Blog Marcina
La bicicletta ha un'anima. Se si riesce ad amarla, vi darà emozioni che non dimenticherete mai.
Info
Ten blog rowerowy prowadzi z3waza ze starożytniego miasteczka Pobiedziska. Mam przejechane 74680.40 kilometrów w tym 20878.01 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.70 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2017, Wrzesień8 - 8
- 2017, Sierpień24 - 0
- 2017, Lipiec22 - 0
- 2017, Czerwiec25 - 15
- 2017, Maj29 - 27
- 2017, Kwiecień23 - 18
- 2017, Marzec26 - 58
- 2017, Luty17 - 8
- 2017, Styczeń6 - 0
- 2016, Grudzień4 - 0
- 2016, Listopad9 - 4
- 2016, Październik14 - 0
- 2016, Wrzesień14 - 3
- 2016, Sierpień15 - 2
- 2016, Lipiec25 - 5
- 2016, Czerwiec16 - 6
- 2016, Maj26 - 31
- 2016, Kwiecień26 - 18
- 2016, Marzec19 - 1
- 2016, Luty12 - 2
- 2016, Styczeń5 - 0
- 2015, Grudzień10 - 3
- 2015, Listopad8 - 7
- 2015, Październik12 - 6
- 2015, Wrzesień28 - 19
- 2015, Sierpień31 - 17
- 2015, Lipiec26 - 17
- 2015, Czerwiec27 - 23
- 2015, Maj24 - 21
- 2015, Kwiecień19 - 27
- 2015, Marzec18 - 58
- 2015, Luty12 - 29
- 2015, Styczeń14 - 44
- 2014, Grudzień13 - 22
- 2014, Listopad20 - 22
- 2014, Październik20 - 18
- 2014, Wrzesień21 - 18
- 2014, Sierpień26 - 45
- 2014, Lipiec22 - 34
- 2014, Czerwiec24 - 42
- 2014, Maj20 - 30
- 2014, Kwiecień19 - 32
- 2014, Marzec15 - 36
- 2014, Luty4 - 10
- 2014, Styczeń15 - 51
- 2013, Grudzień15 - 59
- 2013, Listopad16 - 40
- 2013, Październik12 - 25
- 2013, Wrzesień19 - 58
- 2013, Sierpień26 - 47
- 2013, Lipiec23 - 53
- 2013, Czerwiec26 - 32
- 2013, Maj23 - 74
- 2013, Kwiecień28 - 66
- 2013, Marzec14 - 48
- 2013, Luty14 - 73
- 2013, Styczeń8 - 25
- 2012, Grudzień16 - 64
- 2012, Listopad8 - 51
- 2012, Październik17 - 37
- 2012, Wrzesień28 - 102
- 2012, Sierpień28 - 129
- 2012, Lipiec34 - 85
- 2012, Czerwiec23 - 60
- 2012, Maj26 - 42
- 2012, Kwiecień29 - 89
- 2012, Marzec24 - 45
- 2012, Luty5 - 17
- 2012, Styczeń5 - 37
- 2011, Grudzień9 - 18
- 2011, Listopad13 - 16
- 2011, Październik22 - 30
- 2011, Wrzesień31 - 33
- 2011, Sierpień24 - 17
- 2011, Lipiec20 - 18
- 2011, Czerwiec22 - 25
- 2011, Maj21 - 6
- 2011, Kwiecień18 - 2
- 2011, Marzec9 - 3
- 2011, Luty6 - 0
- 2011, Styczeń8 - 0
- 2010, Grudzień2 - 1
- 2010, Listopad6 - 3
- 2010, Październik11 - 5
- 2010, Wrzesień13 - 7
- 2010, Sierpień25 - 0
- 2010, Lipiec21 - 0
- 2010, Czerwiec20 - 0
- 2010, Maj19 - 0
- 2010, Kwiecień18 - 0
- 2010, Marzec7 - 0
- 2010, Luty2 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
Maraton/XC/CX
Dystans całkowity: | 5726.20 km (w terenie 4752.59 km; 83.00%) |
Czas w ruchu: | 273:31 |
Średnia prędkość: | 20.89 km/h |
Maksymalna prędkość: | 65.95 km/h |
Suma podjazdów: | 44335 m |
Maks. tętno maksymalne: | 183 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 180 (93 %) |
Suma kalorii: | 108449 kcal |
Liczba aktywności: | 109 |
Średnio na aktywność: | 52.53 km i 2h 31m |
Więcej statystyk |
- DST 51.63km
- Teren 45.00km
- Czas 02:21
- VAVG 21.97km/h
- VMAX 44.60km/h
- Temperatura 15.0°C
- Podjazdy 241m
- Sprzęt Konik
- Aktywność Jazda na rowerze
Maraton Śrem
Czwartek, 1 maja 2014 · dodano: 02.05.2014 | Komentarze 6
Wyścig kompletnie nieudany. Właściwie od samego początku czułem że mi nie idzie - na pierwszej sekcji piachów dostawałem jakiejś zadyszki, goniąc Marca. W końcu go dogoniłem i przegoniłem ale dopadł mnie jakiś kryzys gdy jechałem po asfalcie i puściłem koło całkiem fajnej grupki, po chwili jeszcze odpięła mi się torebka podsiodłowa (samo zło jak twierdzi Kłosiu). I Marc jadący za mną w kolejne grupce odjechał w siną dal. Potem znów złapałem kilka w miarę sensownych osób, ale na jakimś szutrze złapałem schizę, że mam laczka. Potem znów na technicznej sekcji zaliczyłem głupią glebę na podjeździe, gubiąc przy okazji licznik (Kłosiu - nie nie to nie Sigma). Więc się po niego wróciłem, jak się wracałem to zobaczyłem Tomka Stachowiaka i Anię Wysokińską, która mnie nie wyprzedziła od 2011 roku (wyścigu w 2012 w Kole nie liczę). No to już kompletnie mi odebrało wolę walki, ale zostało drugie kółko do zrobienia. Na drugim już pustki tylko od czasu do czasu kogoś wyprzedziłem. I tak sobie dojechałem do mety w nastroju ze zdjęcia:W sumie trasa fajna, o wiele ciekawsza niż ta w Olejnicy. Ale nie było mocy. Dobrze że choć na mecie sympatyczna atmosfera.
No i izotoniki też były :)
Ps. Wyszło mi że na te torebki i liczniki to straciłem gdzieś z 7-8 minut. Gdyby nie to to byłoby przynajmniej przeciętnie.
Kategoria Maraton/XC/CX
- DST 34.00km
- Teren 26.00km
- Czas 01:31
- VAVG 22.42km/h
- VMAX 49.00km/h
- Temperatura 18.0°C
- Podjazdy 245m
- Sprzęt Konik
- Aktywność Jazda na rowerze
Wyścig? w Olejnicy
Niedziela, 27 kwietnia 2014 · dodano: 27.04.2014 | Komentarze 2
Od początku coś pechowy.Pomimo że byłem pewien, że wszystko zabrałem to jednak nie zabrałem kasku. Na szczęście mam kolegów - Maciej pożyczył kask od swoich rybek, Seba wziął kas Macieja, a ja kask Seby. I tak pojechaliśmy każdy z nas w nieswoim kasku :).
Ale zanim pojechaliśmy to oczywiście rozgrzewka, pogaduchy i nawet czas na focię z zaprzyjaźnionym teamem się znalazł.
A potem... do sektorów.
Wyścig jak wyścig, zacząłem spokojnie, jakoś szło, mijałem jednych, inni mijali mnie. Ale w sumie wielkiej woli walki nie było. W pewnym momencie zobaczyłem charakterystyczną sylwetkę Michała Fogta. Co mnie zdziwiło zbliżałem się do niego nieubłagalnie wcale specjalnie nie cisnąć. Zrównałem się z nim akurat na najniebezpieczniejszym zjeździe tej edycji. Ja ten zjazd wziąłem z lewej, co kosztowało mnie niemal solidną glebę, bo przeleciałem przez jakąś solidną muldę dobijając chyba całkiem amora. No w każdym razie miałem wrażenie że przód dosłownie się odbił od ziemi. W tym momencie dojrzałem kątem oka gościa, który bez ruchu leżał w koleinie zaraz za tą muldą,. na szczęście już ktoś się nim zajmował ale nie wyglądało to dobrze. Michała minąłem zaraz potem.
I znów jechałem swoje, tak na 16km na polnej drodze postanowiłem wziąć żela, w tym momencie poczułem lekkie klepnięcie w plecy - to Seba pędził jak Ohka.
I sobie popędził a ja jechałem dalej, aż dotarłem do większej piaskownicy, pierwsza łacha byłą stroma i grząska - trzeba ją było wziąć z buta. A na drugiej..... jakiś pieprzony kij wkręcił mi się między tryb a przerzutkę, a że przełożenie było miękki i dźwignia silna, to usłyszałem tylko trrrrrach i po spojrzeniu na tył roweru wiedziałem już wszystko. Przerzutka dyndała bezwłądnie a hak skłądał się z dwóch części. Pozostał mi spacer do mety tym bardziej, że nie chciałem rozkuwać łańcucha, bo założyłem nowy ledwie tydzień temu.
Muszę przyznać, że chętnych do pomocy było sporo pomimo że nikogo o pomoc nie prosiłem. No po prostu wyścigi mogą zwiększyć wiarę w drugiego człowieka. I tak sobie się doczłapałem do mety zaliczając pierwszego DNFa w karierze. Co jest niezłym wynikiem biorąc pod uwagę, że był to mój 76 start.
No cóż w końcu musiało się zdarzyć nie ma co narzekać taki sport.
Kategoria Nyndza, Maraton/XC/CX, Wew krzajach, Zez wiaruchnom
- DST 71.98km
- Teren 60.00km
- Czas 03:01
- VAVG 23.86km/h
- VMAX 54.00km/h
- Temperatura 12.0°C
- Podjazdy 506m
- Sprzęt Konik
- Aktywność Jazda na rowerze
Gogol MTB Dolsk
Niedziela, 13 kwietnia 2014 · dodano: 13.04.2014 | Komentarze 3
Przed pierwszym startem miałem sporo obaw -czy czasem mi nie przyjdzie łatać dętek dzieciom jadącym na końcu maratonu jednak okazało się, że nie jest tak źle.Ciekawe jak będzie?
Po spotkaniu tryliona znajomych większych i mniejszych i po standardowej rozgrzewce przyszedł czas na ustawienie się w sektorze.
Kurczę lubię to uczucie, tę atmosferę, a najbardziej lubię to wiosną :)
Piknikowa atmosfera przed startem
A potem już "Start!" i wszystkie założenia o lajtowym podejściu idą w kąt, a zostaje napieranie do przodu. Początek nawet nieźle, choć mnie parę razy przyblokowali i musiałem odrabiać.
Sam maraton szybki i nudny - za dużo asfaltu a terenie dużo syfu i kurwidołków. Sił starczyło mi na tak mniej więcej 40 kilometrów, potem to była już walka ze sobą, ale w sumie nie jakaś wielka. No ale do porządnego depnięcia jeszcze trochę brakuje. W sumie zaliczyłem na trasie jeden poważniejszy kryzys - głównie natury żywieniowej, po prostu nie zakupiłem żadnych porządnych żeli w wspomagałem się jakimiś ersatzami - ale i to dało się przeżyć, jedyne co zabolało że w czasie jak zwolniłem żeby wyjeść co tam miałem po kieszeniach wyprzedził mnie Piotr Siebert, którego regularnie w zeszłym roku objeżdżałem i to z palcem w.... otworze siodełka. I co gorsza odszedł akurat przed długą piaszczystą drogą która że nie dość że była pod górkę to jeszcze byłą pod wiatr. Z rzeczy pozytywnych - Jakub Krych mnie dogonił, a goni mnie już trzeci sezon, i koniec końców nie przegonił. Potem tuż przed metą, niestety (po walce) przegoniła mnie kobieta i tyle.
Podsumowując - właściwie pojechałem na miarę swoich obecnych możliwości, wiem gdzie są braki z czego wynikają i właściwie powinno być tylko lepiej.
No i najważniejsze - dalej lubię te wyścigi.
PS jakby ktoś chciał jakieś fotki i cyknięte głównie przez moją ślubną to znajdzie je tutaj.
Kategoria Zez wiaruchnom, Zez ślubnom, Maraton/XC/CX
- DST 20.00km
- Teren 20.00km
- Czas 01:05
- VAVG 18.46km/h
- VMAX 36.50km/h
- Temperatura 4.0°C
- Sprzęt wszelkie inne
- Aktywność Jazda na rowerze
II Mistrzostwa Pobiedzisk
Niedziela, 1 grudnia 2013 · dodano: 01.12.2013 | Komentarze 9
Drugie mistrzostwa Pobiedzisk zostały zorganizowane przeze mnie tylko nominalnie, bo tak naprawdę wróciłem w sobotę wieczorem z Warszawy, więc nie miałem czasu przyłożyć palca do organizacji największego eventu sportowego naszej gminy ;)Zajęła się tym Asia - przygotowała: drewno, żarcie, puchary, a Seba zajął się oznakowaniem trasy - wielkie dzięki. W ten sposób zostałem dyrektorem :D
Zostało mi dziś rano przenieść kilka toreb i mogłem siadać na rower.
A dziś postanowiłem spróbować po raz pierwszy poważniej karbona Asi zwanego również Mondim.
Na starcie stawiło się dziś 8 odważnych - Kłosiu, JP, Krzychu, Rodman, Seba, Kania, Młodzik i ja. Poza tym pojawiło się kilka osób kibicujących - w szczególności: Jurek, Grigor i MaciejB.
Najpierw kółko zapoznawcze, które pokazało, że jest błotnie i to że wszyscy "Polacy to jedna rodzina" - która bezinteresownie zerwie Ci strzałkę, albo odwróci ją o 180 stopni.
No nic - pora na start. Na początku jakoś tak wyszło że wysforowałem się na przód choć tempa nie starałem się jakoś forsować. Po mniej więcej 2 kilometrach wyprzedza mnie Kłosiu a po hopkach podjeżdżanych w odwrotnym kierunku Krzychu - jadę mu na kole ale na zakręcie Krzychu bierze go za szeroko - ja niepotrzebnie jadą za nim wypadam lekko z trasy, wybija mnie z rytmu
i wyprzedzają mnie Rodman z JP.
Zostaję sam. I niestety czuję że ostatnie tygodnie spędzane raczej za biurkiem przy komputerze odebrały mi wytrzymałość... na połowie drugiego kółka widzę że zbliża się Seba - uciekam przed nim skutecznie do ostatniej prostej trzeciego kółka - tu Seba atakuje, a ja nie mam już z czego poprawić... liczę że może popełni jakiś błąd techniczny na ostatnim podjeździe, ale nic takiego się nie dzieje i w takiej kolejności wjeżdżamy na metę. Mistrzem Pobiedzisk A.D. 2013 i na cały rok 2014 został Mariusz Kłos, Poznań, I v-ce mistrzem Jacek Paszke, II v-ce Krzysztof Miężał wszyscy z GPAE - jesteśmy mocni ;)
Potem już tylko wręczenie pucharów, tombola (wygrałem papierowego bączka) i żarcie duuużo żarcia.
Dzięki wszystkim za przyjazd - naprawdę fajnie że przyjechaliście, a Ci co ich nie było to... niech żałują ;)
A na koniec film pt. "Jestem zmęczony"
<object height="450" width="100%"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/HxK86hwTZdY"> </object>
Kategoria Wew krzajach, Maraton/XC/CX, Z dzieciakami, Zez ślubnom, Zez wiaruchnom
- DST 29.29km
- Teren 6.00km
- Czas 00:54
- VAVG 32.54km/h
- Temperatura 46.0°C
- Sprzęt Konik
- Aktywność Jazda na rowerze
Osieczna Puchar Niepodległości
Poniedziałek, 11 listopada 2013 · dodano: 16.11.2013 | Komentarze 4
Ostatni wyścig sezonu. Poszło tak sobie - jednak brak regularności w jazdach w ostatnich miesiącach oraz obite żebra 2 dni wcześniej dały o sobie znać. Na pocieszenie zostaje że objechałem Stasia W., który mi włoił w ostatnich dwóch wyścigach, na dobicie to, że Seba wrzucił mi 2 minuty, a ja sam pojechałem gorzej od siebie z zeszłego roku o 2,5 minuty.Krótki terenowy kawałek© Z3Waza
Spora grupka tuż przed Osieczną (1 runda)© Z3Waza
Z Asią jako fotografem© Z3Waza
Na kresce© Z3Waza
Ten dzień należał do Seby© Z3Waza
Kategoria Maraton/XC/CX, Po asfaldzie, Po kamoldach, Zez wiaruchnom
- DST 44.00km
- Teren 38.00km
- Czas 02:18
- VAVG 19.13km/h
- VMAX 43.40km/h
- Temperatura 16.0°C
- Sprzęt Konik
- Aktywność Jazda na rowerze
MTB Kaczmarek Wolsztyn
Niedziela, 29 września 2013 · dodano: 30.09.2013 | Komentarze 4
Ostatni maraton w sezonie a zarazem piąty w tym miesiącu i......... jakoś mi się odechciało - pierwszy raz pojechałem mini w pełni świadomie nie zmuszany do tego żadnymi okolicznościami. Po prostu jechało mi się słabo, nie mogłem wejść w rytm maratonowy. Jakoś mi ta trasa w Wolsztynie nie leży - czytałem wpis sprzed 2 lat i właściwie te same odczucia. Za dużo telepania, w sumie łatwa technicznie, podjazdy po niektórych piachach upierdliwe, start za wąski itede. No ale nie ma co narzekać tylko jechać - a tego jak wspomniałem kompletnie mi się nie chciało, a że z generalki u Kaczmarka nici to sobie odpuściłem - przynajmniej było więcej czasu na pogadanie.Jak widać coś niewyraźnie wyglądam© Z3Waza
No i wyniki po prostu rewelka 92/430 open czyli jakieś 22% stawki a w kateorii 18/91 czyli 20%. I to wszystko przy jeździe jak na spacer.
Kategoria Wew krzajach, Maraton/XC/CX
- DST 77.00km
- Teren 72.00km
- Czas 03:45
- VAVG 20.53km/h
- VMAX 52.10km/h
- Podjazdy 900m
- Sprzęt Konik
- Aktywność Jazda na rowerze
LLR Jeziorki/Osieczna
Wtorek, 24 września 2013 · dodano: 24.09.2013 | Komentarze 3
Po ostrym przepaleniu we Wiórku przyszło mi się pościgać w ramach LLR w Jesiorkach koło Osiecznej. Trasa w dużej mierze pokrywała się z tą znaną mi z maratonu w 2010 - wtedy byłem ostatni raz na MTB w Osiecznej i pamiętałem, że było ciekawie.Na miejsce dojechałem z Sebą z dużym zapasem czasowy. Lubię to! Jest czas na spokojne pogaduchy ze znajomymi, na spokojne ogarnięcie się przedstartowe. W końcu ruszamy na małą rozgrzewką po której stwierdzam że jest jednak ciepło. Znaczy się rozgrzewka zadziałała. No i jedziemy w sektor megowców. Tam pogaduchy z Krzychem, wizyta w strategicznie położonych krzaczkach i jestem gotów na kolejne weekendowe zapylanie.
W głowie myśl - "a dziś jadę wycieczkowo", znika wraz z pierwszymi obrotami korbą. Zaczyna się ostre napieranie po szerokich szutrach i lekko podgórkowym asfalcie. Przede mną sylwetka w stroju Corratec- dopiero jak się zbliżam widzę że to M. Zellner. Jestem w lekkim szoku - bo ostatnio na Michałkach widziałem jak potrafi grzać jak małe teżewe. Nawet się do niej zbliżam na pierwszym terenowym podjeździe, ale gdzieś w połowie włącza wyższy bieg i tel ją widziałem. Za to gdzieś tam coraz bliżej widzę znajomą sylwetkę Rodmana, który jedzie dziś coś ostrożnie i niemrawo... jakby jechał na rowerze żony ;)
Ładny początek© Z3Waza
I największe moje zdziwienie budzi fakt że wyprzedzam Przemka na podjeździe asfaltowym. Mam wrażenie że zaraz mi kolega teamowy wyrwie do przodu, a tu nic. Przez to cały niemal wyścig uciekałem przed Przemka cieniem.
Sama trasa - miodzio - nie ma miejsca na nudę - ale zasadniczo wszystko podjeżdżalne - z roweru zszedłem tylko dwa razy - raz jak jechałem w peletoniku i prowadzący nie skręcił pod górkę a ja się zatrzymałem orientując się że nie tędy droga, a żal mi było tracić czasu na zmiany przerzutek w stojącym rowerze, więc podbiegłem kawałek do równiejszego odcinka i drugi raz na naprwdę sromej ściance. Poza tym większa część trasy jazda upływa mi na współpracy z "niebieskim", gość zna dobrze okolice, a poza tym bardzo równo i pewnie jedzie na zmianach więc można mu spokojnie siedzieć na kole na centymetry.
Tak razem niszczymy kolejnych przeciwników. Największą przyjemność sprawia mi objechanie pod górkę gościa z Polard-Nutrax. On doszedł mnie gdzieś w momencie kiedy jeszcze jechałem samotnie i długo długo próbowałem go dogonić. W końcu znalazł się ten w niebieskim i tak we trzech jechaliśmy czas jakiś. Aż na dość długim podjeździe po resztkach asfaltu jadąc z przodu narzuciłem dość mocne tempo - utrzymał się tylko niebieski. Lubię takie akcje :)
Potem już tylko łykaliśmy kolejnych rowerzystów. Niestety gdzieś na 60 km przed sekcją singlową dopadł mnie kryzys, który co czułem zbliżał się powoli ale nieubłaganie. I zostałem sam. Ale na tyle wysforowaliśmy się przed wyprzedzanych że nikt nie zdołał mnie dojść. Choć przyznaję, że aż do końca obracałem się czy nie widać znajomej koszulki Goggle.
Sama trasa naprawdę godna polecenia - chyba najlepsza jaką jechałem w ostatnich latach na wielkopolskiej ziemi. Wszystkim szczerze polecam.
Z tym zawodnikiem jechałem z połowę dystansu© Z3Waza
Kategoria Maraton/XC/CX, Napalm, Zez wiaruchnom
- DST 40.00km
- Teren 40.00km
- Czas 01:29
- VAVG 26.97km/h
- VMAX 35.40km/h
- Sprzęt Konik
- Aktywność Jazda na rowerze
Wiórek ogórek
Sobota, 21 września 2013 · dodano: 21.09.2013 | Komentarze 11
Do tej pory byłem chyba dwa albo trzy razy jako kibic na mistrzostwach wiórka. Przyszedł czas na debiut.Przyjechaliśmy we czworo z trzema rowerami, bo Zosia postanowiła, że nie jedzie. Plan dnia zakładał moje pilotowanie Marty na dystansie dla młodzieży. Wywiązałem się chyba nieźle, bo Marta stanęła na podium, choć nie obyło się bez płaczów ponieważ jej założeniem było być pierwszą i zdobyć puchar. Niestety puchar przyznawali "tylko" za pierwsze miejsce. Za to dawali ładne białe rękawiczki scotta co osłodziło gorycz zajęcia drugiego stopnia podium :) Ech ta ambicja.
A potem był już start starych dziadów i bab. Obstawa typowo amatorska wyostrzyła i mi apetyt na podium... rozejrzałem się po rywalach i stanąłem w szranki. Start nastąpił dość gwałtownie i niespodziewanie i od razu pełen but... pierwszy kluczowy zakręt przejechałem optymalnie i jadąc po pierwszej prostej stwierdziłem, że jestem w pierwszej grupie... dobrze jest pomyślałem. Przez chwilę nawet jechałem drugi trzy trzeci ale potem czujnie ustawiłem się na końcu pierwszej grupki. Było to miejsce o tyle strategiczne że nikt nie chciał strzelić z koła i grupa się trzymała razem - odjechał tylko Błażej Surowiec z Pyrcykiem z M4 (o tym nie wiedziałem). I tak grzaliśmy po szybkiej miejscami tylko piaszczystej nadwarciańskiej trasie. Nagle spróbował uciec Michał Zbroszczyk z kimś jeszcze - poleciałem za nim żeby mieć choć kontakt wzrokowy. Na szczęście ucieczka szybko się skończyła bo Michał skręcił w prawo zamiat w lewo i grupka się znowu zjechała. W pewnym momencie zrobiło się małe zamieszanie i znalazłem się na początku stawki. Trzeba było trochę popracować...
Niestety Wiórek to ogórek i oznaczenia mają wiele do poprawy. I cholera skręciłem źle... grupa pojechała dobrze... zacząłem szaleńczą pogoń świadom marnych swoich szans. Na szczęście zaczął się interwałowy mocno o piaszczysty odcinek. Gdzie przewaga grupy nie była tak istotna a liczyło się tylko jak kto ma silną nogę - ja dałem z siebie wszystko - poszedłem całość z blata i dystans zaczął się zmniejszać. Na końcu już siedziałem na kole... i wtedy znowu źle skręciliśmy dochodząc ścisłą czołówkę czyli Błażeja. Krótka konsternacja i jazda z powrotem z naprzeciwka nadjeżdża Artur Baturo - kolejny pretendent do podium i było nie było mój rywal - na szczęście tak samo pogubił drogę. Chwilę jedziemy z Błażejem i tym Pyrcykiem z M4 - ale w pewnym momencie naciskają ostro na pedały i odchodzą. Sytuacja się układa na powrót wg tego samego scenariusza - nasza kilkuosobowa grupka jedzie swoje. Przejeżdżamy przez start/metę i zaczynamy drugie kółko. Tym razem wszystkie łachy piachu przejechane optymalniej i znowu wpadamy na piaszczysty interwał. Wiem że to istotny moment tego wyścigu więc jadę ostro aby nie zgubić grupki. Przy tym tempie grupka się rozrywa - ginie min. Łukasz Kostrzyński z Goggle, który dzielnie trzymał się z nami od początku. Zostaje nas czterech ja. M. Zbroszczyk, jeszcze ktoś z Pyrcyka i Stasiu Walkowiak. Niestety przejazd przez te interwały i wcześniejsze gonienie grupy dają znać o sobie i ta trójka mi odjeżdża a ja nie mam z czego poprawić ale wiem że wszyscy oni są w innej grupie więc spoko... jadę dalej. Wyprzedza mnie jeszcze jeden gość z Taris Puszczykowo ale też młody... i tak niezagrożony docieram do mety. Na ostatniej prostej jeszcze spojrzenie w tył - nikogo więc można spokojnie przejechać metę.
Wjeżdżam na metę© Z3Waza
Na mecie okazuje się że jednak jestem drugi - bo jak wspomniałem wyprzedził mnie ten M4 z Pyrcyka. Ale i tak nieźle - do pierwszego Błażeja straciłem niespełna 4 minuty.
No i wlazłem na podium - dostałem ładne rękawiczki scott - białe - będą dobre na szosę i w ogóle byłem baaaaaaaaardzo zadowolony.
Wicemistrz Wiórka© Z3Waza
No i tylko ja miałem hostessy :)
Warto odnotować, że dziś Horemscy zajmowali drugie miejsca seryjnie bo i Asia się załapała na podium po dobrej walce co możecie sobie poczytać u niej.
Rodzina na podium w komplecie© Z3Waza
Kategoria Maraton/XC/CX, Napalm, Wew krzajach, Z dzieciakami, Zez ślubnom
- DST 104.00km
- Teren 95.00km
- Czas 05:02
- VAVG 20.66km/h
- VMAX 43.50km/h
- Temperatura 18.0°C
- Sprzęt Konik
- Aktywność Jazda na rowerze
Michałki AD 2013
Sobota, 14 września 2013 · dodano: 15.09.2013 | Komentarze 6
Moje już piąte Michałki odbyły się w mocnej obstawie kolegów i konkurencji. Drugi raz z rzędu zdecydowałem się na dystans Giga choć po tygodniu pełnym podróży i braku sensownego potrenowania nie spodziewałem się cudów.No ale Michałki to Michałki - mają swój klimat i każdy szanujący się wielkopolski ścigant powinien się na nich pojawić.
Na miejscu byliśmy w sam raz aby przebrać się bez stresu, rozgrzać się i oczywiście spotkać znajomych. A było ich wielu... wszak każdy szanujący itd..:)
Byli: Dave, Duda, JP, Kłosiu, Krzychuu, Maciej, Marek, Młodzik, Rodman a spoza teamu i bikestats'a Stachowiaki, Zbroszczyki, Ania W., Monika S., i jeszcze pewnie paru innych.
Ostatnia kawka przed© Z3Waza
Aura zdecydowanie nieprzyjazna w Poznaniu sprzyjała jednak rowerzystom we Wieleniu i nie dość że nie padało to nawet zaczęły się pokazywać skrawki błękitnego nieba. Na starcie stanęliśmy gdzieś pod koniec stawki i punktualnie o 10 jazda.
Do startu, gotowi© Z3Waza
Start po króciutkim korku jak zwykle przeradza się w pełny ogień na odcinku asfaltowym... ale nagle zonk - przejazd kolejowy zamknięty. Na szczęście dla wszystkich.
Wymuszony postój... ale było smiesznie© Z3Waza
Znowu czas na żarty, pomachaliśmy pasażerom pociągu i jazda dalej. Na początku trzymam się blisko Kłosia, on swoim czołgiem rozpycha towarzystwo a ja korzystając z luki przepycham się do przodu. Gdzieś tam pojawia się i JP. Wyprzedza mnie, potem ja jego ale w końcu odpuszczam i zaczynam jechać swoje. Jedzie się nienajgorzej tym bardziej że już na ósmym kilometrze jest rozjazd i robi sią absolutnie nienerwowo. W końcu łapię gościa w stroju Livestrong - jedziemy jakiś czas razem ale go odstawiam na jakimś podgórku i za nim skręcam niestety w złą ścieżkę. Orientuję się że coś jest nie tak niestety po kolejnym podjeździe - tracę zatem sporo czasu - na tyle sporo żeby zobaczyć Marka. Dochodzę go wkrótce i od tej pory jedziemy razem. Taki długi dystans jedzie się zdecydowanie lepiej z kimś i tak sobie jedziemy. Trzęsie niemożebnie - bolą mnie plecy, mięśnie brzucha, łapy... jednak za mało jeżdżę na góralu w terenie.
Ale jakoś daję radę. Tak gdzieś 10 km przed metą zaczynają się szachy :) Marek niby mnie puszcza przodem ale kontroluje sytuację. Wyjeżdżamy na szutrówę po wsiach pod Wieleniem, myślę sobie "może się uda odejechać" ale Marek cały czas się trzyma dość blisko. Przed słynnymi kurwidołkami jedziemy razem. Puszczam go przodem... zobaczymy jak sobie poradzi. Mój plan to zaatakować na stadionie. Ale Marek narzuca ostre tempo, a mój ból pleców staje się nie do wytrzymania i cholera muszę odpuścić... nie było więc szybkiego finiszu, plan wziął w łeb i w końcu dojechałem z czasem 4:48 - porównywalnym z zeszłoroczym (4:49) ale obstawa w M4 była tym razem znacznie silniejsza - zająłem dopiero 9 miejsce w kategorii.
Zaraz będę udzielał wywiadu© Z3Waza
Ogólnie jestem średnio zadowolony z wyniku, ale jak pisałem właściwie nie powinienem spodziewać się cudów...
Na mecie z największą gwiazdą teamu© Z3Waza
Za to na mecie było super - humory wszystkim dopisywały, żarty się trzymały wszystkich, piwo smakowało wyśmienicie, kilku Gogglowców otarło się o pudło, a Rodman został nawet mistrzem medyków.
Humory dopisywały© Z3Waza
Niestety ten doskonały dzień został zmącony przez wypadek samochodowy jaki mieli Kłosiu z Maciejem B. Tuż za Wieleniem podczas wyprzedzania zostali zepchnięci z drogi i uderzyli w drzewo. Na szczęście wyszli z tego zdarzenia w miarę cało. A naprawdę wyglądało to dramatycznie. I przy tym zdarzeniu wszystkie wcześniejsze stały się mało ważne...
Carpe diem....
Kategoria Maraton/XC/CX, Zez wiaruchnom
- DST 60.00km
- Teren 58.00km
- Czas 02:47
- VAVG 21.56km/h
- VMAX 42.80km/h
- Temperatura 19.0°C
- HRmax 170 ( 94%)
- HRavg 153 ( 85%)
- Kalorie 1421kcal
- Podjazdy 750m
- Sprzęt Konik
- Aktywność Jazda na rowerze
MTB Kaczmarek Nowa Sól
Niedziela, 1 września 2013 · dodano: 03.09.2013 | Komentarze 7
Po niemal dwumiesięcznej przerwie od ścigania wreszcie pojechałem na jakiś maraton.Ogólnie czułem głód ścigania i moc w nodze... jechałem więc z zamoarem co najmniej wywalczenia I sektora co się chyba udało. Ogólnie ten maraton mogę uznać za pierwszy udany u Kaczmarka - sprzęt nie zawiódł, nie byłem chory, temperatura była taka jak lubię. Zostałem tylko ja i moja noga :)
No nic do rzeczy - na miejsce dojechaliśmy pełnym autem Kanii - oprócz nas jechali Maks i Młodzik z dziewczyną. Dojechaliśmy tak że czasu na rozgrzewkę nie było wiele, ale akurat tyle żeby zrobiło się na tyle ciepło by zdjąć rękawki.
Ustawianie w sektorach i start. Na początku nieco zamieszania jak zwykle. Wpadamy na jakiś piach, jakieś wywrotki, a moje nowe X-Kingi niosą po piachu aż miło. Po krótkiej sekcji interwałowej wpadamy na łatwy i szybki odcinek po lesie, tu jest jeszcze tłok i niemal kończę wyścig na 7 kilometrze kiedy gość który postanowił wyprzedzić peletonik traci równowagą na jakiejś gałęzi i zaczepia o moją kierownicę... szczęściem obyło się bez wywrotki, ale stracone miejsca trzeba było odrabiać. Potem zaczyna się długi fragment kurwidołkowo singlowy na którym tradycyjnie tracę - wychodzi jednak brak techniki. Za to jak wypadłem na fragment szutru pod wiatr to mogłem się wykazać. Jakiś gość nawet usiłował trzymać mi koło ale mu się nie udało :) gdzieś pod koniec szuterku na fajnych interwałach łąpię super pociąg - lecimy do końca pierwszej pętli praktycznie cały czas powyżej 30 km/h, w każdym razie tak mi się wydaje bo czasu na patrzenie na licznik nie ma.
Na końcu jest w sumie łatwy zjazd torem saneczkowym i zaczyna się kolejna pętla - znowu łatwa droga przez las - tu łapię z pewnym zdziwieniem Młodzika - wydawało mi się że wyprzedziłem go na starcie - a tu masz :)
Na tym odcinku co jakiś czas z naprzeciwka nadjeżdżają jacyś zawodnicy co chyba chcieli na mini ale się zgubili. Troszkę mnie wkurzają - bo jak się jedzie pod prąd to trzeba uważać i chować po krzajach a nie krzyczeć "Uważaj!"
Praktycznie cała druga pętla mija na cięciu się z Młodzikiem - mam okazję popatrzeć jak Młodzik śmiga na technicznych fragmentach. Na zjeździe po pieńkach mija mnie błyskawicznie. Za pierwszym razem też to zjechałem szybko - ale tylko dlatego że zaczęło mnie rzucać i straciłem kontrolę nad rowerem, za drugim już jadę ostrożnie - no cóż stary śrup już jestem :)
Za to co straciłem na zjazdach mozolnie odrabiam na każdym podjeździe i na każdej prostej. Ale wiem że to pewnie ostatni raz - bo jak Młodzik odzyska epę w nodze to tyle go będę widział co na starcie :)
Aaaa jedzie z nami jeszcze znajomy Marca - chyba Stasiu.
W każdym razie na ostatnim bardziej stromym podjeździe kiedy gonię Młodzika robię błąd - ponieważ go gonię to wjeżdżam siłowo i na twardo i w efekcie nie mam z czego przyspieszyć przed sporym korzeniem i zatrzymuję się na nim. Ale jakoś szybko wsiadam na rower i na szczycie już jestem na plecach Młodzika - uff już myślałem że mi ucieknie.
Po zjeździe rozpoczynam atak finalny próbując gonić gościa ze Strefy Sportu i jakiegoś z napisem "Złoty" na tyłku - goście weszli mi na ambicję - tuż przed końcem drugiego kółka na podjeździe krzycząc do mnie "lewa lewa" z łatwością mnie wyprzedzają. I tak wpatrzony w zbliżające się rowery nie zwracam uwagi na żadne kurwidołki tylko cisnę do przodu. Kurcze jakby do mety był jeszcze z kilometr pewnie bym ich doszedł. No ale wystarczyło żeby odejść Młodzikowi na niemal minutę - w sumie jak to przeanalizowałem to się trochę zdziwiłem.
Ogólnie trasa niezła - były różne nawierzchnie, było sucho ale nie przesadnie, piachy były do przejechania, no i wynik nie taki znowu zły - 2,5 minuty do Josipa - postaram się to zredukować w Wolsztynie :). Choć jeśli chodzi o miejsca to wypada dość blado:
78/119 open
16/24 w kategorii
a jakbym pojechał do Koła i się nie zgubił w kolskich lasach to pewnie stałbym na pudle z Hulajem i dostał dyplom od Gogola.
Cisnę pod górę© Z3Waza
Kategoria Maraton/XC/CX