Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi z3waza ze starożytniego miasteczka Pobiedziska. Mam przejechane 74680.40 kilometrów w tym 20878.01 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.70 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy z3waza.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Maraton/XC/CX

Dystans całkowity:5726.20 km (w terenie 4752.59 km; 83.00%)
Czas w ruchu:273:31
Średnia prędkość:20.89 km/h
Maksymalna prędkość:65.95 km/h
Suma podjazdów:44335 m
Maks. tętno maksymalne:183 (100 %)
Maks. tętno średnie:180 (93 %)
Suma kalorii:108449 kcal
Liczba aktywności:109
Średnio na aktywność:52.53 km i 2h 31m
Więcej statystyk
  • DST 67.93km
  • Teren 60.00km
  • Czas 02:47
  • VAVG 24.41km/h
  • VMAX 49.50km/h
  • Podjazdy 438m
  • Sprzęt Janek z Czarnolasu
  • Aktywność Jazda na rowerze

Krzywiń - maraton

Sobota, 16 maja 2015 · dodano: 23.05.2015 | Komentarze 0

Drugi maraton z serii Solid MTB. Poszło tak sobie ale i tak jestem w generalce 4 w kategorii.

Kategoria Maraton/XC/CX


  • DST 51.00km
  • Teren 51.00km
  • Czas 02:41
  • VAVG 19.01km/h
  • VMAX 47.30km/h
  • Podjazdy 964m
  • Sprzęt Janek z Czarnolasu
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Kaczmarek MTB Zielona Góra

Niedziela, 10 maja 2015 · dodano: 11.05.2015 | Komentarze 2

Słuchy chodziły że to najcięższy maraton z serii Kaczmarka - znając tendencję na tych maratonach do wymyślania czasem bezsensownych jazd po krzakach byłem pełny obaw, ale okazało się że to była najlepsza trasa w tej serii jaką jechałem, nie było nudno ani przez chwilę i trzeba było popracować trochę. Sama moja jazda taka sobie - jednak takie przerwy w jeżdżeniu mi nie służą, choć w sumie narzekać nie mam co, nawet mnie kusiło żeby pojechać jeszcze trzecie kółko - przynajmniej mógłbym sam sobie popodjeżdżać nie przejmując się innymi, a ludzi było sporo - w związku z tym na pierwszym kółku, każdy bardziej stromy podjazd trzeba było siłą rzeczy butować, bo tworzył się zator.
Na drugim było już pod tym względem o wiele lepiej, niestety na podjeździe z betonowych płyt złapał mnie chwilowy kryzys i Jurek Neumann oddalił się na bezpieczną dla siebie odległość - widziałem go na każdym dłuższym podjeździe, a na zjazdach gdzieś znikał pomiędzy krzakami, Koniec końców wrzucił mi minutę. Ale co tam co się najeździłem to moje. Trasę szczerze polecam - jak na razie najlepsza trasa na nizinach jaką jechałem i naprawdę chętnie skatowałbym się jeszcze tym trzecim kółkiem.

Gdzieś na trasie
Start

Kategoria Maraton/XC/CX


  • DST 55.07km
  • Teren 50.00km
  • Czas 02:30
  • VAVG 22.03km/h
  • VMAX 48.30km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 365m
  • Sprzęt Janek z Czarnolasu
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Solid Maraton Śrem

Piątek, 1 maja 2015 · dodano: 02.05.2015 | Komentarze 3

Po zeszłym roku miałem z tym maratonem swoje porachunki. Więc się trochę postarałem - co ciekawe czas wyszedł niemal taki sam jak rok temu, ale maraton dłuższy o jakieś 3 km i do tego o trzy terenowe kilometry, czyli wyszło znacznie lepiej niż rok temu.
Ale do rzeczy - na miejsce jedziemy z Michałem Jaskółką i po krótkim błądzeniu docieramy z 1,5 godziny przed startem więc luzik. Jednak kolejka po numerki zeżarła nam trochę czasu, ale zdążyłem się spokojnie przebrać i ruszyć na rozgrzewkę.

Zakładam kabarety
Okazuje się że są jakieś sektory ale mi nie przydzielili żadnego, idę więc do organizatora i pytam co i jak. A on mnie pyta o nazwisko, podaję, a gość mówi - znane nazwisko, do trzeciego, omija mnie więc przynajmniej start z czarnej dupy.

Zadowolony z przyznania 3 sektora
Ale po starcie i tak przebijać się trzeba, bo startuje coś koło 300 osób.

Na starcie pełnie skupienie
Zaraz na początku niemal zaliczam glebę, bo zderzam się kierownicą z jakimś gościem który się bujnął jak go właśnie mijałem. Na szczęście rogi na kierownicach już wyszły z mody, bo jakbyśmy się sczepili to byłby pewnie niezły karambol. Dalej trasa bez specjalych emocji - płasko i szybko, trzeba pilnować koła i lecieć przed siebie.

Lecę przed siebie
Zabawa zaczyna się w drugiej części - jest o wiele bardziej urozmaicona terenowo, jakieś interwały, single, i inne takie - nie jestem w tym mistrzem ale jakość to leci. Pod koniec pierwszego kółka dogania mnie Jacek Paszke i odjeżdża w siną dal. Po malutkim kryzysie zostaję złapany przez czteroosobową grupkę i lecimy dalej już solidnym tempem. Czas jakiś mam nadzieję że dogonimy Jacka ale na szerokich przestrzeniach na polach nie widać biało-czerwono-czarnej koszulki... w ogóle nikogo nie widać, typowe zjawisko na dłuższych dystansach - stawka tak się rozciąga że ma się wrażenie jazdy w próżni. No nic lecimy dalej... w części terenowej grupka się rwie - ja zaliczam głupią glebę na jednym z podjazdów - po prostu mam za twarde przełożenie i choć wpadam na podjazd rozpędem brakuje mi siły na końcu i po prostu staję. Zostaję tylko z jednym z kolegów z grupki i tak razem docieramy do ostatniej sekcji na jakimś torze downhillowym. Tam robię kolejny głupi błąd i na ostatnim mocnym podjeździe odbijam za bardzo w lewo i w efekcie mój towarzysz ucieka mi na końcowych metrach - oj nie lubię takich sytuacji. 
Ale z całości jestem zadowolony - zajmuję 6 miejsce w kategorii, więc szerokie podium jest :)

O żona!
Na mecie otrzymuję medalik, oraz makaron z pewnym opóźnieniem - tak to już jest jak się jedzie dłużej, harty z mini wszystko wyżrą, a haskacze z mega chodzą głodne.
Potem trochę pogadalim o starych Polakach, tym bardziej, że zjechali się koledzy teamowo-bikestatsowi i po zwinięciu przez organizatora balonika z napisem "meta" uznaliśmy, że czas i na nas. I ruszyliśmy każdy w swoją stronę.
Kategoria Maraton/XC/CX


  • DST 42.35km
  • Teren 42.35km
  • Czas 01:38
  • VAVG 25.93km/h
  • VMAX 46.60km/h
  • Podjazdy 271m
  • Sprzęt Janek z Czarnolasu
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Kaczmarek MTB Wschowa

Niedziela, 26 kwietnia 2015 · dodano: 27.04.2015 | Komentarze 5

Wschowa - tam jeszcze nie byłem :)
Nowa miejscówa i nowe barwy a właściwie sztandar. Bo w barwach jeszcze starych występowałem, ale pod sztandarem nowym. 
Kaczmarek jak to Kaczmarek - tłok na starcie - dobrze, że z zeszłego startu choć 3 sektor mi się ostał. Startuję razem z Bartkiem Nowakiem i Jurkiem Neumannem.

Początek jakieś zawijasy miedzy drzewami - średnio to fajne - bo grupa się rozciąga, a ja słaby na startach jestem. W pewnym momencie Bartek mi ucieka na sporą odległość, bo goście przede mną nie spawają jak trzeba, tylko się snują jak na rajdzie po puszczy Zielonka. No nic trzeba samemu pospawać, bo nikt nie zrobi nic lepiej za ciebie, jak ty sam. Doklejam do lepszej grupki z Bartkiem i Jurkiem. A potem skaczę do kolejnej i kolejnej i właściwie cały wyścig na tym polega - skoczyć do lepszej grupki. Na całej trasie są ledwie trzy konkretniejsze podjazdy. A tak to po prostu zapylanie przed siebie. Ja to w sumie lubię, więc narzekać nie ma co, tym bardziej, że jedyny asfalt jaki spotykamy to raz gdy przejeżdżamy jakąś drogę. No w każdym razie, na jakieś 9 km przed metą dojeżdża mnie Jurek Neumann - ooo nie nie uciekniesz mi Jurku mówię sobie i łapię koło. Jurek taktycznie (żeby nie powiedzieć kunktatorsko) siedzi na kole jakiegoś młodego co razem ze mną startował (widać go na zdjęciu za mną), a ja wiozę się za nimi. Aż wreszcie wychodzimy na polną drogę na końcówce (kojarzę ją z rozgrzewki) - i mówię sobie to już czas. Wrzucam płyta-oś i gnam przed siebie ile mogę (jednak mając na względzie, że dojechać jednak muszę), młody nie wytrzymuje tempa, Jurek tak i niedługo przed metą robi mi klasyczny myk. A ja nie jestem sprinterem, więc choć sił było jeszcze trochę, dojeżdżam za nim.

Na mecie czeka Seba, a chwilę po mnie wpada Bartek. Robimy sobie pamiątkową focię...

...i już sjestatajm :)
Spotykam jeszcze Maksa i Zbycha - w odwiecznym pojedynku tym razem górą Zbychu - gratulacje. 
Makaron, piwko (nie jestem dziś kierowcą - hurra!) i do domu.
Ogólnie, mimo mojego uprzedzenia do Kaczmarka - udany maraton - miejsce 139/651 open i 34/152. A medal i tak dostałem ;).

Kategoria Maraton/XC/CX


  • DST 71.70km
  • Teren 50.00km
  • Czas 02:49
  • VAVG 25.46km/h
  • VMAX 52.30km/h
  • Kalorie 2766kcal
  • Podjazdy 500m
  • Sprzęt Janek z Czarnolasu
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Dolsk Gogol MTB

Niedziela, 12 kwietnia 2015 · dodano: 17.04.2015 | Komentarze 1

To już czwarty mój występ w tym roku, ale pierwszy traktowany przeze mnie poważnie, co prawda już na starcie wiedziałem, że  nie mam szans na pierwsze miejsce w kategorii, bo startuje Andrzej Kaiser ;). No ale ambicje na jak najlepsze miejsce jednak miałem.

Przed startem
Niestety stresujący tydzień, żarcie byle czego i do tego przygody przedstartowe nie podziałały pozytywnie na mój start. Choć zaczęło się dobrze. Po nerwowym i bardzo niebezpiecznym przejeździe przez miasteczko (auta jadące z naprzeciwka, zaparkowane na poboczach) następuje star właściwy, i ogień po asfalcie pod górkę. Na tym asfalcie nieprzyjemnie glebi Jasskulainen, a ja w ferworze walki nawet się nie orientuje że to on.

Jadę w dół i jestem raczej wkuty
Za chwilę zjazd już po trawie, tam z kolei zauważam Josipa leżącego ale nie wygląda to na nic poważnego. Jadę dalej łapię się w niezłym towarzystwie, dłuższy czas jadę z Hulajem, odcinki szosowe mijają tempem szosowym, terenowe wchodzą szybko, i kończy się pierwsza część wyścigu - ta na prawo od szosy. Po lewej stronie następuje kolejna część asfaltowa i podjazd wąwozem, który robię spokojnym tempem na kole Jacka Swata, myśląc za podjazdem albo pod koniec docisnę, bo widziałem że tego dnia podjeżdża gorzej ode mnie.

Aż tu nagle spadła na mnie bomba... no i masz. Reszta jazdy to po prostu liczenie kaemów do końca, pojawiają się może jakieś przebłyski, jak wtedy gdy po raz pierwszy dogania mnie Josip, chwytam jego koło, aż do pierwszej górki z piachem, tam czuję że noga mi mięknie i patrze jak Josip odjeżdża. Za chwilę jest zakręt - ponieważ się wlokę to go zauważam - wiele osób przede mną w tym i Josip - nie. Josip musi więc wyprzedzać mnie po raz wtóry. A potem kolejny zakręt i znowu ja skręcam - Josip - nie i po raz trzeci mnie wyprzedza, no już zaczyna mnie wkurwiać tym pokazywaniem, że jest szybszy. Josipie jedźże już do mety a nie mnie tu mijasz w mojej walce z własna słabością. Trochę pociesza mnie fakt że mijam Łukasza Włodarczaka, który jedzie na jeszcze większym zgonie niż ja. Nie ma to jak znaleźć większego nieszczęśnika od siebie samego :D.
Ale to chyba jedyna osoba jaką wyprzedzam pod koniec. No jeszcze Dudę, co pcha rower, ale on idzie chyba na skróty bo chyba go wyprzedziłem na początku. Potem asfalt - tam tradycyjnie Vmax i już meta

Meta
Podsumowując  czas lepszy o ok. 10 minut od zeszłorocznego, ale wtedy byłem totalnie nieprzygotowany, więc zachwycać się nie ma czym , a z drugiej strony strata do JP czy Josipa nie tak wielka, więc nie jest źle. Poza tym to początek sezonu, który zawsze idzie mi słabo, więc kiedyś takie słabo uznałbym za mocno, no ale tak to jest, że ambicje rosną, a życie je weryfikuje. Nie ma co narzekać - średnia z przejazdu wyszła mi powyżej 25 km/h - kiedyś to byłyby dla mnie niedosiężne szczyty, a przecież ja już stary dziad jestem. 

Kategoria Maraton/XC/CX


  • DST 31.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 01:24
  • VAVG 22.14km/h
  • VMAX 41.50km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Podjazdy 319m
  • Sprzęt Janek z Czarnolasu
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wyścig im. Mariana Kegela w Swarzędzu

Niedziela, 15 marca 2015 · dodano: 16.03.2015 | Komentarze 6

No i trzeci już mój wyścig w tym roku - szybko to leci :)
Wyścig z kategorii małych ogórów, czyli fajna atmosferyczna impreza towarzyska. Trasa z takich jakie mi nie leżą - w sumie prosta ale z jednym krótkim najazdem i technicznym zjazdem, a sama pętla ma może trochę ponad kilometr, więc wychodzi niezły interwał. Ale zgodnie z zasadą trenuj to co ci wychodzi najgorzej potraktowałem ten star jako dobry trening przed nadchodzącym już coraz większymi krokami sezonem maratonowym.
Po pierwszym biegu, kobiet, dzieci i facetów po 50 przychodzi kolej na "młodzież" :)
Ale ponieważ ustawiają najpierw najmłodszą młodzież a na końcu najstarszą to niestety zaczynam z czarnej dupy... moja mina mówi wszystko :)

I zaczyna się jazda na rundach - na podjazdach zyskuję, na zjeździe tracę - wychodzi brak wyjeżdżenia góralem w terenie. Prawie cały wyścig tnę się z gościem z M3 w koszulce Goggle

Ale o każdym zjeździe sytuacja wygląda tak:

Na prostej wzdłuż jeziora przyjmuję pozycję aero w nadziei odskoczenia rywalowi

jednak na niewiele się to zdaje bo na ostatniej prostej okazuje się lepszy w finiszu sprinterskim

No ale zajmuję 2. miejsce w kategorii więc nie jest źle hehe
A po chwili na oddech

następuje start biegu open na 10 rundach.
Pierwsze rundy jadę powoli - czuję zakwas w nodze ale z czasem rozjeżdża się i jedzie mi się coraz lepiej i szybciej. Głównie skupiam na jak najlepszym opanowaniu zjazdu, a nie na wyniku, ale w sumie jakby było jeszcze z 10 kolejnych rund to rezultat byłby znacznie lepszy.
Tak więc podsumowując - wytrzymałość jest, technikę i szybkość trzeba poprawić.
No i fajna plakietka też się trafiła...

...aż duma mnie rozpierałaa
A  poza tym  jak wspomniałem było to miłe spotkanie zakręconych rowerzystów, o czym świetnie mówią miny współuczestniczek.

A na koniec impresja jaką dla mnie przygotował Google+



  • DST 32.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 01:08
  • VAVG 28.24km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Kalorie 1195kcal
  • Podjazdy 215m
  • Sprzęt Janek z Czarnolasu
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Winter Race Skorzęcin

Niedziela, 1 marca 2015 · dodano: 02.03.2015 | Komentarze 8

No i pierwszy w roku taki prawie maraton rowerowy, co prawda w wersji mini bo niespełna 30 kilometrowy, ale zawsze to jakiś sprawdzian możliwości spięcia się na zawodach. I zobaczenia formy innych :)
Przyjeżdżamy do miejsca zawodów dość wcześnie, ale po zimie co już można powiedzieć że jest była, wszyscy są chyba trochę stęsknieni atmosfery wyścigowej, więc na pogaduchach szybko mija czas i okazuje się że na rozgrzewkę niewiele czasu zostało. Robię jednak 2 ostrzejsze sprinty po uprzednim rozkręceniu nóżki, bo to się na pewno przyda, tym bardziej ze z profilu wyścig zapowiada się na bardzo szybki. 

Goggle przed startem
No i po tej krótkiej rozgrzewce przychodzi czas na ustawienie się w sektorze startowym. No i przed startem redaktor Piotr Kurek, który co prawda dziś nie prowadzi konferansjerki, a jedzie, wygłasza nie takie znów krótkie przemówienie nt. słynnych kolarzy znajdujących się w peletonie. W poczcie wymienionych znajduje się i JP i żona moja Joanna i ja sam też :)
No a potem wyjazd z miejsca zawodów i start lotny i ogień! 
Od początku zgodnie z przewidywaniami idzie ostra jazda na zapalenie płuc... jedzie mi się świetnie, kontroluję teamowych kolegów, trzymam koło, żadnego przytkania... super.
Niestety na 4 kilometrze na koleinach dwóch kolesi bezpośrednio przede mną się  wywraca, i nie mam czasu na reakcje i walę się prosto na nich - widząc zbliżającą się do mnie kierownicę czyjegoś roweru, w głowie przelatują krótkie myśli "oko, o k..." ale na szczęście uderzam policzkiem, więc choć zobaczyłem wszystkie gwiazdy to po otrzepaniu się i stwierdzeniu że urwał mi się licznik wskakuję na rower i lecę dalej. No nie powiem trochę wkurzony bo mi grupa uciekła, a na takim wyścigu to znaczy że nie ma większych szans na dorwanie ich, ale mijam kolejnych zawodników, nikt nie próbuje nawet chwycić koła, co mnie nastraja optymistycznie, aż w końcu dochodzę Daniela Lorenza, z którym będę jechał przez następne półtora okrążenia. 

Z Danielem Lorenzem na trasie
Przyznać muszę, że kolega daje dłuższe zmiany ale i ja coś tam pracuję, a już na początku drugiego okrążenia przed nami pojawia się grupka w której błyskają koszulki GPAETeamu, jest więc kogo gonić :) 
grupa ma tak na oko z 6 osób, więc mają jednak handicap, ale my mamy ambicję ich dojść :)
I dochodzimy tak ze 3 km do mety.
W grupce jest i Jurek Neumann i Josip i JP i jeszcze parę innych osób. Łapię koło Josipa w nadziei na dobry finisz, ale niestety trudy pogoni sprawiają że choć mi Josip na finiszu nie ucieka, to jednak brak sił żeby wyskoczyć z koła, tym bardziej że te jego długie giry błyskawicznie rozkręcają korbę :).

Pędzę za Josipem....

...ale choć się bardzo staram to go nie złapałem

Tak więc dojeżdżam jako ostatni z Teamu ale ze stratą jedynie 21 sekund do najlepszego dziś Drogbasa i 33 sekund do trzeciego miejsca w kategorii, a na miejscu 6 - jest więc całkiem nieźle, zwłaszcza, że większość wyścigu goniłem. 
A potem następuje oczywiście pasta party - tym razem w roli "pasta" występuje grochówka z kiełbasą :)
No i pogaduchy postartowe, czyli wszystko to za czym się tęskni zimę całą długą i szarą.


Atmosfera radości i ogólnie wszystko jest na si :)...

...nawet jeśli pysk jest trochę obity



Z Żoną, AnetkąS i Marcinem GT
....
A po wyścigu wracając zrobiliśmy sobie z Asią wycieczkę krajoznawczą, oglądając po kolei:
- Z serii Szlakiem mitów i legend: Leśniczego ze Skorzęcina

- Pięknie odnowionego Koźlaka we wsi pod Skorzęcinem

-Cmentarz choleryczny z XIX w.

-Z serii Szlakiem mitów i legend: Izyda z Małachowa złych miejsc

-Z serii Szlakiem mitów i legend: Smoka z Drachowa

Pięknie spędzona niedziela "krótko mówiąc" jak to mawia red. Piotr Kurek



Oooo i fajny filmik jest


  • DST 22.00km
  • Teren 22.00km
  • Czas 01:07
  • VAVG 19.70km/h
  • VMAX 40.10km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • Podjazdy 243m
  • Sprzęt Janek z Czarnolasu
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

III Otwarte Elitarne Mistrzostwa Pobiedzisk

Niedziela, 7 grudnia 2014 · dodano: 08.12.2014 | Komentarze 5

To już trzecia edycja naszych wyścigów. Trzecia i najbardziej jak do tej pory rozbudowana. Po pierwsze wystartowały 2 teamy nasz i FogtBikes Team oraz klan Łęckich. Po drugie zdobyliśmy sponsora nagród w postaci FogtBikes. No i po trzecie było jak do tej pory najwięcej osób. Trochę mieliśmy z Asią pietra jak to wszystko wyjdzie, nie wiedzieliśmy do końca ile osób przyjedzie, jak się zorganizujemy logistycznie, ale wszystko dzięki zaangażowaniu również uczestników wypaliło dokładnie tak jak trzeba. 
Sam wyścig - no cóż zdominowany przez jednego człowieka - Sebę, który nie dał szans innym na pojeżdżenie z nim wokoło lasu. No taki to ten Seba niegościnny :)
Ja zająłem miejsce na miarę swoich możliwości choć lekko nie było - od drugiego kółka uciekałem skutecznie Dawidowi i Piotrowi Łęckiemu. Nawet widziałem momentami grupę która próbowała (bezskutecznie) dogonić Sebą - a w niej jechały nasze teamowe tuzy JP z Josipem oraz Jurek Neumann, też tuz... zatem moje próby dogonienia grupy pościgowej były tak samo nieskuteczne, jak ich próby dogonienia Seby. Co widać na załączonym filmiku z końcówki drugiego okrążenia.

Koniec końców dojeżdżam 5, a potem to już tylko tańce, hulanki, jedzenie kiełbasy, nagradzanie zwycięzców i tombola. Co dokumentuje poniższy krótki fotoreportaż.

Swawole

Tańce

Hulanki

Jedzenie kiełbasy


Nagradzanie

Tombola - tym razem Josip był i się załapał

Wszystkich którzy przyjechali nie wymienię, żeby kogoś nie pominąć, ale wszystkim serdecznie dziękuję za przybycie (nawet tym spóźnialskim ;) ).
No i trasa


  • DST 29.35km
  • Teren 4.00km
  • Czas 00:49
  • VAVG 35.94km/h
  • VMAX 54.00km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 136m
  • Sprzęt Janek z Czarnolasu
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Puchar Nipodległości Osieczna - TGV

Wtorek, 11 listopada 2014 · dodano: 12.11.2014 | Komentarze 6

2010...
2011...
2012...
2013...
2014...
To już piąty raz jak wystartowałem w Pucharze Niepodległości w Osiecznej. Muszę powiedzieć, że jest z roku na rok coraz szybciej, 1:04, 1:00, 0:52, 0:54 (lekka zniżka) i w tym roku poniżej 0:50 - jest całkiem nieźle.
W tym roku wszystko zagrało - pogoda idealna na ściganie, wiatr nawet nie tak silny, na odcinku terenowym wilgotno, ale nie błotniście, a więc twardo.
Sam wyścig - wiadomo poginanie na maksa, najpierw nerwówka ostre hamowania itd. - tym bardziej, że z roku na rok jest coraz więcej uczestników (tym razem około 400). Po wpadnięciu w teren stawka się tasuje i się troszkę uspokaja, drugie kółko już luźniej, ale i wolniej bo pociąg mniejszy - część zjeżdża po pierwszym okrążeniu. W czasie wyścigu zauważam Stasia Walkowiaka, ale to tylko dlatego że mnie klepnął w plecy, Rodman ponoć jechał w mojej grupce (nawet zdjęcia na to wskazują), ale go nie zauważyłem, po części dlatego że jechał incognito jako Sky (strój) zmieszany z Movistar (kask). Z tego widać, że warunków do rozglądania się nie było specjalnie, tylko w pedał i do przodu :). Pod koniec już byłem trochę zajechany więc sił na finiszową górkę nie starczyło. Tylko się obejrzałem czy ktoś znienacka mi nie wyskoczy z koła, ale nikogo za mną już nie  było, więc spokojnie wjechałem na metę. Czas jak dla mnie fantastyczny, pozostało się tylko cieszyć i zjeść torcik imieninowy wykonany własnoręcznie przez małżonkę moją Joannę, pogadać ze znajomymi i ruszyć do domu, kończąc tym samym tegoroczne oficjalne zmagania wyścigowe w tradycyjny już dla mnie sposób.

Puchar tylko pomacałem

Skupienie przed startem

Jacgol gotowy do startu

Jaskullainen w akcji

Maciejowi pękła dętka


Drzewa pędzą

To nie Rodman...

...o tu gdzieś jest.

Za mną nie było już nikogo (przynajmniej w pobliżu)


Był i torcik i wykwintna zastawa.
...I ja tam byłem i izotoniki piłem :).



To że było sporo osób pokazuje poniższy filmik

Trasa

Kategoria Maraton/XC/CX


  • DST 74.00km
  • Teren 50.00km
  • Czas 02:33
  • VAVG 29.02km/h
  • VMAX 55.10km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 422m
  • Sprzęt Janek z Czarnolasu
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Łopuchowo - Rob Scallon

Niedziela, 5 października 2014 · dodano: 05.10.2014 | Komentarze 2

Jestem amatorem kolarstwa a to znaczy że je kocham a nie na nim zarabiam. Ale dziś mam wrażenie że osiągnąłem wreszcie poziom Roba Scallona. Heheh - pewnie nie wiecie kto to - to se sprawdźcie. Albo zobaczcie filmik na końcu.
W każdym razie pojechałem dziś na wyścig, czyli postanowiłem spędzić dzień weekendu w całkiem nietypowy dla mnie sposób. Wyścig to był dla mnie w pewien sposób szczególny, bo jechałem z postanowieniem obronienia 6. miejsca w generalce u Gogola, które to miejsce jest promowane pleksiglasową plakietką z podobizną delikwenta co znalazł się na jednym z pierwszych sześciu miejsc we własnej kategorii wiekowej. Właściwie oznaczało to, że  muszę pojechać swoje. Ale na wszelki wypadek poprosiłem sąsiada mojego Macieja o grigariowanie mojej osoby w razie jakiejś wpadki albo innej pany. Zaczęliśmy dobrą rozgrzewką, która była tym bardziej konieczna, że o 10 rano na dworze wciąż, mówiąc całkiem nieparlamentarnie piździło. Rozgrzewka się przydała, bo jak się okazało tempo na wyścigu przypominało całkiem to, co pan Rob wyrabia na filmiku poniżej. Ogień poszedł od samego początku - tempo na asfalcie bliższe było Torowi Poznań, niż jeździe terenowej. Ja zacząłem jechać zachowawczo myśląc o tym żeby się nie rozwalić już na początku i dowieźć te swoje punkciki uciułane  na metę, ale na szczęście Maciej wyskoczył co koń... wyskoczy i i pognałem za nim, tempo skoczyło do poziomu blastów pana  Lombardo. To był taki poziom przy którym mijany Josip wydał mi się nie naszym teamowym wymiataczem na karbonowym superiorze, a pobiedziską babcią jadącą do polomarketu na swoim wigry 3. Na szczęście Josip się w porę pozbierał i zaczął przypominać siebie samego, pomimo kaca o którym coś tam wspominał. Dość szybko uformowała się spora grupa licząca tak na moje oko ze 20 osób. Tempo nie nastrajało do oglądania okolicznych lasów sadzonych pod sznurek. Ale przyznać trzeba że jazda w takiej grupie wymaga tylko patrzenia na jadących przed siebie, a rower właściwie jedzie sam, na płaskim to nawet odpocząć można. Po niedługim czasie dotarliśmy na stadion. Przed nami zamajaczyła sylwetka JP, wkrótce i on został wchłonięty przez nasz peleton. Na asfalcie pomyślałem sobie "ciekawe czy utrzymam to tempo", ale w sumie żaden kryzys większy mnie nie dopadł. Niestety gdzieś na 45 km najechałem przednim kołem na leżący wzdłuż kij i zaliczyłem fajną glebę z przywaleniem głową o grunt. Na szczęście to nie asfalt a piach więc skońcyło się na tym, że zobaczyłem gwiazdy, ale szybko się pozbierałem. No ale grupka moja już odjechała w siną dal. Ale okazało się że jednak jestem zdeterminowany i mam siłę cisnąć dalej. Wkrótce dogoniłem Michała Zbroszczyka i Macieja, oraz innych maruderów z naszej grupki, a kilometry do mety mijały nadzwyczaj szybko. W końcu ostatnia asfaltowa prosta, łapię za  golenie i cisnę mocnym ale jednak nie w trupa tempem (no bo nie chcę żeby ktoś mnie obrobił na kresce). Tuż przed metą obracam się i widzę Macieja tuż za sobą, jednak nie ma czasu na wspólny przejazd przez krechę. I koniec.

Wjeżdżam na stadion (foto by Jurek)
Okazuje się że jestem 6. w swojej kategorii, a w naszej grupce jechali zawodnicy z M-4 od drugiego do piątego miejsca, czyli była szansa na powalczenie o podium. No trudno. Ale na pocieszenie jest to że awansowałem w generalce (przynajmniej wg moich obliczeń) na 5. miejsce. Jakie tam pocieszenie... to był jeden z najlepszych wyścigów w moim wykonaniu i tylko mały pech zdecydował że nie walczyłem o pudło. A na dodatek na mecie spotkałem wielu fantastycznych znajomych... trochę szkoda że ten sezon już się kończy. No ale przecież będzie następny... no nie.

Wszyscy goglowcy to jedna rodzina...
Czas: 2:04:17 - zwycięzca (Mateusz Mróz) 1:53:42 czyli 91,48% a strata do 3. w kategorii 1:24... oj było blisko.


Pyszna kawka i ciasto od Radka Kozala.

Witam zwyciężczynię kategorii K cośtam cośtam plus



Kategoria Maraton/XC/CX