Kawałek za zjazdem mini mijam Kłosia - złapał panę - ale ma wszystkie niezbędne narzędzia, pozostaje mi go minąć i czekać aż mnie znowu dopadnie.
A karawana jedzie dalej... z tym że karawana w pewnym momencie zwalnia do tempa niemal spacerowego, zdecydowanie za wolno dla mnie, łykam więc z bidonu i jadę na przód, obracam się w pewnym momencie - nikogo. Dopiero po chwili dojechało do mnie dwóch kolegów zawiedzionych tempem peletoniku i tak we trzech pojechaliśmy w stronę Dziewiczej Góry. Na interwałach pod Dziewiczą gubię pozostałą dwójkę i jadę sam w okolice podnóża naszego Wielkopolskiego K2. Tam czeka na mnie Asia z aparatem i dobrym słowem:)

Pod Dziewiczą Górą© Z3Waza
Na pierwszym podjeździe mija mnie grupka megowców z Rybą (wcześniej minął mine min. Lonka) - nie powiem cieszy mnie to że Rybie zajęło 50 km odrobienie 15 minut różnicy między startami.
I tak docieram do podjazdu pod legendarnego killera :)
Wjeżdża się nieźle aż do momentu jak jakiś zawodnik przede mną przystaje i gubię rytm i znosi mnie na lewo - prostuję na moment rower ale on mnie nie słucha i padam na plecy jak jakaś biedronka próbując wyswobodzić się z SPD.

Gleba faza 1© Z3Waza

Gleba faza 2© Z3Waza
Wstaję po dłuższej chwili - a na killerze cała loża szyderców z FTI - zauważyłem Asię i Michała Zbroszczyków ( robią mi zdjęcia zaprezentowane przed chwilą), Piotra Sieberta, Macieja Bocheńskiego i chyba Anię.
Pośmiali się zdrowo, ja w sumie też, bo było śmiesznie, a poza tym jeszcze nigdy na zawodach nie udało mi się zdobyć fotki gleby.

Było śmiesznie© Z3Waza
No nic trzeba jechać dalej i odrabiać straty bo moja dwójka nawiała zanim wstałem.
Pierwszego łapię już na podjeździe po korzonkach. A drugiego dopiero po rozjeździe Mega/Giga.
Po tym rozjeździe robi się pusto a i trasa dość nudna. W pewnym momencie spoglądam na licznik i z przerażeniem stwierdzam że jadę z szybkością niemal szosową - co ja dzisiaj rano zjadłem?
Postanawiam nie patrzeć na prędkość tylko na puls i na to ile jeszcze do końca i jadę dalej swoje.
Od Dziewiczej już tylko wyprzedzam - jest dobrze - znaczy nie ma kryzysu. I tak jadę po płaskiej Zielonce odliczając kilometry do końca.
Gdzieś na 75 kilometrze miga mi na horyzoncie biało-czerwona koszulka.. czyżby ktoś z Goggle? Ale kto? Kłosiu mnie dogonił, Marek, Dawid i Mariusz D. zostali z tyłu.
Hmmm może ktoś spoza naszej paczki? ALe im bardziej się zbliżam tym zyskuję większą pewność że to Jarek! O cholera, jest naprawdę nieźle... Jarek w pewnym momencie się orientuje że ktoś z Goggli się zbliża i naciska na pedały, ale na każdym podjeździe zmniejszam odległość. I w końcu na 80 którymś kilometrze go dochodzę. Jarek jest niemniej zdziwiony niż ja, że to nie Kłosiu go dopadł. I co lepsze ja jadąc dalej swoim tempem gubię Jarka. Za mną dokleja się gość z Warbudu który wiózł się dotąd na kole Jarka. I tak już do mety jedziemy ja i ten kolega z M2. Na koniec proponuję pościganie się do mety po asfalcie ale kolega honornie odpuszcza tuż przed kreską. W końcu było nie było ciągnąłem go z dobre 10 kilometrów. I tak wpadam na metę jako drugi z Goggli i jako 7 w kategorii. Do szerokiego podium zabrakło sporo bo ponad 15 minut ale i tak jestem z siebie bardzo zadowolony. Pojechałem równo bez kryzysów tylko czułem po prostu narastające zmęczenie. Na mecie są już Jacek, Krzychu i Zbychu, którzy pojechali Mega i oczywiście JP. Wkrótce dojeżdża reszta wiary i zaczyna się pomaratonowe pasta party i najprzyjemniejsza część - pogaduchy, relacjonowanie wrażeń, w ogóle fajne popołudnie.
Cóż na koniec wnioski:
1. Równa jazda przyniosła spodziewany efekt.
2. Zaciotowałem trochę Kłosia z tymi pinezkami - sorry
3. Jest siła na podjazdach
4. Trzeba poprawić technikę
5. Najlepszy występ na giga w życiu
6. Oby tak dalej :)
I na koniec -

Ja was pozdrawlaju© Z3Waza
Kategoria Maraton/XC/CX, Napalm, Sport, Wew krzajach, Zez wiaruchnom
- DST 67.00km
- Teren 65.00km
- Czas 02:57
- VAVG 22.71km/h
- VMAX 43.20km/h
- Temperatura 10.0°C
- HRmax 175 ( 97%)
- HRavg 161 ( 89%)
- Kalorie 2452kcal
- Podjazdy 520m
- Sprzęt Konik
- Aktywność Jazda na rowerze
Olejnica - maraton nr 1 w tym roku
Niedziela, 28 kwietnia 2013 · dodano: 28.04.2013 | Komentarze 8
Pierwszy start w tym roku - byłem pełen obaw w którym miejscu jestem i się przekonałem. Ale do rzeczy.Na miejsce dojechałem z Rodmanem w międzyczasie wyprzedzając Jarka z JP, formalności zapisowe załatwiamy szybko i bez problemów i ruszamy na rozgrzewkę objechać kawałek trasy - po nocnym i porannym deszczu jest mokro ale za to dość twardo i niepiaszczyście.Po powrocie spotykamy kolegów z teamu - czyli Kłosia, Marca, Zbycha i Maksa. W pewnym momencie łapię Kłosia z Drogbasem i jadę z nimi na kolejną tym razem asfaltową rozgrzewkę.
Pojawia się i Josip, który gdzieś zaginął w akcji ale się na szczęście odnalazł.
Przed startem spotykam chyba pół rowerowego Poznania i okolic - są i Pyrcyki i Ryby i niezrzeszeni znajomi. Do sektorów.
Staję obok Marca tuż za nami nieco spóźniony Josip. No i ruszam na pierwszy maraton tego roku.
Pierwsze kilometry - euforia!
Noga podaje idzie pięknie, Marek zamarudził że miało być lżej ale ja widzę Josipa. Chwytam jego koło i nie puszczam. Wjazdy wchodzą jak masło. Krajobraz zmienia się szybko las, singiel, błotko wpadamy na pole z piaszczystą drogą. Josip nie klei do żadnej z mijanych grupek tylko tnie wszystkich jak leci, ale w pewny momencie coś zwalnia na podjeździe - myślę sobie dospawamy do najbliższej grupki i odpoczniemy. Wołam do Josipa - dawaj dogonimy ich - dochodzę grupę - Josipa nie ma - a ja jak Josip ich mijam. Ale wkrótce Josip mnie dochodzi i znowu leci z przodu tym swoim tempem nieco nierównym ale diabelnie skuteczny. Myślę sobie może wreszcie spuchnie ale nie...
w końcu wpadamy na bardziej techniczny odcinek z piaskiem - i tu moja oponka tylna nie bardzo daje radę - pierwszy raz od dłuższego czasu dotykam stopą podłoża a Josip jedzie dalej. Potem jest piaszczysty podjazd - Josip odjeżdża i pozamiatane. Czyli jednak nie on spuchł a ja....
Ogólnie za ostro pocisnąłem za Josipem - łapię się jeszcze w kilka atrakcyjnych pociągów, ale koniec końców każdy z nich mi odjeżdża. Na rozjeździe Mega/Mini poważnie zastanawiam się czy warto jechać dalej bo plecy mnie bolą, noga jest wyraźnie zakwaszona i wiem że drugie kółko to będzie droga przez mękę.
Ale honor mi nie pozwala - i na rozjeździe skręcam twardo w prawo - na mega. Coś jeszcze z kilometr biję się z myślami - a może zawrócić - ale wiem to tylko moja słabość - a słabość jest słaba :)
No i zaczynam drugie kółko - jest coraz gorzej - że jestem w kryzysie widać po tym że wszyscy dosłownie wszyscy mnie wyprzedzają...
Koniec końców dojeżdża mnie Marc - nie mam siły utrzymać mu koła. I jadę dalej swoje.
Myślę o tych co za mną - Maks, Zbychu, przebijający się z czarnej dupy JP z Drogbasem - przynajmniej jest przed kim uciekać :)
W pewnym momencie mijam gościa o którym wspomniał JP - oryginał w dziwnym kasku i na jeszcze dziwniejszym rowerze - kibicuje mi i jeszcze komuś na podjeździe.
Jadę dalej odliczając kilometry.
Byle do 45 - żel
do 50
do 60
do rozjazdu
pod koniec mijam jakiegoś jeszcze większego zgona ode mnie i wpadam na metę.
Wnioski:
1. Oczekiwałem więcej od siebie
2. Przyjąłem złą taktykę
3. Podjazdy wchodzą nieźle
4. Może być tylko lepiej
Na mecie jak to na mecie makaron i pogadanie z koleżankami i kolegami. W samochód i do chaty - za trzy dni kolejny maraton - tym razem ponad 100 w terenie - będzie jeszcze ciężej. I dam radę - bo jestem taugh man :)

Buziak dla wszystkich© Z3Waza
Kategoria Maraton/XC/CX, Napalm, Nyndza, Sport, Wew krzajach, Zez wiaruchnom
- DST 52.00km
- Czas 01:59
- VAVG 26.22km/h
- VMAX 47.36km/h
- Temperatura 27.0°C
- HRmax 173 ( 96%)
- HRavg 132 ( 73%)
- Kalorie 1353kcal
- Sprzęt Helga
- Aktywność Jazda na rowerze
Pumping Iron
Czwartek, 18 kwietnia 2013 · dodano: 18.04.2013 | Komentarze 0
Kolejna wizytacja Osowej Góry.Dojazd pod wiatr - ale w grupie siła, było więc bystro. Odcinek Rogalinek-Mosina tradycyjnie płyta oś. A potem objeżdżanie Osowej z różnych stron po kilka razy. I powrót. Tym razem z wiatrem - zatem rozjazd odbył się z prędkościami przekraczającymi znacznie 30km/h.
Dzisiaj temperatura tuz przed treningiem wynosiła 27 stopni - tyle przynajmniej pokazywał termometr w moim samochodzie - skok temperatury powoduje lekki szok - naprawdę nie ma się już z czego rozbierać, A klimy w moim rowerze nie ma. Eeeee żartuję - tak naprawdę to dopiero teraz się przyjemnie jeździ, tylko więcej picia trzeba brać.
Kategoria FTI, Sport, Zez wiaruchnom
