Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi z3waza ze starożytniego miasteczka Pobiedziska. Mam przejechane 74680.40 kilometrów w tym 20878.01 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.70 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy z3waza.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 49.00km
  • Czas 01:38
  • VAVG 30.00km/h
  • Sprzęt Lorella Mortirolo
  • Aktywność Jazda na rowerze

Chwałkówko

Czwartek, 24 lipca 2014 · dodano: 24.07.2014 | Komentarze 0

3 pętle wzdłuż S5 po pagórach koło Chwałkowa. Na powrocie spotkałem Damiana szykującego się do niedzielnego triatlonu. Przejechałem się z nim kawałek. I do domu. Czas i dystans z obliczeń bo mi licznik dziś padł, a endo nie włączałem.
Ps. dla tych co nie załapali
Col du Tompaduax = przełęcz Tąpadła :D


  • DST 44.00km
  • Czas 01:31
  • VAVG 29.01km/h
  • VMAX 63.60km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Podjazdy 500m
  • Sprzęt Lorella Mortirolo
  • Aktywność Jazda na rowerze

Col du Tompaduax

Wtorek, 22 lipca 2014 · dodano: 22.07.2014 | Komentarze 1

Trasa dokładnie jak dzień wcześniej. Z tym że na drugim podjeździe dogoniłem jednego młodziaka (właśnie po maturze) i trzeba było się utrzymać. Nie powiem momentami ciężko było złapać oddech, za to ogólny czas przejazdu o 3 minuty krótszy.


  • DST 44.00km
  • Czas 01:34
  • VAVG 28.09km/h
  • VMAX 60.10km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Podjazdy 500m
  • Sprzęt Lorella Mortirolo
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nie nie nie...

Poniedziałek, 21 lipca 2014 · dodano: 21.07.2014 | Komentarze 3


Nie wyjechałem jeszcze na wakacje w żadne góry... to tylko służbowy wyjazd do Wrocławia, a tam wystarczy pojechać 30km na południe żeby dojechać do pierwszej góry z prawdziwego zdarzenia, nie jakiegoś tam morenowego pagóra.
No to jak już pojechałem to trzeba było się zmierzyć z trasą po której kolarze ścigają się o tytuł mistrza Polski o czym świadczą liczne napisy na asfalcie typu "Goły - pełny gaz", "Kwiato!", "Hono Hono". Sam podjazd niezbyt trudny, ale przy temperaturach panujących ostatnio wyciska z człowieka wodę jak z gąbki. Pierwszą pętlę jechało mi się ciężko bo nie zdążyłem się porządnie rozgrzać i czułem się jak by mi kto do nóg uwiązał po worku pyrów. Ale z czasem złapałem właściwe tempo, a to najbardziej lubię na dłuższych podjazdach, tym bardziej że nagrodą był najpierw dość szybki zjazd który potem przeszedł w drogę idącą przeważnie delikatnie w dół, więc bez specjalnego wysiłku trzymałem sobie tempo. Druga pętla już poszła jak z płatka i w sumie gdyby nie zapadający zmrok to chyba bym się zdecydował i na trzecią. W samej Sobótce z której startowałem jest malownicza galeria sław kolarstwa polskiego.
A tu kilka zdjęć z tej galerii:

Szurkowski i Szozda

Edward Barcik

Szczepkowski i Faltyn


Zenon Jaskuła

Lech Piasecki

Joachim Halupczok

Tomasz Brożyna

A to moja Lorella grzeje się przy sławie Stasia Szozdy...
No i ja tam byłem:

Trasa:



  • DST 6.00km
  • Czas 00:17
  • VAVG 21.18km/h
  • VMAX 43.70km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Sprzęt Janek z Czarnolasu
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Zobaczyć wulkan i się ukulturalnić przypadkiem

Niedziela, 20 lipca 2014 · dodano: 20.07.2014 | Komentarze 1

Asia wróciła z dziewczynami znad jeziora a ja sobie czekałem z moją Lorellą pod drzwiami schnąc dalej na wiór i marząc o zimnym piwie. Okazało się, że w lodówce nic nie ma. No to jedziemy po duże jasne, a tu zonk - nasz samochód złapał panę :(. Pojechaliśmy więc rowerami zobaczyć od której jutro rano jest otwarty wulkanizator, a potem na rynek po coś bursztynowego, bąbelkującego i zimnego. Okazało się że na rynku chodzi jakaś wiaruchna na szczudłach więc Asia wygłodniała kultury zaciągnęła mnie na oglądanie o co tu chodzi. A to przyjechał mały teatr do małego miasta czy jak tam się nazywał ten program. Czyli na wiochę ogólnie. Odprawiali przedstawienie co się nazywa "Miłość dworska", generalnie chodziło o to co zwykle czyli seks, władza, pieniądze. No, a że u nas wiocha, to do głosów aktorów od czasu do czasu dołączali panowie spod sklepu ze swoimi niezbyt cenzuralnymi komentarzami. Na tyle jednak mało uciążliwie, że ochrona w postaci trzech spasionych panów w czarnych strojach ku swojej uldze zapewne nie musiała interweniować, czyli krótko mówiąc (jakby to ujął red. Kurek) można było potraktować te wtręty jako swego rodzaju improwizację. W każdym razie w sztuce pan dostał to na czym mu bardzo zależało, tym bardziej że i pani księżniczka była całkiem chętna do wydawania.  No i jak się wszystko dobrze rozwijało przyszła śmierć na szczudłach i pokryła wszytko czarnym całunem. W sumie pozytywny koniec - no bo inaczej niż w typowych bajkach żyli krótko i szczęśliwie, za to nie nudno. Ale jak już poszła ta czarna na szczudłach to głowni bohaterowie wyszli spod całunu w całkiem współczesnych strojach. Moja interpretacja: śmierć okazała się snem, a sztuka zyskała walor hiperealistyczny, no bo kto to widział turystów w Pobiedziskach po 22, jeszcze by po ryju dostali od tych co komentują pod sklepem. No a w międzyczasie zakupione piwo się ogrzało, ale cóż nawet darmowe ukulturalnianie musi mieć swoją cenę.


  • DST 66.00km
  • Czas 02:16
  • VAVG 29.12km/h
  • VMAX 45.50km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • HRmax 169 ( 94%)
  • HRavg 142 ( 79%)
  • Kalorie 1469kcal
  • Sprzęt Lorella Mortirolo
  • Aktywność Jazda na rowerze

Samum

Niedziela, 20 lipca 2014 · dodano: 20.07.2014 | Komentarze 3

Popołudniowy wyjazd z działki przez Swarzędz i Tulce. Gdzieś pod Tulcami minął mnie bus z Fogtami, ale nie dali znać. Cały wyjazd pod znakiem gorącego wiatru z północnego-wschodu, póki pomagał było nieźle, ale od nawrotu w Tulcach zaczęła się orka, zaraz za Tulcami złapałem jakiegoś triatlonowca, który po wyprzedzeniu go siadł mi na kole. Zmuszony byłem więc dać pokaz siły i dygać pod ten paskudny wiatr. Gdzieś między Tulcami a Gowarzewem jakiś pieprzony idiota w Passacie zmusił nas do zjechania na pobocze, bo debil sobie wyprzedzał. Z triatlonistą rzuciliśmy pod jego adresem wiązankę bojową składającą się z słów na "P" i "Ch", a nie dalej jak wczoraj mówiłem, że w Polsce się zmienia na standardy europejskie traktowanie rowerzystów na drodze. No tak zmienia się ale się jeszcze nie zmieniło. Ale tam chuj z nim i niech spierdala na drzewo (czego mu tak naprawdę nie życzę).
Ponieważ wiatr naprawdę dawał się we znaki to postanowiłem jechać zakosami - w Gowarzewie skręciłem na Trzek - przynajmniej wiało z boku. Droga z Klonów na Kostrzyn też nie była najgorsza. Ale już od Kostrzyna wzdłuż S5 to była orka okrutna. Stosowałem jedyną skuteczną w takich sytuacjach metodę - "Jak dojedziesz do linii lasu będzie lepiej", "Byle do wiaduktu", "Droga lekko skręci i będzie mniej uciążliwie" (a tu gówno)
Ale wiedziałem że od Wierzyc do Pobiedzisk zacznie się sielanka i to mnie trzymało. Tam zacząłem sobie robić tzw. selfies czyli swojskie sweet focie. Najmniej nieudana znajduje się poniżej:

No ale przynajmniej będzie wpis ze zdjęciem ;)
Przy okazji wyciągania komórki, przypadkiem zadzwoniłem do Seby, więc i on oddzwonił i tak pół drogi z Wierzyc do Pobiedzisk przegadałem z nim riding with no handlebars co zaskutkowało tym że  po pierwsze nie podniosłem sobie średniej, a po drugie bolała mnie dupa bo siedzenie jak na klopie na sportowym siodełku nie jest zbyt wygodne, a po trzecie przypomniała mi się piosenka zespołu Flobots którą zamieszczam na końcu. No i minąłem się z Hulajem, ale ponieważ gadałem z Sebą to tylko mu kiwnąłem i tyle.
Ogólnie rzecz biorąc przyjechałem do chaty umordowany przez ten gorący wiatr i wysuszony na wiór pomimo wypicia dwóch bidonów 0,7. Ale cóż... stal trzeba hartować, hehe.




  • DST 75.00km
  • Czas 02:25
  • VAVG 31.03km/h
  • VMAX 49.50km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • HRmax 170 ( 94%)
  • HRavg 150 ( 83%)
  • Kalorie 1678kcal
  • Sprzęt Lorella Mortirolo
  • Aktywność Jazda na rowerze

Vale e salve

Sobota, 19 lipca 2014 · dodano: 20.07.2014 | Komentarze 4

Dość nagle i niespodziewanie sprzedałem swoją szoskę zwaną Gina. A że był to rower na którym jeździło mi się wyjątkowo dobrze, to kolejną mogła być tylko i wyłącznie włoska piękność i najlepiej ze stajni Wiliera. A że jak już zmieniać to na lepsze to mój wybór padł na karbonową ślicznotkę Wilier Mortirolo. A ponieważ to ślicznotka, a do tego włoska musiała dostać adekwatne imię... i oto jest:

Lorella z profilu

Lorella en face
Ale zanim przejdę do opowieści o nowym nabytku... kilka wspomnień ze wspólnych wypraw z Giną
Na Pradziada - moja pierwsza prawdziwie górska wyprawa szosą, razem z Sebą i Kłosiem. Epicki, niezapomniany wyjazd z bombami, pięknymi widokami i wielkim upałem w tle.
Liczne wycieczki z żoną po naszej pięknej okolicy jak np. ta po czterech powiatach połączona z odwiedzeniem pięknego pałącu pasującego całkiem do naszych rowerków. Musimy sobie kiedyś taki pałacyk do nich dokupić :)
Wspólny urlop nad morzem.
Wspólne wyjazdy na delegacje. Np. na Rzeszowszczyznę.
Liczne treningowo-lansiarskie wyjazdy z kolegami, najczęściej z Sebą.
Wyjazdy na piwo z żoną np. do Bydgoszczy.
Czasem nawet jazda w terenie.
No i pierwsze moje wyścigi szosowe jak na razie niezbyt udane ale rokujące na przyszłość.
Podsumowując - było pięknie, ale wszystko się kiedyś kończy, a kończy się po to aby mogło zacząć się coś nowego :)
I się zaczęło - kolejna przygoda z kolejną włoską szosą. Kupiłem ją z rana po oględzinach w tygodniu. Zaraz zabrałem ją do domu i tam uszykowałem na dziewiczy rejs. Szykowanie objęło założenie mojego siodła, założenie ciasnej kasety (11-25), bo rowerek kupiłem z kasetą 13-29. Taka miękka kaseta przyda się jeszcze bo mam zamiar odwiedzić góry. Założenie licznika, regulację wysokości i długości... i hajda na rower. Nic to że w południe żar lał się z nieba, rowerek nabierał  szybko prędkości, a wtedy włączała się klima i upał tak nie doskwierał. Pierwsza trasa objęła:
- Pobiedziska i pierwszy najazd na kanał gdzie zamiast standardowego kopnięcia w tyłek usłyszałem tylko głuche łup łup i lekki pomasowanie czterech liter - jednak karbon rzeczywiście tłumi drgania.
- Wierzyce
-górki w Chwałkówku gdzie miałem okazję potestować dynamiczne podjazdy 
-Żydówko - dało się przejechać miejscowe pagóry z prędkością 40km/h i więcej
-Owieczki
-Waliszewo gdzie zbój-karczmarz tylko na mnie popatrzył
-Kiszkowo
-Krześlice
-Wronczyn
-Odcinek specjalny między Wronczynem a Tucznem umożliwiający przetestowanie tłumienia na gęstych nierównościach.
-Tuczno - było ono moim praktycznym celem - gdyż tam rezyduje Kuba, który wisiał mi dętkę po Błękitnej pętli. Tam zabawiłem krótką chwilę, gdyż żona już wzywała, zaniepokojona moją przedłużającą się randką z Lorellą
-i powrót przez Pobiedziska do naszej letniej hacjendy w Gorzkim Polu.
Pierwsza trasa zaliczona, wrażenia jak najbardziej pozytywne, jak ktoś jej ode mnie nie będzie chciał koniecznie kupić to myślę że zaprzyjaźnimy się na dłużej. :)






  • DST 33.00km
  • Czas 01:25
  • VAVG 23.29km/h
  • VMAX 44.10km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • HRmax 160 ( 89%)
  • HRavg 118 ( 65%)
  • Kalorie 615kcal
  • Podjazdy 54m
  • Sprzęt Janek z Czarnolasu
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Powyścigowo

Poniedziałek, 14 lipca 2014 · dodano: 14.07.2014 | Komentarze 0

Trasa taka sama jak przedwyścigowa, tym razem zabraliśmy sąsiada na trekingu i tak wyszło że dla mnie i dla Asi rege, dla sąsiada tempówki :)
Dziś uznaliśmy, że najlepiej jak ja jadę na góralu a Asia mi siedzi na kole na szosie, nawet na górce na Czerniejewskiej klasycznie wyszła mi z koła i pozamiatała mnie na kresce :)


  • DST 52.00km
  • Czas 01:40
  • VAVG 31.20km/h
  • VMAX 57.60km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • HRmax 175 ( 97%)
  • HRavg 142 ( 79%)
  • Kalorie 1195kcal
  • Sprzęt Gina
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Błękitna pętla

Niedziela, 13 lipca 2014 · dodano: 14.07.2014 | Komentarze 6

Drugi wyścig szosowy w życiu...
Wyjeżdżamy rano z Maciejem spod naszej hacjendy... nastroje jak widać bojowe

ale też pełne optymizmu

Niestety sam wyścig tym razem dla mnie klęska kompletna.

Po rozgrzewce
Zaczęło się wyśmienicie, po krótkiej rozgrzewce z Maksem i Kubą stajemy  w szrankach, ja ruszam trochę z tyłu, ale łapię koło i przesuwam się szybko do przodu. Wkrótce jestem na właściwej pozycji - trochę za absolutną czołówką ale mając ich w zasięgu wzroku. To dobre miejsce bo pozwala uniknąć jazdy na gumce. Jest więc nieźle, tempo nawet nie jest jakieś masakryczne, aż tu nagle walę kołem w dziurę. A rower coś wyraźnie przestaje jechać, zwalniam przekonany że to pana, ale nie, może scentrowane koło bije o hamulce, też nie... chyba po prostu po uderzeniu spadł mi łańcuch stąd efekt, ale zanim się zorientowałem wszyscy odjechali bo to był dopiero 3 km. A przede mną była droga wprost pod wiatr - tak z 6 km - dojść peleton w takich warunkach nie sposób, a nawet jakbym doszedł, to byłbym tak zmachany, że zaraz bym odpadł. Za zakrętem spotykam Kubę naprawiającego koło, zatrzymuję się obok, bo w sumie co mi pozostało - poczekać na dubla i zabrać się treningowo na kolejne kółka. Ale pomimo wymiany dwóch dętek dubla nie dostajemy. Jedziemy więc w stronę mety ja się co chwila obracam patrząc czy nie nadlatuje stado szerszeni, Kuba w pewnym momencie się odkleja i tak jadę sobie sam.

Kończę 1. kółko - Kuba za mną.
Mniej więcej w miejscu w którym wpadłem w dziurę dubluje mnie ucieczka, tym nawet nie siadam na koło, Druga i największa grupa mija mnie dopiero w połowie drugiego kółka, z tym się zabieram i lecę czas jakiś. Momentami jest nieźle  jak czoło łapie wiatr to się kulamy do niemal 60 km/h.

Jadę sobie w grupie

Po kółku z nimi odczuwam że jednak się zakwasiłem mocno jadąc samotnie pod wiatr, a poza tym adrenalinka już nie ta, więc odpuszczam i zjeżdżam po trzecim kółku.
Na mecie czeka już Asia i sympatyczna ekipa gnieźnieńska. Pozostaje nam zaczekać na walczących jeszcze Maksa i Binia, co upływa w wesołym nastroju.


Chłopaki walczą
Jak zwykle nic nie ugraliśmy, ale nie po to tu przyjechaliśmy, mi po 2. DNF w życiu złość dość szybko minęła. W sumie udany dzień, no jeszcze może żebym ukończył, ale co się odwlecze...
Kategoria Tour de France


  • DST 33.00km
  • Czas 01:14
  • VAVG 26.76km/h
  • VMAX 40.10km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • HRmax 165 ( 92%)
  • HRavg 126 ( 70%)
  • Kalorie 600kcal
  • Sprzęt Gina
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Przedwyścigowo

Sobota, 12 lipca 2014 · dodano: 12.07.2014 | Komentarze 0

Z Asią przed Błękitną Strzałą. Może jutro wystartuję, może nie, ale na pewno przyjadę.


  • DST 53.00km
  • Teren 25.00km
  • Czas 02:16
  • VAVG 23.38km/h
  • VMAX 41.56km/h
  • Temperatura 31.0°C
  • Sprzęt Kross sztywniaczek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Gdzieś w Kampinoskim PN

Wtorek, 8 lipca 2014 · dodano: 12.07.2014 | Komentarze 0

Pojechałem początkowo znanymi sobie szlakami, a potem jak to bywa w lesie zakręciłem się nieco i dotarłem nad olbrzymie bagno.

Zrobienie powyższego zdjęcia kosztowało życie tak gdzieś z 10 gzów, gdyż rzuciły się na mnie wściekle jak tylko zatrzymałem się na kładce żeby uwiecznić wielkie morze trzcin czy innej wiechliny.
A potem wyjechałem zupełnie gdzie indziej niż myślałem że wyjadę. Na szczęście w tym miejscu działał już internet więc mogłem sprawdzić jak dostać się w okolice Palmir gdzie czekał na mnie zaparkowany samochód. Wracałem zatem asfaltem żeby mnie zapadający zmierzch nie dopadł w lesie, bo nocleg z dzikami, czarnymi bocianami i gzami nie uśmiechał mi się specjalnie.
Po drodze spotkałem jednego szoszona co pytał mnie o drogę, niestety nie mogłem mu wiele pomóc i tak se pogadaliśmy on ze Szczecina a ja spod Poznania :)
Potem wyprzedził mnie jeszcze jeden szoszon, dzięki niemu dostałęm się nieco szybciej w okolice auta, bo twardo cisnął w okolicach 40.