Blog Marcina
La bicicletta ha un'anima. Se si riesce ad amarla, vi darà emozioni che non dimenticherete mai.
Info
Ten blog rowerowy prowadzi z3waza ze starożytniego miasteczka Pobiedziska. Mam przejechane 74680.40 kilometrów w tym 20878.01 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.70 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2017, Wrzesień8 - 8
- 2017, Sierpień24 - 0
- 2017, Lipiec22 - 0
- 2017, Czerwiec25 - 15
- 2017, Maj29 - 27
- 2017, Kwiecień23 - 18
- 2017, Marzec26 - 58
- 2017, Luty17 - 8
- 2017, Styczeń6 - 0
- 2016, Grudzień4 - 0
- 2016, Listopad9 - 4
- 2016, Październik14 - 0
- 2016, Wrzesień14 - 3
- 2016, Sierpień15 - 2
- 2016, Lipiec25 - 5
- 2016, Czerwiec16 - 6
- 2016, Maj26 - 31
- 2016, Kwiecień26 - 18
- 2016, Marzec19 - 1
- 2016, Luty12 - 2
- 2016, Styczeń5 - 0
- 2015, Grudzień10 - 3
- 2015, Listopad8 - 7
- 2015, Październik12 - 6
- 2015, Wrzesień28 - 19
- 2015, Sierpień31 - 17
- 2015, Lipiec26 - 17
- 2015, Czerwiec27 - 23
- 2015, Maj24 - 21
- 2015, Kwiecień19 - 27
- 2015, Marzec18 - 58
- 2015, Luty12 - 29
- 2015, Styczeń14 - 44
- 2014, Grudzień13 - 22
- 2014, Listopad20 - 22
- 2014, Październik20 - 18
- 2014, Wrzesień21 - 18
- 2014, Sierpień26 - 45
- 2014, Lipiec22 - 34
- 2014, Czerwiec24 - 42
- 2014, Maj20 - 30
- 2014, Kwiecień19 - 32
- 2014, Marzec15 - 36
- 2014, Luty4 - 10
- 2014, Styczeń15 - 51
- 2013, Grudzień15 - 59
- 2013, Listopad16 - 40
- 2013, Październik12 - 25
- 2013, Wrzesień19 - 58
- 2013, Sierpień26 - 47
- 2013, Lipiec23 - 53
- 2013, Czerwiec26 - 32
- 2013, Maj23 - 74
- 2013, Kwiecień28 - 66
- 2013, Marzec14 - 48
- 2013, Luty14 - 73
- 2013, Styczeń8 - 25
- 2012, Grudzień16 - 64
- 2012, Listopad8 - 51
- 2012, Październik17 - 37
- 2012, Wrzesień28 - 102
- 2012, Sierpień28 - 129
- 2012, Lipiec34 - 85
- 2012, Czerwiec23 - 60
- 2012, Maj26 - 42
- 2012, Kwiecień29 - 89
- 2012, Marzec24 - 45
- 2012, Luty5 - 17
- 2012, Styczeń5 - 37
- 2011, Grudzień9 - 18
- 2011, Listopad13 - 16
- 2011, Październik22 - 30
- 2011, Wrzesień31 - 33
- 2011, Sierpień24 - 17
- 2011, Lipiec20 - 18
- 2011, Czerwiec22 - 25
- 2011, Maj21 - 6
- 2011, Kwiecień18 - 2
- 2011, Marzec9 - 3
- 2011, Luty6 - 0
- 2011, Styczeń8 - 0
- 2010, Grudzień2 - 1
- 2010, Listopad6 - 3
- 2010, Październik11 - 5
- 2010, Wrzesień13 - 7
- 2010, Sierpień25 - 0
- 2010, Lipiec21 - 0
- 2010, Czerwiec20 - 0
- 2010, Maj19 - 0
- 2010, Kwiecień18 - 0
- 2010, Marzec7 - 0
- 2010, Luty2 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
Maraton/XC/CX
Dystans całkowity: | 5726.20 km (w terenie 4752.59 km; 83.00%) |
Czas w ruchu: | 273:31 |
Średnia prędkość: | 20.89 km/h |
Maksymalna prędkość: | 65.95 km/h |
Suma podjazdów: | 44335 m |
Maks. tętno maksymalne: | 183 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 180 (93 %) |
Suma kalorii: | 108449 kcal |
Liczba aktywności: | 109 |
Średnio na aktywność: | 52.53 km i 2h 31m |
Więcej statystyk |
- DST 34.53km
- Teren 34.53km
- Czas 01:27
- VAVG 23.81km/h
- VMAX 36.20km/h
- Temperatura 19.0°C
- Podjazdy 98m
- Sprzęt Janek z Czarnolasu
- Aktywność Jazda na rowerze
Wiórek
Sobota, 27 września 2014 · dodano: 28.09.2014 | Komentarze 4
Mój drugi występ w Wiórku i drugie podium, choć się obsunąłem o jedno miejsce. Obawiam się że biorąc pod uwagę wzrost popularności tego ogóra, za rok będzie ciężko o pudło. Ale do rzeczy. Sam wyścig bez niespodzianek - ogień od początku do końca, trasa prosta ale dająca w kość, zwłaszcza interwałowy fragment po piachu. Początek pod znakiem gonienia czoła a więc jazda typu pełny but, hamulec, pełny but. To się potem odbiło na końcówce, bo jednak takie rwanie jest męczące, ale nie było wyjścia bo na starcie stanąłem za balonem startowym i potem się musiałem przepychać. Na pierwszym kółku gubię trasę pod koniec piaszczystego interwału dochodzi mnie Młodzik, który też zgubił trasę, Jacek Głowacki i gość w białej koszulce z niebiesko-zielonymi rękawkami. Z nim jadę większą częśc drugiego kółka na zmianach. Pod koniec dołącza Młodzik i jeszcze jeden na niebieskim rowerze. Na końcówce Młodzik podkręca tempo, którego nie wytrzymuję i wpadam na metą chwilę za tą trójką. Ale czujnie sprawdziłem wcześniej - nikt z nich nie jechał w mojej kategorii. Na mecie oglądam wyniki i z obliczeń wychodzi że jestem 3. Czyli plan wykonany - pudło zaliczone.Dziś cała rodzinka okupowała 3. miejsca.
No i warto podkreślić że GPAE stanowiło całkiem sporą część peletonu w Wiórku. Nawet nie wszyscy zmieścili się na zdjęciu poniżej.
Ufff-meta
Spora grupa Goggli
A tu link do wszystkich naszych zdjęć
Kategoria Maraton/XC/CX, Wew krzajach
- DST 58.00km
- Teren 54.00km
- Czas 02:23
- VAVG 24.34km/h
- VMAX 50.20km/h
- Temperatura 25.0°C
- Podjazdy 303m
- Sprzęt Janek z Czarnolasu
- Aktywność Jazda na rowerze
Michałki ze skrętem
Sobota, 20 września 2014 · dodano: 26.09.2014 | Komentarze 3
Miało być Giga a wyszło Mega, bo jadąc w peletonie przeoczyłem skręt. Co prawda niektórzy nie wierzyli bo było go ponoć widać bardzo dobrze, ale przeoczyłem. Choć po prawdzie nie żałuję bo choć do tak mniej więcej 35 km myślałem sobie jak to zajebiście się czuję to koło 40 przyszedł kryzys, który mi mówił... co tam mówił krzyczał na mnie - "po co tu jedziesz, widzisz jak ciężko", co prawda go przełamałem tak koło 45 km, ale noga już tak nie podawała i co gorsza w międzyczasie uciekł mi Duda i nie udało mi się go ponownie złapać. Ale na mecie byłem zadowolony że nie muszę jechać jeszcze dodatkowych niemal 40 km. Niestety wychodzi brak wyjeżdżenia.Choć jak podsumowałem wyniki wyszło, że to mój najlepszy rezultat w tym roku:
W kategorii czas zmieścił się w 90% a miejsce w 25% czyli
2:23:00/2:08:44
12/48
A poza tym Michałki jak to Michałki są po to żeby spotkać się z wiaruchną i pod tym względem było nadzwyczaj udanie. Brakowało tylko Jaskółki, Drogbasa i z nowszych znajomków Zbycha. Poza tym było jeszcze kilku Fogtów z Sebą na czele w przenośni i w rzeczywistości, bo Seba zajął pierwsze miejsce w swojej kategorii na Mini. Ale należy dodać że i Goggle nie zawiodło - "pudłowało" w kategoriach medycznych - Rodman i Dave, oraz kobiecych Sylwia i niezawodna Asia :)
No i dzień był piękny - jeden z najpiękniejszych dni tego września... czego chcieć więcej?
Goggle niemal w komplecie
Kategoria Maraton/XC/CX, Wew krzajach
- DST 64.72km
- Teren 59.00km
- Czas 02:46
- VAVG 23.39km/h
- VMAX 48.60km/h
- Temperatura 18.0°C
- HRmax 169 ( 94%)
- HRavg 155 ( 86%)
- Kalorie 2159kcal
- Podjazdy 700m
- Sprzęt Janek z Czarnolasu
- Aktywność Jazda na rowerze
Wałcz - Gogol
Niedziela, 24 sierpnia 2014 · dodano: 24.08.2014 | Komentarze 7
Okazało się że w Gogolu mam szansę na pierwszą "szóstkę". Sytuacja przed Wałczem wyglądała tak:Wynikało z tego że na 5. raczej nie mam szans - ten ze Świnoujścia regularnie punktuje wyżej ode mnie, natomiast Piotr Dukarski traci do mnie 66 punktów, a jeździ mniej więcej na moim poziomie, więc jest czego bronić :). Czyli w sumie nie pojechałem po pietruszkę a po szansę otrzymania wykonanej z pleksi plakietki z moim zdjęciem za "osiągnięcia" roku 2014.
No to pojechałem.
Na miejscu zebrała się niewielka grupka Goggli, którzy ostatnio przeżywają jakiś kryzys wyścigowy, ale choć mała to wesoła... i ruchliwa.
No i przyjechał nasz wierny kibic - Jurek :)
Po krótkiej rozgrzewce czas na ustawienie się w sektorach. Tam spotykam Tomka Adryana, więc czas płynie szybko na rozmowach o tym o czym zwykle rozmawiają osoby pierdolnięte na punkcie roweru. Start, ruszam dość szybko, albo koledzy Josip i JP ruszają wolno - w każdym razie widzę ich przez cały odcinek asfaltowy dość blisko, do JP nawet się zbliżam, a potem ścieżka się zwięża i zaczyna się teren i jakoś mi nikną z oczu. Jadę swoje - takie jest moje założenie. Nawet zabrałem dziś pulsometr, pierwszy raz w tym sezonie na wyścig MTB. Ale jedzie mi się średnio, nie mogę się jakoś wkręcić na odpowiednie obroty. A może po prostu zwyczajnie na moim tegorocznym poziomie... nie wiem ale jadę.
Po prostu jadę (Foto by Jurek)
Na pierwszym poważniejszym podjeździe (niezbyt ostrym ale długim) łapie mnie Mateusz Wasielewski, łapię jego koło (oprócz tego, że łapię kryzys) i za jego pomocą wjeżdżam na szczyt. Jak dojeżdżamy do asfaltu daje mi znak żeby go wyprzedził więc jadę z górki, wpadamy na kolejny tym razem już stromy podjazd. Blokuję amora, zrzucam płytę na środek i jadę. W pewnym momencie Mateusz schodzi i mnie blokuje, aja na środkowej tarczy mam za duży opór żeby przyspieszyć i też zsiadam i robię to czego szczerze nienawidzę - czyli pcham pod górkę, i tak samo moje tętno skacze, a oddech robi się jak 80 staruszka po seksie z 18-latką (tak sobie przynajmniej wyobrażam), na tym pchaniu sporo tracę i po chwili słyszę za sobą "Marcin? To ja Dawid". No cóż mam na plecach Dave'a a po chwili już przed sobą :(. Za to po parunastu metrach niespodzianka - Josip - tradycyjnie walczy z oponą i zawartym w niej mleczkiem. Pyta mnie czy mam nabój CO2 - mam - zatrzymuję się i mu rzucam. W miedzyczasie dochodzi mnie Zbychu - no nie jest dobrze. Po spotkaniu z Josipem i jego oponą dojeżdżam do fajnego zjazdu po którym jest fajny, sztywny podjazd. Co z tego skoro łańcuch ni cholery nie chce spaść z blata. Więc znów butjuję. Zatrzymuję się nawet zobaczyć o co chodzi z tym blatem. Ale nie dochodzę do żadnych wniosków. Tam dochodzi mnie Jacek Głowacki. No teraz to już jest fatalnie! Ale utrzymuję się za nim a potem go wyprzedzam. Zaczyna się sekcja asfaltowa więc mam czas pomyśleć o co lota z tą przerzutką - po prostu obejma manetki blokady amora, która działa mi jak manyż czyli ciężko, przesynęła się pod wpływem gwałtownej siły jaką wywarłem na nią przy pierwszym sztywnym wjeździe i zablokowała mi cyngiel manetki przedniej przerzutki. Próby przesynięcia jej podczas jazdy kończą się niemal lądowaniem w rowie. Więc chcąc nie chcąc zatrzymuję się poprawić to pieprzone ustrojstwo. Znowu mnie wyprzedza Jacek. Gonię go i dochodzę jego grupkę. Dzięki temu dłuuuuuuuga prosta przez las mija mi szybko bo w peletonie. Gdzieś na mini bufecie spotykamy Staszka Walkowiaka który coś się snuje, a jeszcze się mnie pyta "co ty robisz?", ja mu na to "Co TY tu robisz".
Po wyścigu Stasiu mi powiedział że jak zerwie go pierwsza grupa to traci motywację do ścigania.
No w każdym razie Stasiu podciąga nas pod górkę asfaltową kończącą pierwszą rundę. Robi to tak skutecznie że Jacek Głowacki zostaje gdzieś zerwany z tyłu. Na początku drugiego kółka łapię Mateusza Wasielewskiego, co poprawia mi humor, ba znaczy że się jednak rozkręciłem. A potem łapię grupkę Zbycha. Na podjeździe koło wycinki idzie mi nadspodziewanie dobrze. Znów zjazd asfaltem i ten długi sztywny podjazd. Tym razem przednia przerzutka działa, wrzucam młynek i odjeżdżam Zbychowi i reszcie. Po krótkim czasie dochodzi mnie Josip - zajęło mu dokładnie jedno kółko dogonienie mnie. Ale po chwili znów staje dopompowywać. Zjazd, podjazd i znowu długa prosta - tym razem jadę sam, ale mam świadomość, że za mną jest grupka ze Zbychem i że na tej dłuuugiej prostej mnie widzą i że jest ich kilku i że trudno będzie im uciec. I faktycznie łapią mnie przed asfaltem. Postanawiam to wykorzystać. Schodzę sobie na drugie miejsce i jadę spokojnie za gościem ze Szczecina, który pięknie mnie ciągnie pod górę i pod wiatr. Zbychu też niezły cwaniak :) nie wychyla się jedzie sobie cichutko z tyłu. Tylko gość na Wilierze, podpala się i zamiast łapać koło jedzie z boku tworząc mi dodatkowy parawan przed wiatrem. Tętno spada do 140, luz hehe. Kończymy drugie kółko i zaczyna się 8-kilometrowy powrót. Najpierw jest zjazd po bruku - tu trochę odchodzę reszcie grupki w nadziei złapania jakiegoś szybszego koła. Niestety po drodze mijam tylko miniowców, którzy mają swój krzyż i też go niosą do mety :). W końcu grupka ze Zbychem znów mnie łapie. Zostały 3 km. Do przodu wychodzi podpalony Wilier. Niech się podmęczy :). Ładnie wjeżdża po piasztysty pagórek tuż przed metą. Ale czuć że noga mu mięknie. Na asfalcie zaczynają się szachy. Zwalniamy dosyć ale i tak łykamy jakiegoś gościa z Mega co jechał sam i się ujechał. Ostatni zakręt i ostatnia prosta. Z koła wychodzi gość ze Szczecina, ja za nim. Wilier biedny zostaje. I hajda do mety, ja nieomal się wywalam na ostatnim skręcie przed metą ale jakoś udaje się nie walnąć bokiem o krawężnik, choć kosztuje mnie to przegraną ze Szczecinem. Ale wjeżdżam na metę jako 2. z Goggli. Dość niespodziewanie trzeba przyznać. W całym wyścigu tracę 15,25 pkta do 7. zawodnika w generalce. Zostało jeszcze 50,59, powinno wystarczyć, ale i w Łopuchowie będzie się o co ścigać.
Ogólnie jestem zadowolony - był to wyścig z serii padłeś - powstań. A poza tym na after party spędziłem miło czas ze znajomymi, no i wygrałem plecak w tomboli. Josip tym razem nic nie wygrał, choć go nie było :).
Trasa:
Kategoria Maraton/XC/CX
- DST 74.00km
- Teren 68.00km
- Czas 02:56
- VAVG 25.23km/h
- VMAX 50.70km/h
- Temperatura 32.0°C
- Podjazdy 551m
- Sprzęt Janek z Czarnolasu
- Aktywność Jazda na rowerze
Suchy Las - Maraton w damskich gaciach
Niedziela, 10 sierpnia 2014 · dodano: 11.08.2014 | Komentarze 1
Na miejsce dojeżdżamy około godziny przed startem, luzik. Po rutynowych spotkaniach ze znajomymi i rejestracji w biurze zaczynam się przebierać. Okazuje się że drapnąłem spodenki Asi - takie co mają z przodu tylko jedną szelkę :) No niewygodne ci one specjalnie, ale cóż było robić, alternatywą była jazda w dżinsowych spodenkach. Wbiłem się więc w damskie gacie (dobrze że koronek jeszcze nie miały) i ruszyłem na rozgrzewkę a potem do sektora. Pogoda taka jak na tym maratonie mi nie leżu specjalnie, jednak wolę ścigać się chłodzie, no ale temperaturę mają wszyscy.Przed startem krótki lansik z Jackiem Głowackim...
I hajda do przodu.
Początek idzie ciężko... z dużym wysiłkiem wyprzedzam pod asfaltową górkę ludzi. Skręt na płyty, jazda po singlach na Morasku i heja w dół. Tam gdzieś łapię sporą grupkę z Ewą Mielcarek która ciśnie tak, że trzeba się postarać żeby jej utrzymać koła. Zresztą sam często wychodzi na zmiany i nie są to zmiany leciutkie.
Gdzieś na jakiejś łasze piachu mnie wynosi i muszę gonić, po drodze jest podjazd pod Radowjewo jakoś ciężko mi wchodzi, w ogóle jest ciężko. Na szlaku nadwarciańskim łapię kolegę z GPAET Krzysztofa Baranowskeigo i razem spawamy do grupki Ewy Mielcarek, to dobry pomysł przed jazdą pod asfaltem. Asfaltowy podjazd w Biedrusku Ewa robi w Majka style. Ale i mi ten podjazd dobrze wchodzi. Chyba jednak bardziej lubię równiejsze nawierzchnie, wychodzi to zwłaszcza na kurwidołkach na poligonie gdzie łapię kryzysa i gubię grupkę Ewy. Zostaje ze mną tylko Krzysztof Baranowski. No cóż... wrażenia estetyczne już nie te :)
Na końcu pierwszego kółka stoi Asia z bidonami wymieniam jeden, bo mi się wydaje że w drugim mam jeszcze sporo picia, i podjeżdżam pod górkę za metą z największym trudem bo na twardym przełożeniu, z bidonem w prawej ręce. Krzysztof mnie wkrótce dogania a ja czuję że nie mam siły jechać, w głowie myśli o tym że trzeba było jechać mini (zwłaszcza że czas nie był na tym 1. okrążeniu nie najgorszy). Ale jakoś się zbieram w sobie i nie puszczam koła. Potem jest już lepiej. Przed podjazdem w Radojewie zatrzymuję się na barze uzupełnić bidon - bo jednak nie miałem w drugim za wiele wody. Ale bez problemów dochodzę kolegę na podjeździe tym bardziej, że tam siedzą kibice więc dla zachowania fasonu zrzucam 2 ząbki niżej :).
Na Nadwarciańskim dochodzi nas młody Szymon Konicki z Gogola i tak w trójkę jedziemy razem. Podjazd w Biedrusku tym razem wjeżdżam w dobrym tempie ciągnąc pozostałą dwójkę. Jeszcze na piaszczystym podjeździe na poligonie próbuję im uciec, ale nie daję rady i w końcu na dosłownie kilometr przed metą łapię totalne odcięcie. I dosłownie wtaczam się na metę.
Mina o tym nie świadczy ale jestem zadowolony że to już koniec.
Tak naprawdę jestem zadowolony bo sprzęt nie zawiódł, a ja mam poczucie, że dałem z siebie tyle ile mogłem. Miejsce jakie zająłem jest mniej ważne - po prostu jestem tam gdzie jestem.
Kategoria Maraton/XC/CX
- DST 56.00km
- Czas 02:37
- VAVG 21.40km/h
- VMAX 42.50km/h
- Temperatura 35.0°C
- Podjazdy 323m
- Sprzęt Janek z Czarnolasu
- Aktywność Jazda na rowerze
Binduga
Niedziela, 6 lipca 2014 · dodano: 07.07.2014 | Komentarze 2
Kolejny wyścig z serii Gogolowej - organizacja już się robi tradycyjne bez zarzutu, a i atmosfera o wiele sympatyczniejsza niż w Kaczmarku. Tym bardziej że stawiło się pokaźne grono Gogglowców.Po tradycyjnych pogaduchach i podziwianiu nowego nabytku Josipa przychodzi czas na start. Początek nieźle - nawet nie zauważyłem jak wyprzedziłem Jacka, za to zauważyłem zdziwiony jak on mnie wyprzedza kilka kemów od startu. Pierwsze kółko robię prawie w całości z Rysiem Bruździńskim, co mnie dziwi bo ostatnio to Rysiu mnie wyprzedził w 2012, jeszcze przed zawałem. Co kurna jest on tak dobrze jedzie czy jak tak słabo?
Razem wpadamy w rzeczkę.
A potem na piach - a ja w pchaniu roweru jestem masakrycznie słaby. Rysiu mi odchodzi, ale łapie go na końcu pierwszej rundy - dopompowuje koło. Okazuje się że złapał laczka. Pyta czy mu pomogę - i się zgadzam - bo tak naprawdę czuję już że kryzys zbliża się do mnie nieubłaganie. Zatrzymujemy się, trwa to wszystko może z 6 minut. I ruszamy dalej, niestety postój mi nie pomógł i kryzys przyszedł do mnie z pełną mocą. Za pagórami jadę siłą woli i marzę o mecie. I kurna właściwie nie odpuściło, pomimo zeżartych dwóch żeli, wypicia hektolitrów płynów i zatrzymaniu się na barze na zeżarcie iluś tam grejpfrutów. Nic nie działało. I jakoś tam dokulałem się do mety przegoniony na koniec jeszcze przez czterech bikerów, którzy lepiej ode mnie spacerowali po końcowej kuwecie.
Wnioski - piwkowanie przed wyścigiem,zwłaszcza jak jest upał nie wychodzi na dobre. A w sobotę chyba z 6 walnąłem. Ot i cała tajemnica. Ale co tam co wypiłem i pojeździłem to moje - może byłbym 10, a tak jestem 17. Najważniejsze że się fajnie bawiłem. A po wyścigu spotkałem kupę sympatycznych znajomych i to jest najważniejsze. O!
No i Asia zaliczyła kolejne pudło.
Kategoria Maraton/XC/CX
- DST 27.08km
- Teren 27.00km
- Czas 01:16
- VAVG 21.38km/h
- VMAX 42.10km/h
- Temperatura 25.0°C
- Podjazdy 214m
- Sprzęt Janek z Czarnolasu
- Aktywność Jazda na rowerze
Maraton Lubrza
Niedziela, 29 czerwca 2014 · dodano: 01.07.2014 | Komentarze 4
Na wstępie powiem że pojechałem z całą premedytacją mini - było spowodowane kilkoma czynnikami - po pierwsze chciałem porównać się z sobą z zeszłego roku, po drugie nie chciałem kusić losu, który zdecydowanie mi nie sprzyja na tych maratonach, po trzecie wieczorem jechałem autem do Warszawy i nie chciałem jechać za bardzo wymęczony. Cóż chyba się starzeję bo to właściwie przemówił przeze mnie rozsądek.Sam trasa bez zaskoczeń - głównie dziury po lesie, emocją główną było to że startowałem z ostatniego sektora więc całą drogę właściwie wyprzedzałem. Przed pierwszymi odcinkami bardziej technicznymi wbiłem się w tłum sektora przede mną.. niestety. Najbardziej wkurzył mnie gość zastawiający podjazd, który na prośbę o zrobienie miejsca odpowiedział mi "I co ja będę stał a ty sobie pojedziesz"... masakra jakaś. Powiem szczerze - tego właśnie nie lubię w Kaczmarku - atmosfery jak z rajdów radia Merkury.
Co jeszcze... no czuć że 29'' na takich dziurach robi różnicę. Świadczy o tym choćby kadencja na poziomie 85 - wysoko jak na taką trasę która wybija z rytmu. Parę fajnych ataków mi sie udało i w końcu dojechałem na metę z czasem o 1,5 minuty lepszym jak przed rokiem... ale... w zeszłym roku z jazdy miałem taki sam czas - po prostu 1,5 minuty spędziłem na ogarnianiu się co się stało z rowerem po którym przejechał mi jakiś zawodnik wyginając tylną tarczę hamulcową, no i jeszcze dojechałem do mety wtedy spacerowym tempem bo inaczej się nie dało z kołem tylnym hamowanym co pół obrotu, czyli jednak kondycja gorsza jak w zeszłym roku... jeszcze trzeba popracować, ale czuję że idzie ku lepszemu i to najważniejsze.
Przeprawa przez rzeczkę
Dojazd do mety
Po twarzy wdać że było sucho i pyliło :)
Kategoria Maraton/XC/CX
- DST 67.25km
- Teren 60.00km
- Czas 02:58
- VAVG 22.67km/h
- VMAX 54.60km/h
- Temperatura 22.0°C
- Podjazdy 1100m
- Sprzęt Janek z Czarnolasu
- Aktywność Jazda na rowerze
Wyrzysk-maraton
Niedziela, 15 czerwca 2014 · dodano: 15.06.2014 | Komentarze 5
Wreszcie maraton o którym mogę powiedzieć - udany!Po części dlatego że pasuje mi trasa w Wyrzysku - niezbyt techniczna, obfitująca w dość długie podjazdy, no i jest trochę kawałków po prostych gdzie można pocisnąć. Po części dlatego, że po prostu dobrze mi się jechało.
Na sam maraton zajechaliśmy z teamowymi kolegami, co uwieczniła Asia.
Młodzik...
...i niewyraźny Kłosiu
Zatem dojazd na miejsce przebiegł w miłej atmosferze.
Na miejscu minimalne formalności, rozgrzewka i w sektory.
Zwarci i gotowi
W sektorach panuje spokój, bo ludzi dość niewielu.
No i ruszamy - początek jak to zwykle bywa w Wyrzysku - po asfalcie - najpierw trochę pod górę, a potem ostro z góry do Osieka.
I w teren i się zaczyna właściwy wyścig. Pierwsze podjazdy idą dość ciężko - noga nierozgrzana. Ale się kula coraz lepiej. W 29erze muszę opanować skręcanie bo na zawijasach koło Zielonej Góry sporo tracę do jadących przede mną. Podczepiam się pod parę - Thule i pani z ASE team. Jadąc za nimi zdecydowane lepiej biorę zakręty. W zamian na kawałku asfaltu udostępniam pani swoje koło. Pani mi potem dziękuje i na podjeździe niestety odjeżdża. Ale gdzieś na tym etapie kształtuje się moja czteroosobowa grupka. I z nimi pojadę większość tego maratonu. Choć gdzieś przed końcem pierwszej pętli odjeżdża kolega na fullu Speca. Zostaje nas trzech. Za to na podjazdach na początku drugiej pętli gubimy mastersa i zostaję ja i Piotr Jaźwiński z Lewej Wolnej. Zjazdy z Zielonej Góry robi w takim tempie, że myślałem, że jest z Wyrzyska i jedzie po swoich chęchach. Potem znów asfalt i podjazd na którym łapiemy fulla, który się chyba zmęczył samotną jazdą, bo się nie podczepia. Zostaje nas tylko dwóch. I tak wjeżdżamy na łachę piachy na jakieś 2km przed metą. I tu zostaję już sam (okazało się potem że Lewej Wolnej spadł łańcuch). No i ostanie odcinek pokonuję sam, jeszcze po zjeździe ze skarpy przed metą upewniam się - nie ma za mną nikogo... i to już meta.
Na mecie to co lubię najbardziej czyli blubry o niczym, znaczy się o rowerach...
Zacięte dyskusje
Kiedy dojeżdża nasz bikestatsowy kolega - uznajemy że to koniec Maratonu i można jechać do domu.
Dynamiczny wjazd
Nie czekamy już na możliwość wygrania telewizora w tomboli tylko ładujemy się do aut i opuszczamy to miłe miasteczko.
Do domu
Wynik:
Zmieściłem się w 3 godzinach, straciłem do Kłosia 8 minut, a Markowi wrzuciłem ponad 21. Trochę mnie zdołowało że tylko 2 M-4 było za mną, a ja byłem 8. Ale z drugiej strony to oznacza, że większość tych co byli za mną to młodzież, więc jest dobrze no nie?
Kategoria Maraton/XC/CX, Wew krzajach, Zez ślubnom, Zez wiaruchnom
- DST 70.00km
- Teren 40.00km
- Czas 02:41
- VAVG 26.09km/h
- Temperatura 28.0°C
- Sprzęt Janek z Czarnolasu
- Aktywność Jazda na rowerze
Maraton za miedzą
Niedziela, 25 maja 2014 · dodano: 26.05.2014 | Komentarze 5
Czyli w Kostrzynie.Tak blisko to trzeba wystartować. Na miejsce zajechałem rowerem z Sebą.
Po kontrolnych rozmowach ze znajomymi przyszło mi oglądać start mini, a sam ze Stasiem W. ruszyłem na lekkie rozruszanie mięśni, i pogaduchę bo rozgrzewkę to miałem już za sobą.
Start bez tłoku i bez pośpiechu - czołówka nie cisnęła nadmiernie - na asfalcie nie przekraczaliśmy 35 km/h. Można się było więc spokojnie ustawić. Po skręcie w teren przód wyraźnie przyspieszył, a ja pojechałem swoim tempem. Wkrótce dojechaliśmy do pętli po PK Promno, częściowo poprowadzonej szlakiem naszego elitarnego wyścigu o puchar rodziny Horemskich :)
Na pierwszy zjeździe omal nie rozjeżdżam leżącej Ewy Mielcarek ale wszystko kończy się na szczęście moim zatrzymaniem się w krzakach. A potem jazda po pętlach - min. z Jurkiem Neumannem i paroma innymi osobami. Na koniec drugiego kółka na podjeździe po płytach w stronę Kociej wyprzedzam gościa bo mam chytry plan że na następującym asfalcie wezmę sobie żela jak reszta będzie mnie gonić. Ale niestety gość znienacka odbija w lewo i spycha mnie na drzewo. Musze się zatrzymać grupka odjeżdża i już ich nie dospawam bo właśnie łapie mnie jakiś kryzys. Kurna 30 km - na tyle mnie stać na wyścigu... no nic robię kolejne kółko w samotności i wyjeżdżam na asfalt do Kociej. Co jakiś czas się oglądam - gdzieś mi migają sylwetki rowerzystów. Dochodzą mnie na jakieś 7km do mety na kładce. To jedzie Jacek Głowacki, Ewa Mielcarek i jakiś gość w białym. Chwytam koło Jacka i jadę dalej już w grupie. Postanowiłem że z tej grupy to ja wjadę na metę pierwszy w związku z tym trochę się szachuję nie chcąc się zanadto zmęczyć przed finiszem. Tuż przed Kostrzynem Jacek z Ewą zostają a młody w białym przyspiesza. Jeszcze Ewa mówi - to twoja kategoria? ja na to - nieee za młody, ona - to nie daj mu się. Więc w ten sposób podkręcony ruszam za białym. Jak widzę stadion wychodzę z koła i zaczynam atak.
Jeszcze sprawdzam...
Asia krzyczy "nie oglądaj się"
...ufff jest dobrze
I wjeżdżam na metę.
O cholera... zapomniałem zapiąć koszul :)
Co do przebiegu maratonu - to jestem umiarkowanie zadowolony. Bo jednak do szerokiego podium niewiele zabrakło - gdyby nie ten kryzys to kto wie. Ale z drugiej strony ten sezon nie pozwala mi na w miarę regularne trenowanie więc nie ma co się spodziewać za wiele. A jednak czuję że forma powolutku powolutku idzie w górę. Ostatecznie zająłem 9 miejsce w kategorii ze stratą 3:19 do 6 miejsca. Dałoby się to odrobić....
Asia zadowolona bo...
wiadomo - puchar jest
Ale mimo wszystko próbowała ściągnąć Sylwię z pierwszego miejsca.
Co do przebiegu - to sam maraton miał nieco ponad 54 km pokonanie go zajęło mi 2:03:19
Kategoria Maraton/XC/CX
- DST 5.11km
- Teren 4.00km
- Czas 00:15
- VAVG 20.44km/h
- Sprzęt Janek z Czarnolasu
- Aktywność Jazda na rowerze
Przed maratonem w Sulechowie
Niedziela, 18 maja 2014 · dodano: 18.05.2014 | Komentarze 0
Rozgrzewka przed maratonem w Sulechowie z Młodzikeim i Krzychem. Kategoria Maraton/XC/CX
- DST 33.89km
- Teren 33.00km
- Czas 01:46
- VAVG 19.18km/h
- Sprzęt Janek z Czarnolasu
- Aktywność Jazda na rowerze
Maraton Sulechów
Niedziela, 18 maja 2014 · dodano: 18.05.2014 | Komentarze 6
Dziś zrobiłem coś, czego nie powinno się w zasadzie robić - zaraz po kupieniu roweru pojechałem nim na maraton. W sumie założyłem sobie, że będzie to po prostu mocna jazda testowa. No i przetestowałem rower solidnie - pogoda była nawet w miarę, ale po deszczach na większości trasy zalegało śliskie błoto.Sam rower ustawiłem wczoraj wieczorem - sprowadziło się to w zasadzie do ustawienia manetek, klamek hamulca i założeniu siodełka pożyczonego od szosy, bo to które jest zamontowane standardowo nie jest specjalnie kompatybilne z moją dupą :).
Wyścig jak wyścig - poza tym, że dość prędko postanowiłem że jadę mini bo mi się nie chce telepać po błocie dwa razy tego samego kółka. Ważniejsze są dla mnie wrażenia z jazdy:
- opony (Conti Race King) zdecydowanie nie były dopasowane do dzisiejszych warunków.
- koła są ciężkie (a zwłaszcza koła oblepione błotem) - co czyje się na podjazdach
- podoba mi się jak rower wchodzi w zakręty
- oczywiście wybiera lepiej nierówności
- trzeba się przyzwyczaić do szerokiej kiery
Nie ustrzegłem się problemów technicznych z rowerem - sztyca nasmarowana jakimś ustrojstwem wjeżdżała regularnie do środka - no ale to się załatwi. Ogólnie jak na pierwszy raz przypadliśmy sobie do gustu całkiem dobrze. Choć trochę rowerek zszargałem i po pierwszym dniu użytkowania nie wygląda jak rowerek komunijny :)
Czas jakiś tam miałem - w sumie z 10 minut spędziłem na przerwach z czego większość pochłonęła pomoc koledze z Fogt Bikes, który solidnie zaciągnął łańcuch po karbonową ramę. Za to jak już mnie doszedł 3 sektor to przynajmniej miałem kogo wyprzedzać :)
Na miejscu cała kupa znajomych. Więc strach wymieniać. Warto odnotować świetny wynik Moniki z FB i naszego teamowego kolegi Krzycha - gratulacje. Trasa fajna - a byłaby fajniejsza gdyby nie wszechobecne dziś błoto.
A tu jeszcze czyści ja i rower :)
Kategoria Maraton/XC/CX, Wew krzajach